czwartek, 21 sierpnia 2014

Przesunięcie ku czerwieni

Czym jest redszift?

Jeśli linie emisyjne światła pochodzącego z gwiazdy lub galaktyki pojawiają się na niższej częstotliwości (przesuwają się ku czerwieni), niż analogiczne linie widoczne w spektrum Słońca, mówi się, że obiekt ten wykazuje "dodatni redszift". Powszechnie akceptowane wyjaśnienie tego efektu jest takie, że obiekt ten porusza się w przeciwnym do nas kierunku. Interpretacja ta bazuje na analogii do obniżonego tonu gwizdu oddalającego się od nas pociągu. Powstaje pytanie: czy to jedyne wyjaśnienie powstawania redsziftu, jak zakładają współcześni fizycy? Staje się jasne, że odpowiedź na to pytanie brzmi: kategorycznie NIE!

Jeśli długość fali linii absorpcyjnych obiektu wynosi, powiedzmy, 1,56 "normalnej" długości (długość obserwowana w laboratorium na Ziemi), mówimy wówczas, że obiekt ma dodatni redszift równy z = 0,56. Wartość "z" to po prostu ułamek wzrostu długości fali linii spektralnych. Prosta interpretacja tego faktu jest taka, że obiekt oddala się od nas z prędkością 0,56 prędkości światła. Fizycy głównego nurtu wierzą, że prędkość obiektu, v = cz. Obiekt ten musi więc znajdować się bardzo daleko od Ziemi.

Ale wysoki redszift nie musi oznaczać, że obiekt jest daleki. Istnieje inny, bardziej istotny powód wysokich wartości redsziftu.

Halton Arp

Halton C. Arp jest profesjonalnym astronomem, który, w początkach kariery, był asystentem Edwina Hubble'a. Zdobył nagrody Helen. B. Warner, Newcomb Cleveland oraz Alexander von Humboldt Senior Scientist Award. Przez lata pracował w obserwatoriach Mt. Palomar i Mt. Wilson. Sporządził swój dobrze znany katalog "Galaktyk osobliwych" - bezkształtnych lub nieregularnych.

Arp odkrył, robią zdjęcia przez duże teleskopy, że wiele par kwazarów o ogromnie dużym redszifcie (...) jest fizycznie połączonych z galaktykami o niskim redszifcie i położonych relatywnie niedaleko nas. Arp posiada fotografie wielu par kwazarów o wysokim redszifcie, położonych symetrycznie bo bokach galaktyk o niskim redszifcie, które zdają się być ich obiektami macierzystymi. Pary te odnajdują się znacznie częściej, niż pozwalałby na to zwykły rachunek prawdopodobieństwa. Fizycy nurtu głównego próbują wyjaśnić obserwacje Arpa jako "iluzje" lub "przypadkową pozorną lokalizacją". Tym niemniej duża liczba kwazarów połączonych fizycznie z galaktykami o niskim redszifcie, które sfotografował i skatalogował, przeczy tym wymówkom.

Fotografie Arpa spowodowały, że założenie, jakoby obiekty o dużym redszifcie były bardzo daleko od nas - na czym bazuje teoria Wielkiego Wybuchu oraz "akceptowana kosmologia" - okazało się być fałszywe. Co za tym idzie, teoria Wielkiego Wybuchu została sfalsyfikowana.

NGC 4319 i Markarian 205

Głównym przykładem odkryć Arpa jest połączona para obiektów NGC 4319 i Markarian 205.

Dr. Arp wykazał w swojej książce "Kwazary, redszift i kontrowersje", że istnieje fizyczne połączenie pomiędzy galaktyką spiralną z poprzeczką NGC 4319 a kwazaro-podobnym obiektem Markarian 205. Mamy tu obecność fizycznego połączenia. Oni twierdzą, że te obiekty nie są blisko siebie - są pozornie zbliżone.

4 kwietnia 2002 roku, astronom amator John Smith z Oro Valley, AZ, otrzymał obraz owych dwóch obiektów. Autor tej strony skwantował obrazek, aby uwidocznić kontury izofotów (ten sam kolor). Rezultat pokazany jest poniżej. Izofoty w centrum NGC 4319 sugerują, że jest to faktycznie galaktyka spiralna z poprzeczką. Również główne ramiona zdają się wychodzić poza ich korzenie. Obydwie te obserwacje zostały odnotowane przez Arpa i opisane jako takie w jego książce. Zauważmy, że tylko izofoty obiektu Mark 205 łączą się z NGC 4319. Żaden inny obiekt w pobliżu nie jest w ten sposób zniekształcony.

Potem, 7 sierpnia 2002 roku, astronomiczne zdjęcie dnia pokazało obraz tego samego obiektu wykonany przez Teleskop Kosmiczny Hubble'a. Orientacja jest odmienna. Po obróbce obrazu HST w ten sam sposób, otrzymano:

z lewej - (a), z prawej - (b)

Zauważmy, na obrazie izofotowym (b), dystorsję w kształcie Mark 205, kierującą się ku NGC 4319. Występują również dodatkowe masy na linii łączącej środki obydwu obiektów. Ale naukowcy z NASA nie mogli dostrzec żadnego połączenia pomiędzy tymi dwoma obiektami.

ficjalne wyjaśnienie NASA dotyczące fotografii, brzmi: "Wygląd może mylić. Na tym obrazie z Kosmicznego Telekopu Hubble'a, niezwykły kosmiczny duet, galaktyka spiralna NGC 4319 (w środku) oraz kwazar zwany Markarian 205 (na prawo u góry) zdają się być sąsiadami. W rzeczywistości, nie leżą nawet w tym samym mieście. Dzieli je czas i przestrzeń. NGC 4319 znajduje się 80 milionów lat świetlnych od Ziemi. Markarian 205 leży więcej niż 14 razy dalej, 1 miliard lat świetlnych od Ziemi. Bliska obecność Mrk 205 i NGC 4319 jest kwestią przypadku." Profesjonalni astronomowie zdają się być tak zapatrzeni w swoją teorię "odległości równej redsziftowi", że nie widzą tego, na co patrzą własnymi oczami.

Kwintet Stefana

W swojej książce, na stronach 96-101 Halton Arp omawia przykład pięciu oddziałujących ze sobą galaktyk NGC 7317, 7318A, 7218B, 7319 i 7320, tworzących Kwintet Stefana. Ostatnia z nich, NGC 7320, posiada redszift o wartości 800 km/s. Pozostałe cztery mają redszift równy 5700 km/s lub 6700 km/s. Astronomowie głównego nurtu twierdzą, że owe cztery znajdują się około ośmiokrotnie dalej od nas niż pierwsza. Oznacza to, że nie powinno być żadnej interakcji pomiędzy nimi a NGC 7320.

Arp donosi: "Najgłębsza 200 calowa (Mt. Palomar) klisza, jaką udało mi się otrzymać, jasno pokazuje 'ogon' wychodzący z południowo wschodniego końca NGC 7320." Wypunktowuje: "Ogon, jak ten, wychodzący z NGC 7320... może powstać tylko na skutek fizycznej interakcji z sąsiednimi członkami Kwintetu."

Nadmienił też, że co najmniej jeden amator był w stanie zauważyć ów ogon, chociaż "to niezwykłe, że tak wielu profesjonalistów ma problemy z jego dostrzeżeniem." NASA rutynowo obcina zdjęcia Kwintetu Stefana, aby ogon nie był widoczny.

Aczkolwiek mój dobry przyjaciel, astronom amator John Smith, zdobył pełny obraz Kwintetu.

Duża, czarna galaktyka po lewej to NGC 7320 o niskim redszifcie. Idąc przeciwnie do wskazówek zegara, mamy kolejno 7317, 7318A, 7318B i 7319. Na górze obrazka znajduje się mała galaktyka NGC 7320C. Po obróbce cyfrowej zwiększającej kontrast, otrzymujemy poniższy rezultat:

Widać wyraźnie, że 'ogon' rzeczywiście wychodzi z NGC 7320 ku lewej. W rzeczy samej, zdaje się on zaginać ku górze i łączyć z małą galaktyką NGC 7320C. Redszift tej małej galaktyki towarzyszącej wynosi z = 0,02, czyli około dziesięciokrotność NGC 7320.

Zatem, ponownie mamy dowód na fizyczne połączenie obiektów o wielkiej różnicy w redszifcie.

Wewnętrzny redszift

Arp wierzy, że obserwowany redszift każdego obiektu składa się z dwóch czynników - wewnętrznego i prędkościowego. Komponent prędkościowy jako jedyny jest uznawany przez astronomów głównego nurtu. Redszift wewnętrzny jest właściwością materii w obiekcie. Zmienia się on z biegiem czasu w dyskretnych skokach. Sugeruje, że kwazary są zwykle emitowane przez galaktyki macierzyste z wewnętrznym redsziftem równym z = 2. W miarę oddalania się, ich redszift skokowo maleje. Często, gdy wewnętrzny redszift maleje do około z = 0,3, kwazar zaczyna wyglądać jak mała galaktyka lub obiekt BL Lac, oraz zaczyna opadać z powrotem na swojego rodzica, wciąż zmniejszając redszift. Posiada diagramy i fotografie wielu takich grup rodzinnych. Każdy dodatkowy redszift (poniżej i powyżej wewnętrznego) jest faktycznie spowodowany prędkością. Ale to wewnętrzny jest miarą wieku obiektu i stanowi przypuszczalnie większą część całkowitego redsziftu kwazara.

Co więcej, wartości wewnętrznego redsziftu z wydają się być skwantowane! Niezwykle spoiste zgrupowania owych wyliczonych wartości koncentrują się wokół z = 0,061; 0,3; 0,6; 0,96; 1,41; 1,96 etc. jako (1 + 2z) = 1,23(1 + z). Już samo istnienie tej kwantyzacji jest wystarczającym dowodem przeciw pomysłowi, że redszift spowodowany jest tylko prędkością ucieczki. Owa kwantyzacja oznacza (w interpretacji dystansu redsziftowego), że kwazary musiałyby leżeć na powierzchniach koncentrycznych powłok, których wspólnym środkiem byłaby Ziemia. Kopernik stwierdził jednak dawno temu, że Ziemia nie jest centrum niczego!

Ostatnio astronomowie głównego nurtu radośnie oświadczyli, że nie znaleźli żadnego efektu kwantyzacji w wartościach redsziftu kwazarów. Oczywiście, że nie znaleźli! Surowe wartości całościowego redsziftu kwazarów nie są skwantowane. To wartości ich wewnętrznego redsziftu są.

Zamiast nominować go do nagrody oraz rozpatrzeć ponownie założenie o tożsamości redsziftu z odległością, Arp był (i ciągle jest) dyskryminowany - systematycznie odrzuca się publikacje jego wyników i odmawia przydziału czasu do teleskopu. Można by się spodziewać, że w końcu teleskop Chandra, Kosmiczny Teleksop Hubble'a i wszystkie wielkie teleskopy naziemne zwrócą się ku ekscytującym odkryciom Arpa w celu potwierdzenia lub obalenia jego rewelacji raz na zawsze. Zamiast tego, obiekty owe zostały całkowicie wykluczone z badań. Oficjalne fotografie są rutynowo obcinane, aby je ukryć. Przywołuje to na pamięć historię Galileusza oraz klechów, którzy odmówili spojrzenia przez jego teleskop.

Dowody mówią, że Arp ma rację - kwazar przed pobliską galaktyką

Finalnym niezbywalnym dowodem falsyfikującym teorię odległości redsziftowej jest następujące zdjęcie galaktyki NGC 7319 (redszift z = 0,0225). Mały obiekt wskazany strzałką to kwazar (redszift z = 2,11). Ta obserwacja kwazara pomiędzy galaktyką a Ziemią byłaby niemożliwa, gdyby kwazar miał być ponad dziewiętnaście razy dalej od Ziemi, niż galaktyka.

Silniej powiększony obraz kwazara pokazuje "dżet" materii wychodzący z centrum NGC 7319 ku kwazarowi.

A więc Arp ma rację w swoim twierdzeniu, że redszift obiektów jest w pierwszej kolejności spowodowany ich młodością, a dopiero w drugiej przez prędkość. A co za tym idzie, kwazary nie są najbardziej jasnymi, odległymi i oddalającymi się obiektami - są jednymi z najmłodszych.

Teoria Wielkiego Wybuchu jest fałszywa - nie dlatego, że ja czy inni tak twierdzą, tylko ponieważ została naukowo sfalsyfikowana przez ludzi takich, jak Halton Arp i jemu podobni.

Arp żyje obecnie na emeryturze w Niemczech. Jego zdrowie nie jest najlepsze. Ale jego praca będzie zapamiętana na zawsze.

Przetłumaczono z http://electric-cosmos.org/arp.htm

Układ Słoneczny

Plazma słoneczna

Przestrzeń wokół Słońca, jego korona i dalej, wypełniona jest plazmą. W rzeczywistości większość przestrzeni jest nią wypełniona - w większości będącą w trybie ciemnego prądu. Planety i ich księżyce niosą przez plazmę ładunek elektryczny. Morze plazmy, w którym zanurzony jest Układ słoneczny, rozciąga się do tego, co nazywamy heliopauzą - gdzie przypuszczalnie znajduje się warstwa podwójna, oddzielająca plazmę słoneczną od plazmy o niższym woltażu, wypełniającej ramię naszej Drogi Mlecznej.

W rozbłyskach słonecznych oraz koronalnych wyrzutach masy (CME), naładowane cząstki są wyrzucane ze Słońca. Wypływ ten stanowi prąd elektryczny. Jaką formę przybierają te prądy w plazmie? Skręcają się.

Planetarne ogony magnetyczne

Każda planeta posiada otoczkę plazmową - dobrze znane zjawisko elektryczne - którego rozmiar i kształt zdeterminowane jest przez różnice potencjałów elektrycznych (woltaż) planety i otaczającej plazmy słonecznej. Ma ona z reguły kształt łzy lub rękawa, zwróconego ostrym końcem od Słońca. Granicą tej otoczki jest warstwa podwójna, oddzielająca plazmę otaczającą planetę od plazmy słonecznej.

Oddziaływania ogonów magnetycznych

Otoczka plazmowa Wenus jest szczególnie długa, prawie dotyka Ziemi, gdy obie planety są w największym zbliżeniu. Ogon plazmowy Jowisza jest w podobnej korelacji z Saturnem. Niedawno astronomowie z NASA odkryli coś, co nazwali sznurowatymi tworami w ogonie Wenus. Takie skręcone (sznurowate) włókna przedstawiają dokładnie ścieżki, jakimi podążają prądy Birkelanda w plazmie. W widoczny sposób Wenus podlega wyładowaniu prądu elektrycznego. Warkocze plazmowe wszystkich planet są obecnie w trybie ciemnego prądu. Ale czy zawsze tak było? Starożytni donosili, że Wenus miała ogon i skręcone włosy. Czy mógł to być jej ogon plazmowy w trybie żarzenia, a może i nawet łuku?

Zastanówmy się, jak wyglądałby ogon Wenus widoczny z Ziemi. Średnica jej otoczki plazmowej jest przypuszczalnie dwu lub trzykrotnie większa od średnicy planety - powiedzmy, około 20 000 mil. Ale odległość Ziemi do Wenus podczas największego zbliżenia jest rzędu 26 milionów mil. Więc ogon Wenus jest jakieś tysiąc racy dłuższy, niż szeroki w najgrubszym miejscu. Jest to długi, cienki, skręcony, wężowaty kształt. Jeśli w jakimś czasie w przeszłości ogon Wenus był w stanie żarzenia, był on widoczny z Ziemi! Jak opisali by go starożytni.

Przekrój przez otoczkę plazmową

Gdy planeta jest otoczona przez otoczkę warstwy podwójnej, jest chroniona przed bezpośrednią interakcją elektryczną z ciałami zewnętrznymi. Dwie naładowane elektrycznie planety, każda otoczona przez taką otoczkę, nie widziały by się elektrostatycznie. Aczkolwiek, jeśli ciało posiadające odmienny woltaż spenetruje warstwę podwójną, wchodząc w sferę plazmy otaczającą planetę, mogą nastąpić, i nastąpią, oddziaływania elektryczne. A zatem, jeśli jakieś inne ciało, jak duży meteor (albo asteroida czy kometa) zbliży się dostatecznie do Ziemi, penetrując jej otoczkę plazmową, pomiędzy ciałami wystąpią gwałtowne wyładowania elektryczne. Byłoby, oczywiście, niefortunne, stać w miejscu, gdzie wyładowania te biorą początek. Ale same wyładowania mogą zniszczyć intruza i ochronić Ziemię przed katastrofalną kolizją.

fizyk Wal Thornhill twierdzi, że Io, najbliższy spośród czterech dużych księżyców Jowisza, doświadcza obecnie wyładowań elektrycznych z Jowisza, i jest na skutek tego elektrycznie okrawany. Wskazał, że Io jest żywym elektrycznym laboratorium wyładowań plazmowych, zachodzących wokół nas, jeśli tylko chcemy je zobaczyć. NASA udostępniło fotografię Io, widoczną poniżej. Io płonie. Zauważmy, że największe żarzenie ma miejsce bezpośrednio w stronę Jowisza oraz w przeciwną. Słynne wulkany na Io nie mogą być wulkanami, ponieważ przemieściły się na odległość wielu mil od czasu ich odkrycia. Również materiał przez nie wyrzucony nie układa się w koło, jak materiał wulkaniczny, lecz w cienki pierścień, jak materiał z działa plazmowego. Są to wyraźnie wyładowania elektryczne, nie wulkany.

Oryginalny podpis zdjęcia:

Ten niesamowity widok księżyca Jowisza, Io, otrzymany został przez pojazd NASA, Galileo, gdy księżyc był w cieniu Jowisza. Gazy nad powierzchnią satelity powodują żarzącą się mgłę, widzialną w świetle widzialnym (czerwień, zieleń i fiolet). Te żywe kolory, spowodowane kolizjami cząsteczek atmosfery Io z energetycznymi, naładowanymi cząstkami, złapanymi w magnetosferę Jowisza, nie były wcześniej obserwowane. Zielone i czerwone emisje wytwarzane są przypuszczalnie mechanizmem podobnym do tego, który na Ziemi powoduje zorze polarne. Jasne, niebieskie żarzenia oznaczają miejsca gęstych obłoków wydzielin wulkanicznych, i mogą być miejscami, w których Io jest elektrycznie podłączony do Jowisza.
(Podkreślenie dodane)

Geometria widoku pokazana jest na zdjęciu z prawej. Północ jest na górze, a Jowisz jest na prawo. Rozdzielczość wynosi 13,5 km na element obrazka. Zdjęcie zrobiono 31 maja 1998, z odległości 1,3 miliona kilometrów (800 000 mil) przez pokładowy sprzęt Galileo, podczas 15 orbity wokół Jowisza.

JPL zarządza misią Galileo dla Biura Nauk Kosmicznych NASA w Waszyngtonie. Ten obraz i dane otrzymane z Galileo opublikowano w WWW na stronie domowej misji Galileo: http://www.jpl.nasa.gov/galileo. dodatkowe informacje i materiały edukacyjne znajdują się na http://www.jpl.nasa.gov/galileo/sepo.

NASA niedawno skierowała próbnik Galileo do przejścia bardzo blisko wulkanów (wyładowań łukowych) - z następującym rezultatem (New Scientist 30 października, 1999):

10 października Galileo przeszedł 611 kilometrów od Io, używając swojej kamery do ujawniania małych na 9 metrów obiektów w okolicach wulkanu Pillan. Głos zabrało jednak promieniowanie, niszcząc krytyczne bity w pamięci komputera sondy oraz rozmazując wiele obrazów.

Komputer lecący przez silne pole elektryczne jest znacznie bardziej narażony na uszkodzenia swojej elektroniki, niż lecąc nie bliżej niż 380 mil od dymu i stopionych skał.

Planetarne szramy

Thornhill i jemu podobni badacze wierzą również, że monstrualna szrama w poprzek Marsa (kanion zwany Valles Marineris) powstał na skutek okrawania elektrycznego. Skały i odłamki, widoczne wszędzie na powierzchni Marsa, to przypuszczalnie skrawki powstałe w tym ogromnym procesie żłobienia. Popatrzmy tylko na jego rozmiary! Wielki Kanion w Arizonie zmieściłby się w jego małej części.

Jest wiele widocznych przykładów elektrycznego żłobienia na Marsie. elektryczne szramy mają charakterystykę, która umożliwia odróżnienie ich od erozji wodnej czy kraterów impaktowych. Wenus również wykazuje dowody na żłobienie jej przez elektryczność.

Obecnie toczy się debata pośród geologów, co konkretnie wyżłobiło Wielki Kanion w Arizonie. nie ma dowodów na to, gdzie się podziała wypłukana gleba! nie ma delty rzecznej. Materiał znikł. A rzeka Kolorado miusiałaby płynąć pod górę, żeby wyżłobić Wielki Kanion. Nie ma też dowodów na meteor, który wyżłobił krater meteorytowy. Czy oba te twory powstały na skutek obróbki elektrycznej? Jest to wysoce prawdopodobne. Szczegółowsze omówienie problemów związanych z przyjętym wyjaśnieniem powstania Wielkiego Kanionu znajduje się na stronie Wala Thornhilla.

Mars

Pełny obraz Marsa znajduje się poniżej. Zauważmy, że południowa półkula pokryta jest kraterami. Półkula północna jest w większości gładka i ma o wiele mniej kraterów. Jeszcze niżej są zdjęcia marsjańskich krętych strumyków. Zrobione są z łańcuchów mniejszych kraterów. To również jest charakterystyczne dla obróbki elektrycznej (z pewnością nie dla przepływu wody). Zauważmy słabe, poziome strumienie, przecinające większy. Poziome z pewnością powstały później, niż duży. Zauważmy również, że poziome wyżłobienia wnoszą się i opadają ze wzniesień, przeżynając się przez wcześniejsze struktury.

Tarasowe ściany kraterów i małe kratery poboczne na krawędziach większych również są charakterystyczne dla obróbki łukiem elektrycznym. Zauważmy, że ich podłoża są niemal dokładnie okrągłe. Gdy skręcający się łuk, żłobiący krater, zatrzyma się na pograniczu i nie wygaśnie, utworzy krater poboczny. Jest to jasno demonstrowalny efekt, który widać na na eksperymencie laboratoryjnym na CD Elektryczny Wszechświat Wala Thornhilla.

Wenus

Poniżej znajduje się zbliżenie na górną lewą część krateru Wenus - Buck'a. Jest to klasyczny przykład sytuacji, kiedy łuk ulegnie wygaszeniu, zanim zrobi kompletny, kołowy obrót. Na tym zdjęciu jest oczywiste, że kręte potoki zrobione są z ciągów małych kraterów. Dwa proste ścieżki znajdują się na lewo od krateru (jak również wykrzywiona w dół od środka zdjęcia). Kręte rzeki są jedną z typowych charakterystyk elektrycznego skrawania. Standardowe wyjaśnienie głównego nurtu tych podkowiastych kraterów jest takie, że jedna ze ścian się zawaliła. A jakie jest wasze zdanie?

Jeśli wszystkie impaktowe kratery na Marsie, Wenus czy naszym Księżycu rzeczywiście uformowały impakty, wówczas z prawdopodobieństwa wynika, że część z nich powinna być eliptyczna.Meteory bardzo rzadko uderzają pionowo. Z drugiej strony, pola elektryczne zawsze stykają się z przewodzącą sferą pod kątem prostym. To dlatego wszystkie te uderzeniowe kratery są okrągłe. Nie spowodowały ich zderzenia, tylko elektryczne skrawanie anodowe.

Pierścienie Saturna

Interesujące zjawisko (nazwane tajemniczym przez główny nurt) wskazuje na fakt, że planeta Saturn ma szprychy w układzie pierścieni. Ich radialny układ niemal krzyczy o polu elektrycznym. Ale jedno z oficjalnych wyjaśnień jest takie, że uważa się je za mikroskopijne granule, które uległy naładowaniu i odlatują od płaszczyzny pierścieni. Odlatują?

Kolejną właściwością pierścieni Saturna jest to, że są one splecione. One się skręcają! Cytat z Science, wol. 210, 5 grudnia 1980, s. 1108 brzmi:

Pierścień F, ujawniony przez wąskokątną kamerę Voyagera, jest zagięty i potrójnie zwinięty - oraz, przypuszczalnie, przecząc wszelkim znanym prawom mechaniki nieba, spleciony.
(wyróżnienie dodane)

Czy splecenia w pierścieniu F Saturna nie są po prostu rodzajem skręconego prądu Birkelanda?

Przetłumaczono z http://electric-cosmos.org/planets.htm

środa, 20 sierpnia 2014

Galaktyki

Zwykła definicja, czym jest galaktyka: wyspa we Wszechświecie lub rozległe zbiorowisko gwiazd nie jest może błędna, ale jest myląca. Ze względu na niezmierne odległości pomiędzy gwiazdami, nawet w najgęstszych regionach, poprawna definicja powinna brzmieć rozległa formacja chmury plazmy, zawierająca prądy elektryczne, i okazjonalnie punktów materii, zwanych mgławicami, gwiazdami i planetami.

Kształt charakteryzujący większość galaktyk opisany został przez Hannesa Alfvéna w 1981.

Pokazano tu kształt, który zaproponował. diagram ten jest pionowym przekrojem trójwymiarowej figury. Pozioma linia w centrum jest kołowym dyskiem, leżącym poziomo. W dysku tym, patrząc na niego od frontu, widzimy znany kształt galaktyki spiralnej. Równoległe, pionowe linie, wychodzące ze środka galaktyki wzdłuż jej osi rotacji, reprezentują silny prąd elektryczny w plazmie, widoczny czasami jako dżet.

Dwie pary liter - DL - oznaczają warstwę podwójną. Przypomnijmy, że zawiera ona silne pole elektryczne, i jest źródłem emisji radiowych. Dwa bezkształtne kształty na lewo pokazują typowe podwójne źródła radiowe, obserwowane w wielu galaktykach. Występują one na skutek obecności warstw podwójnych. W niektórych galaktykach dżety plazmy występują w trybie ciemnego prądu, w innych są wyraźnie widoczne.

To jest Centaurus A. Wyraźnie widać dżet. Zdjęcie to podpiera twierdzenie Haltona Arpa, że kwazary są wyrzucane z galaktyk wzdłuż osi rotacji. Przypomnijmy, że warstwa podwójna jest również miejscem silnego skurczu Z plazmy, który może ściskać rozproszoną materię w gęstsze obiekty.

Ogólny kształt obracającego się dysku, przewodzącego prąd, w kształcie zaprezentowanym przez Alfvéna definiuje tzw. silnik jednobiegunowy. Zauważmy, że poziomy dysk (ramiona galaktyki) jest miejscem, w którym prąd elektryczny jest najmniej rozproszony - więc jego gęstość jest największa. To tam z reguły znajdują się gwiazdy I populacji.

W wielu galaktykach struktura dżetu jest niewidoczna w świetle widzialnym. Zatem zanim wynaleziono orbitalne teleskopy rentgenowskie lub na podczerwień, pozostawały one nieodkryte. Teraz mamy wiele zdjęć, przedstawiających struktury Alfvéna. Obraz galaktyki M 82 poniżej zrobiony został przez orbitalny teleskop IR Subaru.

Nawet nasza sąsiadka, galaktyka Andromedy, wykazuje topologi struktury dysku silnika jednobiegunowego. Poniżej z prawej znajduje się jej zdjęcie w świetle widzialnym, po lewej zaś - w podczerwieni.

Ale Alfvén zaproponował również, że indywidualne gwiazdy również mają podobne morfologie. Zaproponował niemal identyczny diagram dla typowej gwiazdy. Po raz kolejny biorąca w tym udział plazma może być, ale nie musi, w widocznym trybie. Zatem nie wszystkie zdjęcia gwiazd będą ujawniać takie struktury - ale wiele z nich - owszem. Heliosferyczny obwód Alfvéna pokazano poniżej. Ponieważ Słońce jest typową gwiazdą, diagram ten doskonale do niego pasuje.

Propozycja ta pozostawała w strefie przypuszczeń do wiosny 2001, kiedy to pojazd Ulysses długie tuby plazmy, wychodzące z dolnego bieguna Słońca. Są one dostatecznie długie, aby rozciągnąć się dalej, niż orbita Marsa. Istnieje obecnie wiele zdjęć pojedynczych gwiazd z dżetami. Oczywiście, Alfvén wierzył, że gwiazdy mają dżety - ale niektóre bardziej widoczne od innych. Poniżej znajduje się para zdjęć, wyraźnie pokazujących dżet plazmowy i charakterystyczny dysk.

Zauważmy, że na drugim zdjęciu (Goddard Space Flight Center), na współliniowym łańcuchu wzdłuż osi dżetu formują się planety (obiekty Herbig-Haro). Zgrupowania te tworzą się przypuszczalnie w miejscach występowania warstw podwójnych. Na pierwszym zdjęciu widać wyraźnie skręcony kształt prądu Birkelanda, zawierającego warstwy podwójne. Dr Anthony Peratt wskazał, że obiektów takich, uformowanych przez skurcz Z, jest z reguły około dziewięciu.

Obojętnie, czy nazwiemy to silnikiem jednobiegunowym, dyskiem z dżetem, czy obwodem Alfvéna, struktura jest coraz częściej widywana, w miarę, jak rośnie czułość instrumentów (weźmy, na przykład, kształt pulsara Krab, na stronie głównej). Wszystkie zdjęcia poniżej przedstawiają gwiazdy. Wszystkie wykazują kształt silnika jednobiegunowego.

Następny

Strona główna

Przetłumaczono z http://electric-cosmos.org/galaxies.htm

wtorek, 19 sierpnia 2014

Gwiezdna ewolucja

Wprowadzenie

Jeśli Słońce jest dogłębnie elektrycznym zjawiskiem, a tak wydaje się być, i jeśli jest również typową gwiazdą, wówczas wszystkie gwiazdy powinny wykazywać właściwości pasujące do modelu elektrycznego Słońca. Czy tak jest? Ekstrapolujmy model i porównajmy go z obserwacjami gwiazd.

W 1911 Ejnar Hertzspung skonstruował wykres absolutnej jasności gwiazd względem ich typu widmowego (temperatury), dotyczący gwiazd, których odległość można zmierzyć metodą paralaksy. W 1913 Henry Norris Russel niezależnie zrobił to samo. Wykres ten jest po nich nazywany wykresem Hertzspunga-Russela (HR) i jest jednym z pierwszych tematów prezentowanych na wprowadzeniach do astronomii. Jest jasne, że diagram HR jest wykresem obserwacyjnym - nie czymś wydedukowanym z teorii. Zatem, każdy warty zainteresowania model powinien gwiazd musi być z nim zgodny. Czy model elektrycznego Słońca spełnia ten warunek? Jeżeli nie, podważałoby go to.

diagram Hertzspunga-Russela

Na diagramie HR, jaki zwykle się prezentuje, oś pionowa jest podwójnie opisana: jako absolutna jasność (od 18 na dole do -8), oraz jasność słoneczna (skala logarytmiczna z 0,00001 na dole do 100 000 na górze). Oś pozioma również jest urozmaicenie opisana: klasa widmowa, z lewa na prawo: O i B (niebieski), A (biały), F (żółty), K (pomarańczowy) i M (czerwony).

Kolejna skala pozioma obejmuje absolutną temperaturę i również przebiega z lewa na prawo (od ok 20 000K do 300)K), odpowiadając opadającej temperaturze ciała doskonale czarnego. (Jako inżynier, mam obiekcje wobec rysowaniem wzrastającej temperatury z lewa na prawo. Ale taka jest konwencja astronomów. Żyjemy z tym.) Pojedyncza gwiazda reprezentowana jest punktem na wykresie. Wyniki wyszukiwania w sieci dają wiele różnych przykładów rysowania wykresu HR.

Nasze Słońce, będąc całkiem młodą gwiazdą, plasuje się prawie pośrodku diagramu (na jasności słonecznej = 1 i jasności bezwzględnej = 0,5, typie widmowym G i temperaturze 6000K). Punkty na wykresie wydają się elegancko zgrupowane w długą, nieco rozproszoną linię, ciągnącą się od lewego górnego, do prawego dolnego rogu. Linia ta załamuje się gwałtownie na prawym końcu. Są też dwa inne, mniej zagęszczone chmury punktów: jedna w górnym prawym rogu, a druga w na dole, z koncentracją po lewej.

Dodanie nowej skali poziomej

W modelu elektrycznym ważną zmienną jest gęstość prądu, (A/m2) na powierzchni fotosfery. Jeśli gęstość prądu rośnie, wyładowanie łukowe na powierzchni (granule fotosferyczne) staje się gorętsze, zmienia kolor (oddala się od czerwieni ku bieli i błękitowi) i jaśniejsze. Zatem bezwzględna jasność gwiazdy zależy od dwóch czynników: gęstości prądu na jej efektywnej powierzchni, oraz od rozmiaru (średnicy).

Dodajmy zatem nową skalę na poziomej osi diagramu HR: gęstość prądu na powierzchni każdej gwiazdy. Przesuwając się teraz z prawego, dolnego rogu ku lewej stronie, zwiększamy gęstość prądu na powierzchni gwiazdy.

Czerwone i brązowe karły

Pierwszy region po prawej na dole jest miejscem o tak niskiej gęstości prądu, że dla plazmy otaczającej anodę (gwiazdę) nie są potrzebne warstwy podwójne (DL) (granule fotosferyczne). Jest to region występowania czerwonych i brązowych karłów oraz gazowych planet. Niedawne odkrycia niezmiernie chłodnych karłów, typu L i T, spowodowały potrzebę rozszerzenia diagramu na lewo i w dół. Te gwiazdy mają niezmiernie niską absolutną jasność i temperaturę.

Zauważmy, że temperatura karłów typu T wynosi zaledwie 1000K lub mniej! Dla porównania przypomnijmy, że niektóre miejsca na Wenus mają temperaturę 900K. Gwiazdy typu T mają widma zdominowane przez metan - odpowiadające widmu Jowisza. Plazma tworząca gwiazdę tego typu znajduje się w trybie żarzenia - a być może nawet w trybie ciemnego prądu. Jeżeli faktycznie wszystkie gwiazdy zasilane są fuzją jądrową, jak się twierdzi, karły typu T muszą być w zasięgu zimnej fuzji! Faktycznie, standardowa teoria wymaga temperatury w centrum gwiazdy sięgającej przynajmniej trzech milionów K. A ponieważ, zgodnie z przyjętym modelem, temperatura w centrum rośnie z grawitacją, gwiazda musi mieć masę równą przynajmniej 75 masom Jowisza, lub przynajmniej 7% masy Słońca. Wiele z karłów nie spełnia tych kryteriów. Jeden ze zdających sobie z tego sprawę astrofizyków głównego nurtu powiedział, że tego typu karły muszą być zasilane grawitacyjnym kolapsem.

Orbitalny teleskop promieni Rentgena, Chandra, odkrył niedawno rozbłysk rentgenowski, wyemitowany przez brązowego karła (typ widmowy M9). To stwarza dodatkowy problem. dla adwokatów modelu fuzyjnego. Tak chłodna gwiazda nie powinna być zdolna do rozbłysków rentgenowskich.

W modelu elektrycznym nie ma dolnego ograniczenia temperatury czy masy, ponieważ gwiazda jest z natury elektryczna. W modelu elektrycznym (jeśli brązowe i czerwone karły operują blisko górnej granicy trybu ciemnego prądu) niewielkie zwiększenie całkowitego prądu docierającego do gwiazdy może przenieść ją w tryb normalnego żarzenia. Przemianie będzie towarzyszyć gwałtowna zmiana ww wzroście woltażu przez plazmę gwiazdowej atmosfery. Równania Maxwella mówią nam, że taka zmiana w napięciu może wymusić powstanie silnego, dynamicznego pola elektrycznego i magnetycznego. Jeśli będą one dostatecznie silne, mogą wytworzyć promienie Rentgena. Podobne zdarzenie będzie miało miejsce, gdy gwiazda przeskoczy z trybu żarzenia w tryb łuku.

W miarę, jak przesuwamy się na lewo wzdłuż diagramu HR, punkty wykresu przesuwają się ku górze. Wkraczając w typ widmowy M, do obsłużenia wyładowania elektrycznego gwiazdy potrzebne staje się pączkowanie łukowe.

Gdy gęstość prądu rośnie, pączki (plazma w trybie łuku) pokrywają więcej i więcej powierzchni danej gwiazdy, a jej jasność szybko się zwiększa - plazma w łuku jest o wiele jaśniejsza od plazmy w trybie żarzenia. Można patrzeć bezpośrednio na lampę neonową, ale nie na łuk spawarki. To powoduje skokowość wykresu HR w regionie klasy M - niewielkie zwiększenie natężenia prądu powoduje znaczne zwiększenie jasności. W miarę przemieszczania się na lewo, gwiazdy coraz bardziej pokrywają się łukiem fotosfery (pączkami).

NASA odkryła niedawno gwiazdę, która w połowie pokryta była plamą. Bardziej odpowiednie stwierdzenie brzmiałoby, że gwiazda ta jest w połowie pokryta łukiem fotosferycznym. Obecna kontrowersja o różnicy pomiędzy ogromnymi gazowymi planetami a brązowymi karłami jest bezpodstawna. Są one członkami kontinuum - jest to po prostu kwestia poziomu gęstości prądu na jej powierzchni. Odkrycie NASA dostarcza brakującego połączenia miedzy gazowymi olbrzymami, a w pełni opączkowanymi gwiazdami. W rzeczywistości, zamiast określenia gazowy olbrzym bardziej pasowałoby słowo proto gwiazda.

Gwiazdy ciągu głównego

Kontynuując przesuwanie się na lewo, już za załamaniem krzywej, wszystkie gwiazdy (od K poprzez B) są zupełnie pokryte pączkami (mają kompletną fotosferę), a ich jasność nie rośnie już tak gwałtownie, jak poprzednio. Aczkolwiek im dalej na lewo (im większa gęstość prądu), tym jaśniejsze są pączki, a więc większa jasność gwiazdy. Sytuacja jest podobna do włączania prądu w spawarce. Zwiększanie jasności łuku spowodowane jest nachyleniem linii ku górze. Matematycznie, mamy sytuację, w której zmienna na osi poziomej (gęstość prądu) jest jednym z czynników rysowanych na osi pionowej (jasność). Im znaczniejsze owiązanie, tym bardziej wykres przybierze postać linii nachylonej pod kątem 45°.

Przypomnienie: Nasza podróż od prawej ku lewej nie jest opisem ewolucji gwiazdy w czasie. Po prostu przesuwamy się po diagramie od jednego statycznego punktu do drugiego.

To, że gwiazdy nie leżą dokładnie na linii, lecz podlegają pewnemu rozrzutowi nad i pod, spowodowane jest wariacjami w rozmiarze. Względnie prosta część diagramu HR nazywana jest ciągiem głównym. Określenie to daje fałszywe wyobrażenie, że gwiazdy poruszają się ciągiem na wykresie HR. Diagram HR jest statycznym wykresem, nei sekwencją.

białe i niebieskie gwiazdy

Lewy górny region diagramu HR jest miejscem, gdzie występują gwiazdy typu O, biało-niebieskie, o wysokiej temperaturze (35000K i więcej). Występuje tam silne natężenie elektryczności - zbyt dużo amperów na metr kwadratowy. Ich absolutna jasność sięga 100 000 jasności Słońca. Nawet dalej na lewo i do góry znajduje się rejon gwiazd Wolfa-Rayeta. Ekstremalne natężenie elektryczne może doprowadzić do rozdzielenia takiej gwiazdy na części, być może eksplozywnie. Eksplozja taka nazywa się nową. Proces podziału nazywa się rozszczepieniem. Charakterystyki gwiazd Wolfa-Rayeta wskazują, że tracą one gwałtownie masę.

Rozszczepianie

Wal Thornhill powiedział pewnego razu:

... wewnętrzne siły elektrostatyczne zapobiegają grawitacyjnemu zapadaniu się gwiazd, powodując czasem ich dzielenie się, formujące gwiazdy towarzyszące i planetarne gazowe olbrzymy. To tłumaczy, dlaczego gwiazdy zwykle mają partnerów, i dlaczego większość gazowych planet krąży po tak bliskich orbitach wokół swoich gwiazd.

Jeśli sfera o ustalonej objętości podzieli się na dwie mniejsze (równe sobie), to całkowita powierzchnia nowo utworzonego układu będzie ok 26% większa, niż powierzchnia oryginalnej sfery (w przypadku nierównego podziału, powierzchnia ta będzie mniejsza). A zatem, w celu zredukowania gęstości prądu na powierzchni, spodziewać się należy, że przeciążone elektrycznie biało-niebieskie gwiazdy będą się eksplozywnie rozszczepiać na dwie lub więcej części. Powoduje to zwiększenie całkowitej powierzchni i zmniejszenie gęstości prądu na powierzchniach nowo powstałych gwiazd. Każda z nowo powstałych, bliźniaczych gwiazd będzie doświadczać tylko 80% poprzedniej gęstości prądu, przeskoczy więc do nowej pozycji, położonej bardziej na prawo i w dół w diagramie HR.

Możliwym przykładem dwóch jednakowych odprysków jest układ podwójny, zwany Y Cygni. Jest to para olbrzymów klasy O lub B, okrążających się wzajemnie w okresie 2,99 dnia. Każda z gwiazd ma około 5 milionów mil średnicy i 5000 jasności Słońca - absolutną jasność około -4,5. Oddalone są od siebie o jakieś 12 milionów mil (mniej niż 2,5 ich średnicy!). Ich masy wynoszą 17,3 i 17,1 masy Słońca.

Jeżeli elementy powstałej pary okażą się nierówne w rozmiarze, większy prawdopodobnie będzie miał większą gęstość prądu - ale wciąż mniejszą od oryginalnej (zakładamy, że całkowity ładunek i prąd oryginalnej gwiazdy będzie rozdysponowany proporcjonalnie od masy nowych gwiazd). W takiej sytuacji mniejszy element może mieć tak niską gęstość prądu, że nagle zejdzie do statusu brązowego karła a nawet gazowej planety. W taki sposób mogą się rodzic olbrzymie, gazowe planety (oraz pozostawać na bliskich orbitach wokół swoich rodziców).

Interesujące pod tym względem oświadczenie pojawiło się w numerze Science Now z 1 stycznia 2001 (s. 4): Astronomowie lamią sobie głowę nowym, dziwacznym układem planetarnym. Zespół odkrył ogromna kulę gazu - przypuszczalnie niedoszłą gwiazdę, zwaną brązowym karłem - okrążającą gwiazdę, posiadającą oprócz tego planetę. Nikt nie rozumie, jak coś tak dużego, jak brązowy karzeł, mogło się ukształtować tak blisko normalnej gwiazdy, posiadającej planetę.. Było to w artykule pt Niezwykłe trio wzburzyło astronomów autorstwa G. Schilling.

Końcowa dystrybucja masy i gęstości prądu jest wrażliwa na proces podziału. Proces taki musi być gwałtowny - może prowadzić o erupcji nowej. Część masy może być utracona w chmurze plazmy, która potem może stworzyć mgławicę planetarną, lub pozostałość nowej, otaczającą układ podwójny. Jeśli ładunek oryginalnej gwiazdy był silnie skoncentrowany na, lub blisko powierzchni, a proces podziału przypomina oddzielanie warstw cebuli, większość oryginalnego ładunku (oraz prądu) znajdzie się w gwiazdowym odprysku, złożonym tylko ze skóry oryginalnej gwiazdy. W tym przypadku to raczej mniejszy towarzysz będzie gorętszy. W każdym przypadku obie gwiazdy przeniosą się w inne miejsce na diagramie HR, w porównaniu do gwiazdy oryginalnej.

Gwiazdowa ewolucja

Astronomia głównego nurtu próbuje opisać, jak gwiazdy się starzeją (tracą paliwo nuklearne) i powoli migrują przez setki tysięcy lat, przesuwając się z jednego punktu na wykresie HR do drugiego. Droga, jaką gwiazda musi przejść opiera się całkowicie na założeniu, że gwiazdy są zasilane różnymi etapami fuzji jądrowej lekkich pierwiastków.

Model elektryczny nie robi takiego założenia. Ludzie nie żyją dość długo, aby zaobserwować powolnego przechodzenia jakiejkolwiek gwiazdy po diagramie HR. Zatem, obecnie powolna gwiezdna ewolucja jest kolejną ze skomplikowanym, teoretycznych konstrukcji, istniejących w umysłach astrofizyków bez jakichkolwiek dowodów obserwacyjnych na ich istnienie.

Przykłady falsyfikujące przyjęty proces gwiezdnej ewolucji

FG Sagittae

Gwiazda FG Sagittae łamie wszelkie zasady przyjętej gwiazdowej ewolucji. FG Sagittae zmieniła się z niebieskiej w żółtą od 1955! Jest to całkiem niedawny głęboki spadek jasności. FG Sagittae jest centralną gwiazdą mgławicy planetarnej (pozostałości nowej?) He 1-5. Jest to unikalny obiekt w tym sensie, że mamy bezpośrednie dowody ewolucji gwiezdnej, ale w skali porównywalnej z ludzkim życiem. (CCD Astronomy, lato 1996, s.40.)

Około 1900 FG Sge była niepozorną, gorącą gwiazdą (ok 50 000K) o magnitudo 13. W ciągu następnych 60 lat oziębiła się do około 8000K, zwiększając jasność w paśmie widzialnym do magnitudo 9, gdy jej widmo przeniosło się z dalekiego nadfioletu do pasma widzialnego. Około 1970 pojawiła się grupa nowych linii widmowych, odpowiadających strontowi, itrowi, cyrkonowi, barowi i metalom ziem rzadkich... Gwiazda w latach 1970 i 1980 dalej się studziła, po czym nagle w 1992 jej jasność spadła do 14. Dalszy spadek następował od 1992 do 1996 z bardzo głębokim minimum z magnitudo 16 w czerwcu 1996. (kursywa dodana)

Zatem, po nagłym pojaśnieniu o cztery jednostki, nastąpiło pociemnienie o siedem. Od końca ostatniego stulecia FG Sagittae przeniosła się przez diagram HR, zmieniając się z normalnego, gorącego olbrzyma do późnego typu widmowego (chłodnego), ze zmianami chemicznego składu powierzchni. Jej obecna temperatura mieści się w zasięgu 4000K. Nie jest to rodzaj powolnej, gwiazdowej ewolucji, głoszonej przez astronomów głównego nurtu.

I FG Sagittae jest układem podwójnym!

Oficjalne sformułowanie głosiło, że W 1995 FG Sge zmieniła jasność w sporadyczny sposób z V~10,5 do 13, zgodnie z danymi z Hungarian Astronomical Association-Variable Star Section. Podczas obserwacji widmowych 9/10 i 10/11 sierpnia, FG Sge była bardzo słaba (dane z HAA-VSS: V~12,5 - 13,0, zgodnie z Variable Stars Observers' League of Japan: ~13,3), a zatem błędnie zaobserwowano wizualnego towarzysza 8'' od FG Sge. Jest to prawdopodobnie pierwsze widmo wysokiej rozdzielczości, należące do obiektu towarzyszącego, jakie dotąd otrzymano. Okazało się ono wskazywać na zwykłego olbrzyma typu widmowego K0.

Czy FG Sagittae jest przykładem rozszczepiania na dwoje pod wpływem napięć elektrycznych, opisanym powyżej? Zdaje się mieć wszystkie podstawowe charakterystyki: pojaśnienie jak u nowej, po którym następuje spadek jasności i temperatury, co powoduje przejście do innego typu widmowego, przy jednoczesnej zmianie składu chemicznego powierzchni; odkrycie bliźniaczego towarzysza, a cały układ leży w pozostałościach nowej.

Dwa kolejne dwa przykłady

Virginia Trimble, profesor fizyki na Uniwersytecie w Kaliforni, w Irvine, i profesor wizytujący na Uniwersytecie w Maryland, powiedziała niedawno:

Nieczęsto widzimy zmianę typu widmowego gwiazdy za ludzkiego życia. Zatem FG Sagittae, która pojaśniała, schłodziła się z [typu widmowego] BO do K, dostała nowych linii widmowych węgla, baru oraz innych pierwiastków, począwszy od 1890, przez długo czas była unikalna. Standardowa interpretacja brzmi, że doświadczyła ona swojego ostatniego rozbłysku, spalającego powłokę z helu, czego wynikiem są węgiel i tlen, i stawała się zmienną R Coronae Borealis. Są to gwiazdy bogate w węgiel, które nagle i niespodziewanie zanikają (co FG Sge zaczęła robić wiele lat temu) oraz które mają uszczuploną atmosferę wodorową (którą FG Sge właśnie rozwinęła). W dodatku, galopujący olbrzym nie jest już sam. Sprawdzenie starych obrazów i spektrogramów wykazało, że V 605 Orła, studiowana przez Knuta Lundmarka w latach 1920, była podobnego rodzaju, przez co jest teraz bardzo słaba. A ostatnim rekrutem jest V 4334 Strzelca, lepiej znana jako obiekt Sakuraiego, odkryta w 1994. Ona również bardzo gwałtownie zmieniła zarówno typ widmowy, jak i skład powierzchni, i jest obecnie ubogą w wodór, a bogatą w węgiel, kierując się prosto do stania się trzecią gwiazdą R CrB tego stulecia.

Jeszcze jeden przypadek - V838 Jednorożca

2 października 2002 w Astronomicznym Zdjęciu Dnia, NASA, zakomunikowano o tajemniczej gwieździe.

Oto fragment oficjalnego wyjaśnienia:

V838 Mon została odkryta podczas wybuchu w styczniu tego roku. Z początku sądzono, że jest typową klasyczną nową, ale wkrótce astronomowie zdali sobie sprawę, że może to być całkiem nowy dodatek w astronomicznym zoo. Obserwacje wykazały, że eksplodująca gwiazda przemieniła się w przeciągu miesiąca z małej, słabo świecącej gwiazdy nieco gorętszej od Słońca, w jasnego, chłodnego super olbrzyma, ulegającego gwałtownym i złożonym wahaniom jasności. Transformacja ta przeczy konwencjonalnemu zrozumieniu gwiazdowego cyklu życiowego. Najbardziej wartym wspomnienia szczegółem jest rozszerzająca się mgławica, która obecnie ją otacza.
(wyróżnienia dodane)

Zatem teraz mamy co najmniej cztery główne przykłady gwiazd, które nie ewoluują zgodnie z przyjętym modelem termojądrowym. Są to gwiazdy, które falsyfikują konwencjonalne zrozumienie gwiezdnego cyklu życia. Wszystkie one zachowują się w sposób przewidziany przez model elektryczny.

W modelu elektrycznym gwiazdowej ewolucji rzeczy mogą dziać się szybko. Jeśli model fuzyjny jest poprawny, gwieździe zajeżłoby setki tysięcy lat przemieszczenie się z jednego miejsca diagramu HR do innego. Nie da się tego zaobserwować za ludzkiego życia. Ale gwieździe FG Strzelca przejście w dół nie zajęło tyle czasu. Gwiazda V838 Jednorożca przemieściła się przez połowę diagramu HR w kilka miesięcy. Migracja może nastąpić bardzo szybko - i tak się dzieje! Jak wiele takich przeciw przykładów potrzeba, żeby astronomowie zdali sobie sprawę, że ich teoria gwiazdowej fuzji jądrowej została obalona?

Czerwone olbrzymy

Rozproszona grupa w prawym górnym rogu diagramu HR przedstawia gwiazdy, które są chłodne (mają niską gęstość prądu, który je zasila), ale są jasne, a więc bardzo duże. I jasność ta wynika tylko z dużych rozmiarów. A rozmiar ten może wynikać z posiadania dużej korony, niż średnicy. W każdym razie, są czerwonymi olbrzymami. Nie są koniecznie starsze, niż inne gwiazdy. Zauważmy, że niektóre są względnie chłodne - w granicach 1000K. Jak gwiazdy o tak niskiej temperaturze zachowują zdolność do fuzji jądrowej? Prosta odpowiedź brzmi: nie mogą! A pod swoją rozszerzoną koroną, mogą być całkiem małymi gwiazdami.

Białe karły

Podobnie, grupa w lewym dolnym rogu posiada bardzo małą jasność absolutną, ale jest niezwykle gorąca. Model elektryczny opisuje je po prostu jako bardzo małe gwiazdy, doświadczające dużych gęstości prądu elektrycznego. Są to białe karły. Chociaż większość z nich mieści się na lewym dolnym rogu diagramu, w zasadzie rozciągają się na całej jego długości. Tak więc określenie białe karły jest nieco mylące. Kształt tej grupy gwałtownie spada w dół po prawej stronie, podobnie, jak w przypadku ciągu głównego.

Cytując profesjonalnego astronoma:

Obserwowane białe karły są po prostu stygnącymi niedopałkami. Ich ogień nuklearny wypalił się miliardy lat temu. Emitowane światło pochodzi z wcześniejszego jądrowego pożaru. Mierząc widmo i jasność, zmierzono ich temperaturę. Dwa najzimniejsze przebadane białe karły, PSR J0034-0534 i PSR J1713+0747, mają 3400K. Dla porównania, powierzchnia Słońca ma 5800K, a najchłodniejszy zaobserwowane wcześniej biały karzeł miał 4000K.

Ale skoro tak, to dlaczego nazywa się je białymi? Przypuszczalnie ze względów konwencji, gdyż należą do tej samej grupy na diagramie HR, której pierwotnie nadano taką nazwę.

Linie widmowe w różnych typach gwiazd

W publikacji zatytułowanej Widma gwiazdowe (Aeon, wol. V, nr 5, styczeń 2000, s. 37), Earl Milton, profesor Fizyki na Uniwersytecie w Lethbridge, zaraportował o badaniach, jakie przeprowadził nad rozrzutem linii widmowych w 1971, w Dominion Astrophysical Observatory w Vancouver, w Kolumbii Brytyjskiej. Praca ta zawiera silne dowody na poprawność modelu elektrycznego.

Jeśli pomiędzy źródłem szeroko pasmowego światła a obserwatorem znajdzie się względnie chłodny gaz, w widmie wystąpią linie absorpcyjne. Występują one dzięki absorpcji energii przez atomy gazu. Elektrony w tych atomach przeskakują na wyższe kwantowe stany energetyczne - biorą potrzebną energię ze światła o konkretnej częstotliwości. Każdy pierwiastek w gazie daje własny wzór linii absorpcyjnych. Rozpoznając ten wzór, rozpoznajemy skład gazu, przez który przeszło światło. Metoda ta jest używana do określania, jakie pierwiastki i molekuły występują w górnej atmosferze gwiazd.

Z drugiej strony, jeśli przez gaz przepuścić dostatecznie silny prąd elektryczny, gaz ten zacznie świecić tylko w pewnych określonych kolorach (częstotliwościach). Są to tak zwane linie emisyjne. Są one ulokowane dokładnie w miejscach, w których gaz wytwarza linie absorpcyjne.

Widma większości gwiazd są silnie naznaczone liniami absorpcyjnymi. Widma chłodniejszych gwiazd (jak typy G i K) zdominowane są barierą molekularną z tlenków (tlenek cyrkonu i Tytanu), oraz związków węgla, jak CH, CN, CO i C2. Gwiazdy typu G (jak nasze Słońce) wykazują linie absorpcyjne metali. Astronomowie nazywają metalem każdy pierwiastek cięższy od helu. Słońce wykazuje obecność 68 znanych pierwiastków. Widma gorących gwiazd typu O i B wykazują kilka linii, które są rozmazane lub rozjechane. Istnieje kilka możliwych przyczyn tego rozmazania.

Jeśli absorbujący gaz znajduje się w polu magnetycznym, każda linia może się rozdzielić, symetrycznie, na wiele bliskich linii. Jest to tak zwany efekt Zeemana - nazwany tak od jego odkrywcy, Petera Zeemana (1865-1943).

Jeżeli gaz znajduje się w polu elektrycznym, wówczas linie rozdzielają się niesymetrycznie. Jest to efekt Starka, nazwany po Johannesie Starku (1874-1957). Linei te są bardzo blisko położone, więc efekt ten jest czasami nazywany rozszerzeniem lub rozmyciem linii. Bardziej istotną kwestią jest kąt Starka (pole elektryczne) zależy od masy atomowej gazu. Linie ciężkich pierwiastków są tylko trochę poszerzone, podczas gdy te lżejszych atomów lub jonów są wręcz rozsmarowywane. Efektu tego nie ma w poszerzaniu Zeemana.

Gdy przemieszczamy się z prawa na lewo wzdłuż ciągu głównego na diagramie Hertzprunga-Russela, od mniejszych naprężeń elektrycznych ku większym, widzimy stopniowe rozmywanie się linii widmowych. W lewym górnym rogu wykresu HR mamy tak duże rozmycie, że możemy rozróżnić bardzo niewiele ze struktury tych linii. Czy jest to spowodowane rosnącym polem elektrycznym w warstwach podwójnych gwiazd? Oraz, czy zwiększone pole elektryczne jest jedynym możliwym wyjaśnieniem tego poszerzenia? Milton twierdzi, że dwie grupy dowodów silnie świadczą o tym, że tak.

W gwiazdach typu B:

  1. Linia na częstotliwości 4471,6 Angstroma ma zabronionego towarzysza na 4469,9 Å. Dobrze wiadomo, że ta druga linia występuje tylko w obliczu pola elektrycznego.
  2. Istnieje ogromna różnica pomiędzy stopniem rozrzucenia linii wodoru i helu (lekkich pierwiastków) a tych z sodu i zjonizowanego wapnia. Jest to obserwowane tylko w efekcie Starka.

Zwykłym wytłumaczeniem astronomów głównego nurtu są szybkie obroty gwiazdy - linie z oddalającego się brzegu przesuwają się ku czerwieni, a z przybliżającego - ku fioletowi. Efektem jest ich rozsmarowanie. Ale, jeżeli jest to prawdziwe wytłumaczenie, linie wodoru powinny być bardziej rozmyte, niż wapnia. Obie obserwacje powyżej (1 i 2) wskazują na obecność silnego pola elektrycznego, które selektywni rozrzuca linie gwiazd typu B.

Nie ma łatwego wytłumaczenia tego efektu widmowego w (nie elektrycznym) modelu termojądrowym. Niech nam zatem wolno będzie założyć, że zjawisko to - istnienie linii absorpcyjnych i ich selektywne rozrzucanie - jest zgodne z modelem elektrycznym.

W modelu elektrycznym jasne jest, że fotosfera jest strefą silnego wyładowania łukowego plazmy. Wytwarza to światło o ciągłym widmie. Bezpośrednio nad nią w atmosferze Słońca znajduje się warstwa podwójna o intensywnym, skierowanym na zewnątrz polu elektrycznym. W tym pole elektrycznym, na skutek fuzji w skurczu Z, powstaje wiele ciężkich pierwiastków. Przypomnijmy, że silne pole elektryczne powoduje obniżenie temperatury jonów, jest to więc względnie najchłodniejsza warstwa atmosfery Słońca. Światło zrodzone w fotosferze przechodzi przez względnie chłodne, świeżo utworzone pierwiastki w warstwie podwójnej. Te cięższe pierwiastki absorbują światło z widma, i tak powstają linie absorpcyjne. W rzeczy samej, powstają one dokładnie w tym miejscu, w którym pole elektryczne jest najsilniejsze. Mamy więc idealną sytuację dla selektywnego poszerzania, jak to ma miejsce w efekcie Starka.

Za każdym razem, gdy widzimy linie emisyjne w widmie gwiazd, możemy spekulować, że, jak w laboratorium, najłatwiejszy sposób ich wygenerowania to przepuścić przez rozrzedzony gaz silny prąd elektryczny. Na przykład, gwiazdy typu W (Wolf-Rayet) są pod takim naciskiem sił elektrycznych, że przewyższają ciepłem gwiazdy typu O. Są one w lewym górnym rogu diagramu HR. Typowo wykazują silne linie emisyjne w swoim widmie. Ze względu na poddawanie ich silniejszemu natężeniu prądu, niż jakikolwiek inny typ gwiazd, istnieje proste prawdopodobieństwo, że gaz w koronie zostanie pobudzony przez prąd do wytworzenia takich linii emisyjnych.

Na drugim końcu diagramu HR, typ M (względnie chłodny) również czasem wykazują linie emisyjne. Czy można to wyjaśnić modelem elektrycznym? Rozważmy Betelgezę - czerwonego olbrzyma klasy M. Średnia jej gęstość jest mniejsza niż jedna dziesięciotysięczna gęstości powietrza, którym oddychamy. Gwiazda o tak wątłej naturze bywa nazywana czerwoną, gorącą próżnią. Zewnętrzna powierzchnia tej ogromnej sfery (o promieniu większym, niż odległość Jowisza od Słońca) posiada trzy jasne strefy pączków fotosfery, nad którymi spodziewamy się znaleźć warstwę podwójną ze skurczami Z plazmy, w których może zachodzić fuzja. Z tego źródła pochodzą linie absorpcyjne. Ale Betelgeza jest dodatkowo otoczona plazmą koronalną, która rozciąga się na odległość setek jej promieni. Korona taj est nawet rzadsza niż sama gwiazda. Mamy więc ogromny obłok plazmy, przez który (zgodnie z modelem elektrycznym) przechodzi prąd elektryczny - idealna sytuacja do powstawania linii emisyjnych.

Zatem, po raz kolejny, w przypadku linii emisyjnych oraz absorpcyjnych gwiazd oraz ich selektywnego rozpraszania, obserwujemy gwiazdowe zjawiska, które są bardziej zgodne z modelem elektrycznym, niż z modelem fuzji w jądrze (w którym, oczywiście, nie ma wzmianek o polu elektrycznym).

Gwiazdy I i II populacji

Istnieje wiele sposobów na kategoryzowanie gwiazd. Podczas obserwacji galaktyki Andromedy, M31, Astronom Walter Baade odkrył, że można zrobić rozróżnienie dwoma głównymi typami gwiazd. Nazwał je populacją i i populacją II.

Pierwsza populacja mieści się w ramionach galaktyki. Są one ogólnie podobne do naszego Słońca; są jasne; często są niebieskimi olbrzymami i typowymi przedstawicielami ciągu głównego. W ich pobliżu znajduje się z reguły wiele mgławic, pyłu i gazu. Astronomowie głównego nurtu nazywają je młodymi gwiazdami.

Populacja druga znajduje się raczej w jądrze galaktycznym oraz w gromadach kulistych na jego obrzeżach. Są mniej jasne, chłodniejsze, z wieloma ciężkimi pierwiastkami, wiele z nich to czerwone i żółte olbrzymy, w ich okolicy niemal nie ma gazu ani pyłu. Astronomowie głównego nurtu nazywają je starymi.

Widzimy zatem wyraźny podział gwiazd na lewą dolną połowę diagramu HR (populacja I) i prawą górną połowę (populacja II). A zatem, z elektrycznego punktu widzenia, zauważamy, że populacja I jest poddana większemu natężeniu elektryczności, niż populacja II. Na następnej stronie przedyskutujemy ogólny kształt galaktyk i będziemy mogli wykazać, że fizyczna lokalizacja tych dwóch rodzajów gwiazd jest zasadniczo różna w aktywności elektrycznej. Ramiona (gdzie znajdują się gwiazdy populacji I) są skupieniem silnego prądu Birkelanda.

Niebieskie marudery

Do niedawna gwiazdy populacji I typu O lub B nie były obserwowane w gromadach kulistych. Uważano, że wszystkie gwiazdy w gromadzie mają podobny, podeszły wiek (należą do populacji II). Było to zatem sporym szokiem, gdy odkryto kilka niebieskich maruderów (gwiazd o niewłaściwym wieku) w pewnych gromadach. Donoszono ze zgrozą, że te odmłodzone gwiazdy świecą na niebiesko, jakby były młode! Gwiazdowa ewolucja zdaje się nie działać w tym wypadku nazbyt dobrze.

Kolejny przykład gwiazdowej ewolucji, który jest trudny do wytłumaczenia przy pomocy fuzji H-He jest niedawne zaobserwowanie centrów galaktyk eliptycznych (innego przykładu skupisk gwiazd II populacji), które niespodziewanie generowały dużą ilość światła niebieskiego i ultrafioletu. Galaktyki eliptyczne (oraz ich gwiazdy) uważano za całkiem stare. Jak wiec może w nich być tyle niebieskich gwiazd? Odpowiedź głównego nurtu jest taka, że pewne umierające gwiazdy postanowiły spalić hel, który dotąd produkowały - albo też, co słyszymy jak mantrę, że były to kolizje pomiędzy gwiazdami.

Gęstości gwiazd w jądrze galaktyki wynoszą około 50 - 60 gwiazd na rok świetlny sześcienny. Każda gwiazda zajmuje, powiedzmy, 1/60 sześciennego roku świetlnego. Pierwiastek sześcienny z 1/60 to około 0,25. A zatem, każda gwiazda ma do swojego najbliższego partnera 1/4 roku świetlnego (pamiętajmy o modelu Burnhama: dwa ziarnka kurzu o średnicy 1/100 cala oddalone o 1/4 mili). Jakie jest prawdopodobieństwo ich kolizji?

Z punktu widzenia modelu elektrycznego, każda gwiazda może szybko przemieścić się na diagramie HR, gdy zmieni się jej środowisko elektryczne. Każdy, kto widział wstęgi zorzy polarnej powinien sobie uświadomić, że prądy Birkeladna nie są sztywne, ustalone. One się poruszają. Jeśli galaktyczne prądy Birkeladna poruszają się, jest bardzo możliwe, że będzie się przemieszczać względem pewnych gwiazd - zwiększając lub zmniejszając gęstość prądu, jakiej doświadczają. Niebieska gwiazda doświadcza po prostu pełnej siły prądu Birkelanda. Niebieskie marudery nie są w ogóle spóźnione. Są po prostu niebieskie.

Gwiazdy zmienne

Gdy badałem tematy do tego artykułu, Wal Thonrhill powiedział do mnie:

Rzuciłem okiem na gwiazdy zmienne, szczególnie rozbłyskujące, co do których myślałem, że będą miały krzywą jasności podobną do pioruna: nagły skok i powolne, wykładnicze opadanie. Pewne gwiazdy są regularne, inne nieregularne. Nieregularne zdają się uśredniać moc rozbłysków. Gdy są częstsze, moc rozbłysków jest mniejsza. Gdy jest długi okres spokoju, następny rozbłysk jest mocniejszy. Właśnie tego należałoby się spodziewać po obwodzie elektrycznym ze zmiennym poziomem wyzwalania, ale stałą mocą. Myślę, że wiele gwiazd zmiennych jest w rzeczywistości układami podwójnymi, z pewnym rodzajem elektrycznego oddziaływania. długookresowa gwiazda Miras (typ A gwiazdy zmiennej) może posiadać obiekt orbitujący wewnątrz powłoki czerwonego olbrzyma (jak zaproponowałem dla układu proto-saturniańskiego).

Idąc za sugestią Wala, spojrzałem na niedawne zdjęcie Mirasa, flagowca wśród gwiazd zmiennych, zrobione z teleskopu Hubble'a. Ujawniło ono silną emisje plazmy po jednej ze stron. Oficjalne wyjaśnienie zawiera słowa Mira A jest czerwonym olbrzymem, podlegającym dramatycznym pulsacjom, powodującym jego stukrotne pojaśnianie w przeciągu roku... Mira może się rozciągać ponad 700 razy przekraczając rozmiar Słońca, i jest tylko 400 lat św. stąd. (...) Fotografia, zrobiona Kosmiczny Teleskop Hubble'a pokazuje jej prawdziwą twarz. Ale co widzimy? Niezwykła, rozciągnięta właściwość z lewej na dole wydaje się tajemnicza. Możliwe wyjaśnienia obejmują perturbacje grawitacyjne, i/lub ogrzewanie przez towarzysza - białego karła. (kursywa nasza)

Mira posiada towarzyszącego białego karła, jak sugerował Wal. Zatem znacznie lepszym wyjaśnieniem jego pulsacyjnego charakteru jest wyładowanie elektryczne pomiędzy nim a towarzyszem, jak w oscylatorze relaksacyjnym. Nie jest to wcale tajemnicze.

Jest wiele przykładów nierównych wielkością, blisko położonych par, które są zmienne i często emitują podobne do nowych eksplozje. Lista obejmuje:

  • SS Łabędzia - żółty karzeł, gorący biało-niebieski karzeł. Okres orbity 6,5 godziny! Odległość 100 000 mil lub mniejsza. Burnham pytał: Czy SS Łabędzia (...) umiera po osiągnięciu nowej w przeszłości?
  • U Bliźniąt - Biały karzeł typu B i karzeł typu G. Okres orbity - 4,5 godziny! Odległość - kilkaset tysięcy mil. W tym przypadku, Burnham stwierdził: Badania spektroskopowe ujawniły rotujący pierścień gazu (plazmę) wokół niebieskiej gwiazdy, i okazuje się, że eksplozywny wzrost światła nie jest spowodowane tylko pojaśnieniem gwiazdy, lecz dużego zwiększenia promieniowania z chmury.
  • Z Andromedy i R Wodnika - oba zawierają gorącego, białego karła wewnątrz czerwonego olbrzyma.
  • T Korony i RS Wężownika - obie cechują się rekurencyjnymi erupcjami typu nowa i są bliskimi układami podwójnymi.

Latarnie promieni gamma

W 1998 NASA podało opis czegoś, co nazwali latarnią promieni gamma:

13 października 1998: kosmiczne rozbłyski gamma nazwano wielką tajemnicą współczesnej astronomii. Są to potężne rozbłyski promieni gamma i rentgena, nadchodzące ze wszystkich rejonów nieba, ale nigdy dwa razy z tego samego kierunku. Satelity wykazały, że Ziemia jest oświetlana dwoma lub trzema rozbłyskami dziennie. Czym one są? Nikt nie jest pewien. Do niedawna nie wiedzieliśmy nawet, czy pochodzą one z naszego sąsiedztwa w Układzie Słonecznym, czy też z najdalszych zakątków Wszechświata. Pierwsze wskazówki nadeszły, kiedy astronomowie odkryli optyczny odpowiednik rozbłysku gamma. W lutym 1997 satelita astronomiczny promieni rentgena BeppoSAX zaznaczył pozycję rozbłysku w Orionie z dokładnością do kilku minut kątowych. To pozwoliło astronomom go sfotografować, a to, co zobaczyli, zaskoczyło ich. Zobaczyli nagle zanikającą gwiazdę, prawdopodobnie pozostałość gigantycznej eksplozji, tuż obok słabego, bezkształtnego obłoku, będącego prawdopodobnie odległą galaktyką.
(kursywa nasza)

Czy nie brzmi to ponownie jak rozszczepianie? Eksplozja, po której gwiazda raptownie niknie, otoczona towarzyszami! Może powód, dla którego nie przychodzą dwa razy z tego samego kierunku jest taki, że rozdzielona na części gwiazda nie jest już poddana takim naprężeniom elektrycznym (przynajmniej na tyle długo, że ludzie nie widzieli jeszcze ponowienia)? Numer Sky & Telescope z lutego 2001 zawiera takie słowa:

Czy każdy rozbłysk gamma zaczyna się eksplozją supernowej masywnej gwiazdy? Nowe obserwacje z należącego do NASA obserwatorium Chandra oraz włoskiego satelity BeppoSAX sugerują, że tak. Część astronomów myśli, że wciąż za wcześnie na pewne konkluzje, jednak obwołali nowe obserwacje rewolucyjnymi. Tak czy inaczej, połączenie między rozbłyskami gamma a supernowymi zdaje się potwierdzone.

Pulsary

Chociaż pulsary nie zajmują żadnego szczególnego miejsca w diagramie HR, należy wspomnieć, że one również mają charakterystyki najlepiej tłumaczone modelem elektrycznym. Pulsary są gwiazdami o niezmiernie krótkich okresach zmienności w ich produkcji fal EM (zarówno świetlnych, jak i radiowych). Kiedy po raz pierwszy je odkryto, uważano, że gwałtownie wirują, jak latarnie morskie. Ale kiedy obserwowane tempo rotacji okazało się wynosić dla niektórych obrót na sekundę, oficjalne wyjaśnienie było nie od utrzymania. Zamiast tego wymyślono koncepcję gwiazd neutronowych. Zaproponowano, że tylko tak gęsty materiał może wytrzymać ogromne prędkości obrotowe.

Ale jedną z podstawowych zasad chemii jądrowej jest strefa stabilności. Mówi ona, że jeśli dodamy do jądra pewną ilość neutronów, to musimy dodać też niemal proporcjonalną liczbę protonów (oraz towarzyszącym im elektronów), aby otrzymać stabilne jądro. Jeśli rozważymy wszystkie naturalne pierwiastki (oraz te wytworzone przez człowieka), widzimy, że istnieje wymóg określonej liczby par proton - elektron w jądrze, aby neutrony mogły trzymać się razem. Lżejsze pierwiastki zawierają niemal równą liczbę protonów i neutronów, których stosunek ilościowy wynosi 1. Cięższe pierwiastki zawierają przewagę neutronów, ale limit stosunkowy zdaje się nie przekraczać 1,5. Jądra o znacznej różnicy stosunkowej ulegają spontanicznym reakcjom radioaktywnym, które powodują zmniejszanie tego stosunku.

W obliczu tych faktów, astrofizycy głównego nurtu wciąż postulują istnienie gwiazd zbudowanych ze stałego materiału, złożonego tylko z neutronów - neutronium. To kolejny przykład bajkowych bytów, wymyślonych przez astrofizyków, aby niewytłumaczalne inaczej obserwacje. Gwiazda neutronowa po prostu kolejną fantazją, wymyśloną tym razem, aby ominąć potrzebę konfrontowania się z faktem, że wyładowania pulsarów to zjawisko elektryczne. Jądro złożone z samych neutronów nigdy nie zostało zsyntetyzowane w laboratorium, i nigdy nie zostanie. W rzeczy samej, wyszukiwanie w sieci słowa neutronium prowadzi tylko do odnośników od gry komputerowej - ale do żadnej prawdziwej, naukowej dyskusji czy opisu. Samotne neutrony rozpadają się na pary proton - elektron w mniej niż 14 minut. Podobne do atomów paczki neutronów rozpadłyby się niemal natychmiast.

Być może niektórzy astronomowie zaczynają zdawać sobie sprawę, że neutronium jest po prostu niemożliwe. W każdym razie, zaproponowano mniej podatną na falsyfikację hipotezę. Wal Thornhill opisał to ostatnie wyjaśnienie głównego nurtu na temat pulsarów:

Odkrycie pulsara rentgenowskiego SAX J1808.4-3658 (w skrócie J1808) w konstelacji Strzelca, który błyska co 2,5 tysięcznych sekundy (co daje 24 000 obr/min!), posunęło się daleko poza czerwoną linię nawet dla gwiazd neutronowych. Tak więc do już długiej listy dodano kolejny wynalazek ad-hoc - pulsar ten musi być złożony z czegoś jeszcze gęstszego, niż upakowane neutrony - z dziwnej materii! (...) Neutrony, nie związane z protonami w jądrze, rozpadają się na protony i elektrony w ciągu kilku minut. Jądra atomowe z nadmiarem neutronów są niestabilne. Jeśli możliwe jest uformowanie gwiazdy neutronowej, jak może być ona stabilna?

Dziwna materia! Kolejny fikcyjny wynalazek ad-hoc! Działają z tego typu bzdurami od dziesięcioleci. Jak niedorzeczne to musi być, żeby pewni astronomowie wykrzyknęli w końcu, że król jest nagi?

Niektóre pulsary oscylują w okresie rzędu milisekund. Charakterystyka sygnału jest następująca: świecenie trwa około 5% (tj pulsar błyska jak lampa stroboskopowa - trwanie impulsu jest znacznie krótsze niż czas pomiędzy impulsami); pewne indywidualne pulsy są całkiem zmienne w intensywności; polaryzacja świadczy o tym, że źródło posiada silne pole magnetyczne; pole magnetyczne wymaga prądu elektrycznego. Charakterystyka jest więc zgodna z oddziaływaniem łuku elektrycznego (błyskawicy) pomiędzy blisko położonymi gwiazdami układu podwójnego. Oscylator relaksacyjny, z powyższą charakterystyką, jest dobrze znany i od dawna używany przez inżynierów. Byłem więc zadowolony, widząc poniższe ogłoszenie:

Kosmiczny Teleskop Hubble'a odkrył najchłodniejsze i najstarsze białe karły w galaktyce. Przy użycie teleskopu Hubble'a, astronomowie z Naval Research Laboratory (NRL) zarejestrowali gwiazdę towarzyszącą milisekundowemu pulsarowi. Tylko dwa inne takie układy są znane. Trzy z nich towarzyszą najzimniejszym i najstarszym znanym białym karłom.
(kursywa nasza)

Staje się oczywiste, że pulsary są elektrycznymi wyładowaniami pomiędzy członkami układów podwójnych.

Pulsar Krab

Mgławica Krab (M1) jest chmurą gazu (plazmy), będącą pozostałością po nowej obserwowanej przez chińskich astronomów. W centrum mgławicy jest pulsar - gwiazda nazwana CM Byka. Jego częstotliwość wynosi 30 pulsów na sekundę. Długość każdego impulsu wynosi 1/1000 s, czyli jedną milisekundę. Oczywiste następne pytanie brzmi: czy jest to układ podwójny? Towarzysza nie widać nawet przez największe naziemne teleskopy. Ale orbitalny teleskop Hubble'a zaobserwował niedawno towarzysza, mały węzeł jasnej emisji, położony tylko 1500 AU (odległości Ziemia - Słońce) od pulsara. Węzeł ten pozostawał nierejestrowalny do teraz, ponieważ w największej rozdzielczości teleskopów naziemnych ginie on w poświacie pulsara. Węzeł i pulsar leżą w linii emisji wytrysku promieni rentgena. Kolejnym odkryciem jest, że w kierunku przeciwnym do węzła, pulsar Krab jest okryty pierścieniowym halo emisji, nachylonym około 20° względem nas. W tej geometrii biegunowy dżet biegnie przez centrum halo.

M1 - mgławica Krab

Kształt obiektu otaczającego pulsar dokładnie odpowiada elektrycznemu silnikowi jednobiegunowemu.

Pozostałość supernowej G11.2-0.3

6 sierpnia i 15 października 2000, orbitalny teleskop rentgenowski Chandra odkrył pulsara w geometrycznym centrum pozostałosci supernowej G11.2-0.3. Obserwacja ta dostarczyła silnych dowodów na to, że pulsar ten powstał w supernowej w 386 AD, co również zauważyli chińscy astronomowie. Oryginalny opis obrazu zawiera słowa:

Obserwacje G11.2-0.3 przez Chandra ujawniły również, po raz pierwszy, dziwaczną obecność pulsarowej mgławicy wiatrowej w centrum resztek supernowej. Jej wyrazisty, cygarowaty kształt kontrastuje z wdzięcznymi łukami wokół pulsarów Krab i Vela. Aczkolwiek, razem z innymi pulsarami, G11.2-0.3 pokazuje, że takie skomplikowane struktury są wszechobecne wokół młodych pulsarów.

Po przebadaniu, obraz centralnej gwiazdy ukazał, że jest ona w centrum cygaro kształtnego wyładowania plazmowego, nie dziwacznej mgławicy wiatrowej (cokolwiek to znaczy). Choć nie znaleziono jeszcze towarzysza, obecność wyładowania plazmowego każe przypuszczać, że to tylko kwestia czasu.

Każde nowe odkrycie gwiazdowego układu podwójnego, które są albo gwiazdami zmiennymi albo pulsarami, w centrum pozostałości nowej, stanowi kolejny dowód na poprawność zarówno modelu elektrycznej gwiazdy Juergensa, jak i teorii Thornhilla o elektrycznym rozszczepianiu.

Ewolucja elektrycznej gwiazdy

W hipotezie elektrycznej, nie ma powodu, aby przypisywać wiek do jakiegokolwiek typu widmowego. Wnioskujemy, że położenie gwiazdy na wykresie HR zależy wyłącznie od jej rozmiarów i doświadczanej przez nią gęstości pądu elektrycznego. Jeśli, z jakiegoś powodu, gęstość ta się zmieni, wówczas gwiazda zmienia miejsce na wykresie - być może podobnie, jak FG Strzelca, gwałtownie. W przeciwnym wypadku nie należy się spodziewać żadnych ruchów. Wiek gwiazdy pozostaje nieustalony, niezależnie od jej masy czy typu widmowego. Jest to niepokojące w tym sensie, że przyszłość naszego słońca nie jest tak pewna, jak to przewidują astronomowie głównego nurtu. Nie wiemy, kiedy prąd Birkelanda, zasilający nasze Słońce, zwiększy lub zmniejszy intensywność.

Podsumowanie

Świerze spojrzenie na diagram Hertzsprunga-Russela, nieobciążone założeniem, że wszystkie gwiazdy muszą być zasilane fuzją termojądrową, ujawnia eleganckie połączenie miedzy tym wykresem a modelem elektrycznej gwiazdy, zaproponowanym przez Ralpha Juergensa, a rozszerzonym przez Earla Miltona. W rzeczywistości powiązanie to jest lepsze, niż w przypadku standardowego modelu termojądrowego. Szczegóły w kształcie diagramu HR odpowiadają dokładnie temu, co przewiduje model elektryczny. Obserwowane zachowanie podobnych do nowych gwiazd zmiennych, pulsarów, oraz anomalii w liniach widmowych gwiazd typu B, oraz wysoka częstotliwość występowania układów podwójnych, są w pełni zgodne z modele elektrycznego Wszechświata Wala Thonrhilla, jego koncepcji gwiazdowego rozszczepiania, jak również modelu elektrycznej gwiazdy. Zupełnie tajemnicze i niewytłumaczalne, z punktu widzenia modelu termojądrowego, są zachowania gwiazd FG Strzelca i V838 Jednorożca. Zjawiska te są zupełnie zrozumiałe w modelu elektrycznym. Czekamy z niecierpliwością na kolejne tajemnicze odkrycie NASA, do kolejnego podparcia modelu elektrycznego.

Następny

Strona główna

Przetłumaczono z http://electric-cosmos.org/hrdiagr.htm

piątek, 15 sierpnia 2014

Rozdzielanie czy łączenie?

Gromada galaktyk Abell2744. Źródło: NASA, ESA, oraz J. Lotz, M. Mountain, A. Koekemoer i HFF Team (STScI).

13 sieprnia 2014

Czy kolidujące galaktyki rozdzielają się?

Astronom Halton Arp odkrył szereg powiązań pomiędzy różnymi galaktykami, oraz pomiędzy galaktykami i kwazarami, które skłoniły go do spekulacji, że przesunięcie widma nie jest wyznacznikiem prędkości ucieczki lub odległości do odległych obiektów astronomicznych.

Obserwacje tych obiektów zdają się przeczyć zgodnej opinii astronomów, że Wszechświat się rozszerza. Kwazary (i niektóre galaktyki) leżą w jednej linii z galaktykami o mniejszym przesunięciu widma. Obiekty o największym przesunięciu leżące z reguły blisko jąder galaktyk, są małe i mają ogromne przesunięcia widma - niektóre wskazuj na nawet 99% prędkości światła. Galaktyki o mniejszym przesunięciu, w jednej linii z małymi, szybkimi obiektami, są wyraźnie większe, z miliardy razy większą objętością.

Wokół osi z kwazarami o wysokim przesunięciu znajdują się małe galaktyki, towarzyszące dużym, z nieco większym od nich przesunięciem, które jest zkwantowane na konkretnych wartościach. Często łańcuch kwazarów i galaktyk towarzyszących otacza chmura emitującej fale radiowe lub rentgena plazmy.

Wzdłuż włókien prądu elektrycznego płynącego przez, do, i z galaktyk, tworzą się gwiazdy. Studia nad galaktycznym polem magnetycznym pokazały, że taki sam proces ma miejsce w bliższym lub dalszym otoczeniu każdej galaktyki. Pod niedawnym Zdjęciem Dnia omawiano inną grupę obiektów, połączonych z drogą mleczną: galaktyki karłowate. Odnotowano, że teorie ewolucji galaktyk sugerują, że powinno ich być znacznie więcej, niż jest.

Kolejnym zjawiskiem, trudnym do wyjaśnienia dla konwencjonalnych astronomów, jest koncentracja gwiazd na kołowych orbitach wokół jąder wielu galaktyk. Gromady kuliste gwiazd mogą być traktowane jako miniaturowe jądra galaktyk. Idea ta pasuje do obserwacji Arpa, że jądra galaktyk wyrzucają materiał, który daje początek nowym galaktykom towarzyszącym. Być może gromady kuliste są nasionami: mini-galaktyki rodzą się w gęstych regionach rodzicielskiej galaktyki.

Kiedy podróżujące gwiazdy napotkają inną gwiazdę o większym polu elektrycznym, mogą się podzielić na dwie mniejsze, dzięki czemu intensywność elektryczna będzie rozłożona na większy obszar. Jeśli prąd elektryczny, docierający do aktywnej gwiazdy, zwiększy się, gwiazda taka również może się podzielić w układ podwójny, ze względu na zwiększony amperaż. Ponieważ większość gwiazd jest w układach podwójnych, może to wskazywać na natężenie przepływających przez niego ładunków.

Galaktyki najprawdopodobniej zachowują się w podobny sposób. Są one częścią gromad, które z kolei są częścią supergromad. Okazuje się również, że galaktyki występują w łańcuchach wewnątrz gromad. Ponieważ galaktyki są manifestacjami prądu Birkelanda, tworzącego skurcz Bennetta, wzdłuż swoich długich na miliony lat świetlnych włókien, nie dziwi odkrycie ich dzielenia się na dwie, lub trzy córki, celem podołania zwiększaniu natężenia prądu.

Być może to, co konwencjonalnie interpretuje się jako zderzenia galaktyk, jest w rzeczywistości ich dzieleniem się. Ponieważ poruszają się one powoli, tak, że zmiana pozycji wymaga milionów lat, astronomowie mogli zobaczyć zaprzęg przed koniem i pomylić kierunki ruchu.

Stephen Smith

Przetłumaczono z https://www.thunderbolts.info/wp/2014/08/13/merger-or-division/

środa, 13 sierpnia 2014

Problem słonecznych neutrino

Raport Obserwatorium Neutrino Sudbury - analiza

Brakujące neutrino

Reakcje termojądrowe tego typu, który ma zasilać nasze Słońce, muszą emitować potok neutrin elektronowych. Ale od 30 lat nigdy nie stwierdzono ich wystarczającej liczby. W wykryciu ich zawiodły serie drogich eksperymentów.

Neutrina słoneczne oczywiście zaobserwowano - ale tylko w jednej trzeciej wymaganej ilości, przy założeniu, że fuzja jądrowa jest głównym źródłem energii słonecznej. Porażki te nie spowodowały przyjrzenia się na nowo modelowi Słońca. Zamiast tego nastąpiło gorączkowe poszukiwanie teoretyczne nowych właściwości, które słoneczne neutrina muszą mieć. W rezultacie, w 2001 Obserwatorium Neutrino Sudbury (SNO) w Kanadzie ogłosiło, że neutrina mają masę i mogą zmieniać zapach. Wyjaśniałoby to, dlaczego nie możemy się wszystkich doliczyć. Pojawia się jednak szereg pytań co do metodologii badań, przeprowadzonych przez SNO. Oczywiście, to, czy neutrina zmieniają swój typ, czy nie, nie ma wpływu na elektryczny model Słońca. Problem neutrino jest istotny tylko dla standardowego modelu fuzyjnego. W modelu elektrycznym nie jądro nie wytwarza energii - energia promienista jest wytwarzana na powierzchni w wyniku wyładowania łukowego. Zatem w elektrycznym modelu nie ma brakujących neutrin. Obserwowane neutrina elektronowe są przypuszczalnie wytwarzane w fuzji mającej miejsce na powierzchni Słońca, produkując ciężkie pierwiastki (poza wodorem i helem).

Przez dekady niedobór neutrin elektronowych był zawstydzający dla tych, którzy wierzyli w model fuzji wodoru i helu. Ponieważ niepowodzenie to jasno wykazywało sfalsyfikowanie modelu fuzyjnego, podjęto wielki wysiłek w celu wyjaśnienia deficytu.

Oficjalne oświadczenie

W czerwcu 2001 SNO w Ontario, w Kanadzie, ogłosiło coś, co zostało radośnie przyjęte przez orędowników modelu fuzyjnego. Kompletny tekst ogłoszenia można znaleźć tutaj.

W rezultacie swojej interpretacji danych otrzymanych w eksperymencie, badacze SNO stwierdzili, że problem niedoboru neutrino nie leży w modelu fuzyjnym, ale jest spowodowany zmianą właściwości zapachu neutrin podczas ich drogi z wnętrza Słońca do Ziemi.

Detektor w Sudbury. Źródło: Wikipedia.

Uważa się, że istnieją trzy zapachy neutrino: elektronowe, mionowe i taonowe. Niektóre z nich są niemierzalne w poprzednich eksperymentach. Badacze SNO twierdzą, że wykrywalne neutrina zmieniały się w te poprzednio niewykrywalne, na swojej drodze ku Ziemi. Owe oscylacje, jak mówią, wyjaśniają stwierdzany poprzednio niedobór.

Ogłoszenie prasowe

Obwieszczenie prasowe pełne było pewnych wypowiedzi, że reakcje jądrowe ciągle istnieją i mają się dobrze we wnętrzu Słońca. W większości było w nim jednak więcej radości niż konkretów.

Kilka przykładów:

1. Fizycy zmagali się z problemem słonecznych neutrino od wczesnych lat 1970, kiedy to eksperymenty pokazały niedobór cząstek nadbiegających ze Słońca. Oznaczało to, że albo teorie opisujące burzę nuklearną w jądrze Słońca są niepoprawne, albo z neutrinami dzieje się po drodze coś dziwnego. Poniedziałkowe ogłoszenie wskazuje z 99% pewnością, że miejsce ma to drugie. − Artykuł AP w The Nando Times, 19 czerwca Fizycy: neutrina mają masę

Pytanie: Co było podstawą tej 99% pewności? Czy była to matematycznie wyliczona liczba, wynikająca z analizy statystycznej, czy tylko radosna hiperbola - przykład nieprofesjonalnej, nienaukowej pychy?

2. Detektor SNO posiada możliwość odróżnienia, czy słoneczne neutrina zmieniają swój typ podczas podróży na Ziemię, dostarczając odpowiedzi na pytanie o właściwościach neutrino i generowaniu energii słonecznej. & minus; http://www.sno.phy.queensu.ca/sno/first_results/

Pytanie: Jak zespół SNO może twierdzić, że potrafi sprawdzić, co się stało po drodze z neutrinami, nie dokonując pomiarów w pobliżu Słońca (na początku podróży) lub gdzieś po drodze? Albo przez zakładanie, w jakim stanie one startują? więcej na ten temat poniżej.

3. SNO zdaje się mierzyć spodziewaną ilość wszystkich typów neutrino, ale z niedoborem neutrin elektronowych.http://antwrp.gsfc.nasa.gov/apod/ap010710.html

Komentarz: To zdaje się być całkowicie sprzeczne z oficjalnym ogłoszeniem, w którym stwierdzono, że wyniki jedynego eksperymentu SNO, mierzącego wszystkie trzy rodzaje zapachów, nie będą ogłaszane przez dłuższy czas.

Analiza oficjalnego ogłoszenia

Obserwacji SNO dokonało tylko na Ziemi. Nie przeprowadzono żadnych obserwacji satelitarnych wzdłuż ścieżki ich lotu, i oczywiście żadnych obserwacji na jej początku (wewnątrz Słońca).

Pytanie: Rozważmy pociąg towarowy, jadący z Nowego Jorku do Chicago. Mieszkamy w Chicago i tylko tam możemy obserwować nadjeżdżający pociąg. Przybywa on z wagonami drobnicy, 2 cysternami i jednym płaskim. Jaką mamy pewność, niezależnie do wymyślności naszych sposobów obserwacji, że dane wagony zostały dodane do pociągu, powiedzmy, w Cleveland? Co więcej, jak to jest możliwe, żeby wagon drobnicowy przemienił się magicznie gdzieś po drodze w cysternę lub płaski (w dodatku mamy to stwierdzić z 99% pewnością)?

Odpowiedź musi brzmieć, że założyli oni skład strumienia neutrin, opuszczających Słońce. Jeśli tak, jest to rozumowanie błędnego koła. Jeżeli wiedzą, jaki jest skład strumienia neutrino opuszczających Słońce, nie ma potrzeby przeprowadzać eksperymentu. Eksperyment nic nie wnosi w kwestii udowodnienia założenia. Z całą pewnością nie wyjaśnia on niedoboru neutrin elektronowych. Co najwyżej go potwierdza.

Logika użyta w konkluzjach zawodzi również na innych polach.

Wypowiedź z konkluzji raportu.

Niech:

(a) - Neutrina ze Słońca zmieniają zapach

(b) - Mierzony strumień neutrin elektronowych jest mniejszy, niż strumień neutrin wszystkich trzech typów.

Zdanie brzmi: jeśli (a) jest prawdziwe, (b) jest prawdziwe. Nikt temu nie zaprzeczy.

Ale oni implikują: jeśli (b) jest prawdziwe, (a) jest prawdziwe. Jest to logicznie niepoprawne. Jeśli Słońce emituje wszystkie trzy rodzaje neutrin, e+u+t, każdy naziemny eksperyment, mierzący tylko e, dostarczy ilości zaniżonej, niż mierzący pełny skład (powiedzmy, e + 0,1u i 0,3t). Co więcej, raport stwierdza, że zmierzona wartość CC (neutrina e) znacząco niższa[, niż zmierzona przez F. Sukudę i poprzednie eksperymenty]. A zatem strumień neutrin elektronowych, zmierzony przez SNO jest nawet niższy, niż poprzednio raportowany. Przy czym jest możliwe, że neutrina taonowe oscylują w elektronowe. A to tworzy kolejne komplikacje dla konkluzji SNO, ze względu na niezwykle niski poziom strumienia neutrin elektronowych.

Miały miejsce również inne eksperymenty, dające niejasną odpowiedź, czy neutrina oscylują w inne typy. Finalny raport z eksperymentu na Płynnym Scyntylatorowym Detektorze Neutrin (LSND) w 2001 donosi, że ich rezultaty są mocniejsze, niż poprzednio publikowane, ale kontrowersje LSND spowodowały dowody na temat oscylacji neutrin i ich masy. Dane LSND, zbierane od 1993 do 1998, sugerowały oscylację mionowych antyneutrin w elektronowe antyneutrina. Aczkolwiek wyniki projektu MiniBooNE z 2007 wykazały brak oscylacji neutrin mionowych w elektronowe, które mogłyby wyjaśnić rezultaty LSND. MiniBooNE został specjalnie zaprojektowany do odkrycia tego, i z powodzeniem je wykluczył z 98% pewnością. Jest więc niezmiernie wątpliwe, że znaleziono źródło deficytu słonecznych neutrin elektronowych.

Pomiar, który mógł i powinien być zrobiony, ale nie był

To godne ubolewania, że rezultaty eksperymentu SNO nie poruszyły innych, istotnych pytań związanych ze strumieniem neutrin słonecznych. Np, dlaczego całkowity strumień zdaje się być funkcją cyklu plam słonecznych? Fizyk Wal Thornhill wskazał na ten problem w swojej analizie problemu słonecznych neutrin na swojej stronie Holoscience.

Thornhill wskazał, że modele elektrycznego Słońca przewiduje korelację ilości neutrin słonecznych z poziomem dopływu elektryczności do Słońca, czyli z tak wykrywalnymi zjawiskami, jak plamy słoneczne i wiatr słoneczny. Korelacja ta została zaobserwowana. Standardowy model Słońca nie potrafi jej wyjaśnić. Neutrino nie niesie ładunku elektrycznego, zatem ukryte, dziwaczne pola magnetyczne, ukryte pod powierzchnią nie pomogą w wyjaśnieniu korelacji intensywności strumienia a ilością plam, jeśli, oczywiście, korelacja ta jest prawdziwa. Każda ilościowa demonstracja powiązania natężenia słonecznych neutrin z liczbą plam i/lub wiatrem słonecznym natychmiast falsyfikuje model fuzyjny. Powinno być to raczej potwierdzeniem modelu elektrycznego. Ale nie przeprowadzono takich badań.

Podsumowanie

Wysoki poziom radości w ogłoszeniu SNO jest nieprofesjonalny. To wskazówka, której nie można zignorować. Stoi ona w sprzeczności z podstawowymi błędami logicznymi raportu. Głównym wymogiem dla badań jest naukowa obiektywność. I (pomijając niedostatek dostępnych danych) istnieje podstawowy powód, żeby zakwestionować to, co z poziomu myślenia życzeniowego trafiło do ogłoszonego raportu.

Nie ma sposobu, dokonując pomiaru tylko na jednym końcu kanału transmisyjnego, żeby stwierdzić zmiany dokonujące się na całej długości kanału. Jedynym sposobem, żeby to stwierdzić, jest dokonanie pomiaru w więcej niż jednym punkcie trasy! Dalsze pomiary (MiniBooNE 2007) nie potwierdziły ogłoszenia SNO z 2001.

Choć model fuzyjny jest wielbiony przez swoich orędowników, obiektywna analiza eksperymentów Sudbury i MiniBooNE ukazuje, że problem słonecznych neutrin wciąż jest daleki od rozwiązania. A dopóki tak jest, model fuzyjny jest całkowicie sfalsyfikowany.

Następny

Strona główna

Przetłumaczono z http://electric-cosmos.org/sudbury.htm

wtorek, 12 sierpnia 2014

Elektryczne Słońce

(Z lewej) Rozbłysk słoneczny wykazujący ruch skrętny, charakterystyczny dla prądu Birkelanda.

(Z Prawej) Obraz w promieniach roentgenowskich aktywnej niskiej korony Słońca.

Hipoteza elektrycznego Słońca

Podstawy

Nie ma obecnie wątpliwości, że efekty elektryczne w plazmie grają ważną rolę w zjawiskach obserwowanych na słońcu. Główne własności Modelu Elektrycznego Słońca są następujące:

  • Większość przestrzeni w naszej galaktyce wypełniona jest plazmą (rozrzedzonym, zjonizowanym gazem), zawierająca elektrony (ładunek ujemny) i zjonizowane atomy (ładunek dodatni). Każda cząstka w plazmie posiada potencjał elektryczny (woltaż), jak każdy kamyk w górach posiada potencjał mechaniczny, liczony w wysokości nad poziomem morza. Słońce jest w centrum komórki plazmowej, zwanej heliosferą, która rozciąga się daleko poza orbitę Plutona. Do 9/9/2012 średnica tej komórki była zmierzona na większą niż 18 milionów kilometrów, lub 122 razy większą niż niż dystans z Ziemi do Słońca. To są fakty, nie hipotezy.
  • Słońca posiada ładunek dodatni w stosunku do otaczającej go plazmy - przypuszczalnie mierzony w napięciu rzędu milionów woltów.
  • Jony dodatnie opuszczają Słońce, a elektrony do niego docierają. Oba ty strumienie dodają się, tworząc dodatni prąd płynący przez Słońce (dochodzący na biegunach, a wypływający radialnie na niższych wysokościach). Stanowi to w każdym aspekcie (poza rozmiarem) analogię wyładowania plazmowego, które jest studiowane w laboratoriach od dziesięcioleci. Ponieważ ładunek Słońca (woltaż) jest dodatni, pełni ono rolę anody w wyładowaniu. Jako takie, wykazuje ono wiele fenomenów obserwowanych w ziemskich eksperymentach laboratoryjnych.
  • Słońce może być zasilane nie z jego wnętrza, lecz z zewnątrz, za pomocą prądów elektrycznych (Birkelanda), płynących przez ramię naszej galaktyki, jak to ma miejsce we wszystkich galaktykach. Ta możliwość - że Słońce zasilane jest z zewnątrz przez środowisko galaktyczne - jest najbardziej spekulatywną ideą modelu elektrycznego i jest zawsze zaciekle atakowana przez krytyków, którzy ignorują wszystkie inne bardziej oczywiste własności modelu. W modelu Kosmosu Plazmowego, kosmicznych rozmiarów, rozrzedzone prądy tworzą galaktyki i gwiazdy w tych galaktykach za pomocą elektromagnetycznego efektu skurczu Z. To tylko mała ekstrapolacja, aby odpowiedzieć na pytanie, gdzie te prądy przebywają, aby zasilać gwiazdy. Galaktyczne prądy mają małą gęstość, ale ze względu na duże rozmiary gwiazd, całkowity prąd (amperaż) jest ogromny. Elektryczna energia Słońca powinna być, ze względu na swoją moc, dostarczana w amperażu. Ponieważ podróżuje wokół galaktycznego centrum, Słońce może trafiać w obszary większej lub mniejszej gęstości prądu, a jego aktywność zmieniać się okresowo i nieregularnie.

Korona

„Solar eclipse 1999 4” autorstwa Luc Viatour (www.Lucnix.be). Licencja CC BY-SA 3.0 na podstawie Wikimedia Commons - https://commons.wikimedia.org/wiki/File:Solar_eclipse_1999_4.jpg#/media/File:Solar_eclipse_1999_4.jpg

Słoneczna korona widoczna jest tylko podczas zaćmień lub przez wyrafinowane instrumenty, zbudowane do tego celu. Jest to rozległa świecąca poświata z plazmy, zmieniająca kształt - równomiernie rozmieszczona i gładka w części wewnętrznej, oraz z włóknistymi frędzlami i punktami na obrzeżach. Jest to jarzeniowy stan wyładowania plazmowego. Gdyby Słońce nie było z natury elektryczne, korona by nie istniała. Jeśli Słońce jest tylko (nie elektrycznym) nuklearnym piecem, to nie ma żadnego powodu, by miało koronę. Tak więc jednym z podstawowych pytań, jakie powinny się pojawić podczas dyskusji o Słońcu, jest: Dlaczego Słońce ma koronę? Dlaczego ona tam jest? Model opierający się wyłącznie na fuzji nie dostarcza odpowiedzi.

Wiatr słoneczny

Strumień jonów dodatnich opuszcza powierzchnię Słońca, rozpędza się w koronie i dalej, jak daleko jesteśmy w stanie to zmierzyć. Uważa się, że cząsteczki te stają się częścią promieniowania kosmicznego, przemierzającego kosmos. Ten strumień zmienia się w czasie, i zaobserwowano jego zupełne zanikanie raz na dzień lub dwa. Co jest przyczyną owych fluktuacji? Model elektryczny daje proste wyjaśnienie oraz sugeruje mechanizm zarówno tworzący, jak i kontrolujący owe fluktuacje. Standardowy model nie podaje żadnego wyjaśnienia ani mechanizmu. (...)

Elektryczne właściwości fotosfery i chromosfery

Esencją hipotezy elektrycznego Słońca jest opis elektrycznych właściwości jego fotosfery oraz chromosfery, tudzież rezultat przemieszczania się przez te warstwy naładowanych cząstek. Powierzchnią Słońca, którą zwykle widzimy z Ziemi, jest jego fotosfera, która jest silnie świecącą warstwą grubą na ok 500 km. Jest analogią obszaru anodowego żarzenia wyładowania w laboratoryjnym gazie, z wyjątkiem tego, że tu ma miejsce wyładowanie łukowe. Zawiera ono komórki plazmowe, zwane pęczkami lub granulami. Plamy słoneczne są miejscami pozbawionymi granulek. Granulki obserwowane na powierzchni fotosfery są w równomiernym ruchu turbulencyjnym. Zmieniają swój kształt i rozmiar, oraz zanikają w ciągu godzin lub dni. Na ich miejsce wypływają nowe. Żarzenie anodowe, obserwowane w laboratorium, często zawiera wzór małych, rotujących, regularnie rozmieszczonych plamek, których prędkość rotacji jest często zbyt wolna do zaobserwowania nieuzbrojonym okiem. Analogia pomiędzy laboratoryjnym wyładowaniem w gazie, a zachowaniem Słońca, jest mimo w rzeczy samej nieodparta.

Fotosfera jest więc plazmą w trybie łukowym. Mówimy tak, gdyż Słońce emituje z fotosfery około 63 milionów watów na metr kwadratowy energii. Niektórzy kwestionowali fakt bycia fotosfery w tym trybie, ze względu na jej relatywnie niewielką temperaturę, ~5800°K. W 1944 roku C. E. R. Bruce, z Angielskiego Instytutu Badań nad Elektrycznością zaproponował, że fotosfera ma wygląd, temperaturę, spektrum oraz charakterystykę łuku elektrycznego, gdyż ona jest łukiem elektrycznym, lub dużą ilością równoległych łuków. Trudno jest wyobrazić sobie wyładowanie plazmowe w czymkolwiek innym niż stan łukowy, mogący promieniować 40 kW energii na każdy cal kwadratowy powierzchni. Potrafisz sobie wyobrazić światło z 4000 watowych żarówek, wychodzące z każdego cala kwadratowego?

Na rys. 1 pokazany jest przekrój przez granulę fotosfery, rozbity na trzy wykresy. Oś pozioma wszystkich trzech przedstawia odległość, mierzoną radialnie na zewnątrz, począwszy od spodu fotosfery (prawdziwej powierzchni Słońca, widocznej jedynie w umbrze plam słonecznych). Niemal wszystkie właściwości Słońca można wyjaśnić w odniesieniu do tych trzech wykresów, dlatego na nich skupi się większość dyskusji.

Pierwszy wykres pokazuje energię na jednostkę ładunku (dodatniego) jonu jako funkcję odległości od powierzchni. Jednostki energii na jednostkę ładunku to wolty (V). Kolejny wykres, pola E, pokazuje siłę radialną, działającą na każdy taki dodatni jon. Trzeci wykres pokazuje lokalizacje gęstości ładunku, powstałą z dwóch pierwszych wykresów. Chromosfera jest miejscem przebywania podwójnej warstwy plazmowej ładunku elektrycznego. Przypomnijmy, że jedną z cech plazmy jest jej bardzo dobra (ale nie doskonała) przewodność. Jako dobry przewodnik, stanowi słabe oparcie dla pola elektrycznego. Proszę zwrócić. uwagę na drugi wykres, że niemal idealna plazma fotosfery (obszar b do c) oraz korona (od punktu e) to obszary o niemal zerowym polu elektrycznym.

Rys. 1. Energia, pole elektryczne oraz gęstość ładunku jako funkcja odległości od powierzchni Słońca.

Wszystkie trzy wykresy są matematycznie połączone. Z praw elektro-fizyki: E = -dV/dr, a gęstość ładunku = dE/dr. Innymi słowy: wartość pola E, w każdym punkcie r, jest (ujemnym) nachyleniem wykresu energii. Powodem, dla którego znak pola E jest ujemny, jest podążanie cząstki dodatniej w dół potencjału, nie pod górę. Jest to analogia do tego, że masa ma tendencję do staczania się, nie wtaczania. Wartość gęstości ładunku w każdym punkcie r, jest nachyleniem pola E w tym punkcie. Dwie warstwy przeciwnego ładunku, potrzebne do stworzenia złożonego kształtu krzywej energii między punktami c i e nazywane są warstwą podwójną. Jest to dobrze znane zjawisko w wyładowaniach plazmy. Ponieważ podwójna powłoka jest umiejscowiona pomiędzy punktami c i e, jon dodatni po prawej od punktu e nie widzi siły elektrostatycznej jonów dodatnich na lewo od punktu c. Główna plazma korony i dodatkowa plazma fotosfery są od siebie elektrycznie oddzielone podwójną powłoką.

Wykres energii jest właściwy dla dodatnio naładowanych cząstek. Ponieważ dodatnie pole E reprezentuje siłę na jednostkę ładunku skierowaną na zewnątrz (w prawo), obszar, gdzie pole to jest ujemne (a do b) oznacza siłę do wewnątrz. Region wewnętrznej fotosfery jest więc barierą energetyczną, którą jony dodatnie muszą pokona, by uciec ze Słońca. Muszą mieć do tego odpowiednią energię. Zatem warstwa ładunku dodatniego w dolnej fotosferze stanowi ograniczenie dla nieokiełznanej ucieczki jonów dodatnich ze Słońca.

Kurczenie się i zanikanie granuli

Aby zwizualizować efekt diagramu energii dla elektronów (ładunek ujemny) przychodzących do Słońca z przestrzeni kosmicznej (z prawej), musimy odwrócić wykres energii do góry nogami. Po zrobieniu tego zobaczymy pułapkę, jaką są fotosferyczne granule dla przychodzących elektronów. W miarę, jak pułapka się zapełnia, energia granuli (istniejącej pomiędzy b i c) maleje z wysokością, co powoduje jej słabnięcie, kurczenie się, a w końcu zanikanie. To jest właśnie powodem kurczenia się i zanikania granuli.

Temperatura minimum

Gdyby standardowy model był poprawny, ciepło i światło powinno po prostu promieniować z fotosfery jak z rozgrzanego pieca. Temperatura stale malałaby z odległością. Ale nad fotosferą zachodzi wiele procesów odmiennych od zwykłego promieniowania cieplnego. Minimum temperatury (ok 4100°K) znajduje się tuż nad fotosferą. Dolne warstwy korony, znajdujące się znacznie wyżej, są o miliony stopni gorętsze, niż powierzchnia Słońca. Jak to się może dziać? Standardowy model nie zawiera zadowalającego wyjaśnienia. Hipoteza elektrycznego Słońca wyjaśnia to następująco:

Cząstki naładowane nie doświadczają zewnętrznych sił elektrostatycznych pomiędzy pomiędzy b i c - w fotosferze. Z powodu dyfuzji ma tam miejsce tylko losowy ruch cieplny (temperaturą jest po prostu pomiar załamania tego ruchu). Jest to miejsce, w którym pomiar temperatury wynosi ok 6000°K. Jony dodatnie mają największą elektryczną energię potencjalną, gdy są w swojej fotosferycznej granuli plazmy. Ale ich mechaniczna energia jest relatywnie mała. Tuż na lewo od punktu c, każdy losowy ruch w prawo, który przeniesie jon dodatni za punkt c, poskutkuje jego wymieceniem w duł potencjału, z dala od Słońca. Taki ruch naładowanych cząstek pod wpływem pola E nazywany jest prądem unoszenia. Ten prąd unoszenia przyśpieszających jonów dodatnich utożsamiany jest z wiatrem słonecznym (co jest na prawdę nietrafioną nazwą). Jony dodatnie zaczynają przyśpieszać od c poprzez e, zamieniając swoją energię potencjalną w ruch - osiągają dużą prędkość radialną, tracąc przy tym ruch na boki. Stają się zatem "odtermizowane". W tym regionie, w wyższej fotosferze oraz chromosferze, ruch cząstek jest wysoce zorganizowany. Tam właśnie obserwujemy minimum temperatury.

Strefa przejściowa

Gdy poruszające się gwałtownie jony dodatnie przekroczą punkt e (opuszczą chromosferę), poruszają się na zewnątrz popychane siłą pola E, która je przyśpiesza. Z powodu dużej energii kinetycznej, każde zderzenie, jakiemu ulegną (czy to z jonem, czy z neutralnym atomem), będzie brutalne i spowoduje dużą liczbę chaotycznych ruchów, podgrzewając plazmę od temperatury znacznie wyższej, niż w fotosferycznej granuli (pomiędzy b i c). Oto, co jest odpowiedzialne za wysoką temperaturę dolnej korony. Jony tuż za punktem e mają temperaturę rzędu 1 do 2 milionów stopni K. Nic innego, jak właśnie takiego mechanizmu należałoby się spodziewać po modelu (fotosfery - podwójnej powłoki) elektrycznego Słońca. "Re-terminacja" ma miejsce w regionie analogicznym do wrzenia białej wody na dole zjeżdżalni. W modelu fuzji nie ma takiego mechanizmu - a tym samym nie ma prostego wyjaśnienia nieciągłości temperatury.

Przyśpieszanie wiatru słonecznego

Wykres energii urywa się za punktem e z nieznacznie ujemnym nachyleniem, biegnąc ku ujemnemu woltażowi głębokiego kosmosu (naszego ramienia galaktyki). Relatywnie mała gęstość plazmy może zapewnić tylko słabe pole E. Zgodnie z tym, niska amplituda pola E (dodatniego) rozciąga się na prawo od punktu e. Jest to efekt tego, że Słońce posiada wyższy woltaż niż odległa przestrzeń tuż za heliopauzą. Odśrodkowa siła, działająca na jony dodatnie, spowodowana tym pole E jest przyczyną obserwowanego przyspieszania jonów dodatnich wiatru słonecznego.

Promieniowanie kosmiczne

Cząstki naszego wiatru słonecznego dołączają z czasem do innych cząstek, z innych gwiazd, aby utworzyć totalny kosmiczny strumień w naszym ramieniu galaktyki. Juergens wskazał, że nasze Słońce jest raczej przeciętną gwiazdą w promieniowaniu energii. Jeśli jest zasilane elektrycznie, być może jego przeciętność jest powiązana z niezbyt imponującym potencjałem napędowym. Znaczyłoby to, że gorętsze, jaśniejsze gwiazdy mają znacznie większe potencjały powinny wyrzucać promienie kosmiczne o większej energii niż słoneczne promienie kosmiczne. Gwiazda o potencjale rzędu 20 miliardów woltów napędza protony o energii wystarczającej, by osiągnęły powierzchnię naszego Słońca z energią 10 miliardów elektronowoltów. Takie promienie, zderzając się z górną atmosferą Ziemi, uwalniają miony i neutrina, o których jest ostatnio w wiadomościach.

Hannes Alfvén w swojej książce "Nowa Astronomia", rozdział 2, sekcja III, pp 74-79 tak pisał o promieniach kosmicznych: Jak te cząstki są napędzane do tak fantastycznych energii, czasami do milionów miliardów elektronowoltów, jest jedną z głównych zagadek astronomii. Nie jest znana reakcja jądrowa, mogąca wyrzucać cząstki z taką energią. Nawet całkowita anihilacja protonu nie dałaby więcej niż miliard elektronowoltów.

Fluktuacje wiatru słonecznego

Interesujące jest, że te trzy wykresy zaprezentowane powyżej są identyczne jak wykres energii, pola E i gęstości ładunku w tranzystorze złączowym. Oczywiście w ciele stałym zachodzą inne procesy na innym poziomie energetycznym (pasmo walencyjne i przewodzące) w stałym krysztale. W plazmie słonecznej nie ma stałych centrów atomowych, wiec istnieje tylko jedno pasmo energetyczne. W tranzystorze, amplituda prądu kolektora (analogia do unoszenia jonów dodatnich wiatru słonecznego w prawo) jest w prosty sposób kontrolowana przez zmianę różnicy woltaży bazy i emitera. Czy taki sam mechanizm (fluktuacje woltażu pomiędzy Słońcem - anodą a granulami fotosfery) steruje zachowaniem Słońca? Gdy woltaż Słońca się obniża, np na skutek nadmiernego wypromieniowywania jonów dodatnich, zwiększy się woltaż pomiędzy a i b na diagramie energii, co zmniejszy intensywność wiatru słonecznego (zarówno dośrodkowo poruszających się elektronów, jak i odśrodkowych jonów dodatnich) na zasadzie ujemnego sprzężenia zwrotnego. W maju 1999 wiatr słoneczny zupełnie ustał na około dwa dni. Istnieją również okresowe zaburzenia. Mechanizm tranzystora, opisany powyżej, może być jak najbardziej zdolny do powodowania tych zjawisk. Model fuzji zupełnie nie radzi sobie z tym zagadnieniem, podczas gdy tranzystorowe odcięcie jest bardzo dobrze znanym w elektronice zjawiskiem, używanym w każdym urządzeniu cyfrowym.

Stany charakterystyczne plazmy

Na podstronie tej witryny, poświęconej elektrycznej plazmie, omówiono trzy charakterystyczne statyczne stany, na jakich plazma może operować. Tu jest nieco bardziej akuratny opis - potrzebujemy go do dokładnego opisania rzeczy obserwowanych na powierzchni Słońca. Statyczna wolto-amperowa charakterystyka typowego laboratoryjnego wyładowania plazmowego ma kształt przedstawiony poniżej.

Rys. 2. Woltowo-aperowy wykres wyładowania plazmy. Wyróżniono stan ciemnego prądu, żarzenia oraz łuku.

Wykres ten jest rejestrowany zwykle w plazmie laboratoryjnej zamkniętej w kolumnie - cylindrycznej szklanej tubie z anodą na jednym końcu i katodą na drugim. Te dwie końcówki są podłączone do zewnętrznego obwodu elektrycznego, przez który można z zewnątrz kontrolować prądem. W takim eksperymencie, plazma ma przestrzeń o stałym przekroju od początku do końca tuby. Na osi pionowej wykresu znajduje się napięcie rozciągające się pomiędzy anodą a katodą, przez całą plazmę, jako funkcja prądu płynącego przez plazmę. Oś pozioma określa całkowity prąd (A). Może być to przemianowane na gęstość prądu w punkcie. Gęstość prądu mówi, jak wiele amperów na metr kwadratowy przepływa przez przekrój tuby. Jeśli pozioma oś pokazuje gęstość prądu przez plazmę, oś pionowa będzie opisywać pole elektryczne (V/m) w punkcie. W cylindrycznej tubie przekrój jest na całej długości jednakowy, więc gęstość prądu w każdy odcinku jest proporcjonalna do całkowitego prądu płynącego przez plazmę.

Gdy rozważamy Słońce, mamy do czynienia ze sferyczną geometrią. Przekrój staje się sferą. Załóżmy stały całkowity dryf elektronów w stronę Słońca oraz jonów dodatnich od Słońca. Wyobraźmy sobie powierzchnię o ogromnym promieniu, przez który przepływają te prądy. Gdy przybywamy z głębokiego kosmosu, powierzchnia ta stale się zmniejsza. Dlatego, dla stałego całkowitego prądu, jego gęstość (A/m2) rośnie, w miarę, jak zbliżamy się do Słońca. Anoda (powierzchnia Słońca) jest tylko małym ułamkiem katody (rejon heliopauzy). Według najnowszych pomiarów, powierzchnia heliopauzy jest 653 miliony większa niż powierzchnia Słońca. Gęstość prądu na anodzie Słońca będzie więc 653 miliony większa, niż na katodzie heliopauzy.

  • W głębokiej przestrzeni - powiedzmy, tuż pod heliopauzą - gęstość prądu jest niezwykle mała, choć prąd całkowity jest ogromny. Jesteśmy w regionie ciemnego prądu, nie ma tam świecących gazów, nic, co mogłoby nam powiedzieć, że jesteśmy wewnątrz wyładowania - poza możliwymi emisjami radiowymi.
  • W miarę, jak przybliżamy się do Słońca, przekrój maleje a gęstość prądu rośnie. Wkraczamy w obszar normalnego żarzenia - jest to to, co nazywamy słoneczną zewnętrzną koroną. Intensywność wypromieniowywanego światła jest porównywalna z neonem. Wykres woltowo/amperowy ma ujemną krzywiznę i korona tworzy włóknistą formę. Włókna są bardzo dobrze widoczne w zewnętrznej koronie.
  • W końcu, w miarę przybliżania się do Słońca, sferyczny przekrój staje się tylko trochę większy niż jego powierzchnia. Gęstość prądu staje się bardzo duża, wkraczamy w region wyładowania łukowego. Jest to region stosunkowo wysoko woltażowej granuli. Jesteśmy w fotosferze. Emisja światła przypomina tą ze spawarki lub projektora. Duża jego część jest ultrafioletem. Jest to bardzo dobrze wiadome, że jeśli anoda w wyładowaniu jest dużo mniejsza od katody, obszar żarzenia anodowego formuje się tak, by zwiększyć efektywny rozmiar anody. Jest to przyczyną istnienia fotosfery.
  • Granicą pomiędzy koroną (stanem żarzenia) a fotosferą (łukiem) jest warstwa podwójna. Ten fenomen jest często obserwowany w eksperymentach laboratoryjnych.

Niektórzy wcześni badacze plazmy i większość współczesnych astronomów wierzy, że jedyna prawdziwa plazma doskonale przewodzi (a więc wmraża w siebie pole magnetyczne). Jest to fałszywa podstawa teoretyczna dla magnetycznej "rekoneksji". Wykres napięciowo prądowy, zamieszczony powyżej, pokazuje, że tak się nie dzieje. W każdym punkcie wykresu (za wyjątkiem jego początku) mamy niezerowy woltaż (pole E). Statyczna oporność plazmy w każdym punkcie wykresu jest proporcjonalna do nachylenia linii ciągnącej się od początku wykresu do tego punktu. To oznacza, że w każdym z możliwych stanów, plazma ma niezerową statyczną rezystancję; pobiera pole E do wytworzenia gęstości prądu. Oczywiście, statyczny opór plazmy na dalekim końcu ciemnego prądu może być całkiem duży. Obszar łuku oraz lewa połowa obszaru żarzenia wykazują ujemną dynamiczną rezystancję - i pole E może być całkiem niewielkie - ale nie o to nam chodzi. Żadna prawdziwa plazma nie może wmrozić w siebie pola magnetycznego. Najlepiej przewodząca plazma to ta w trybie łukowym. Ale nawet ona posiada niezerowe pole elektryczne, które powoduje powstawanie gęstości prądu. Plazma nie jest "idealnym superprzewodnikiem".

Fuzja jądrowa w warstwie podwójnej

Efekt skurczu w równoległych prądach frędzlowych o wysokiej intensywności, jest bardzo silny. Jeśli jakakolwiek fuzja jądrowa ma miejsce na Słońcu, zachodzi ona najprawdopodobniej w podwójnej warstwie na szczycie fotosfery (a nie głęboko w jądrze). Rezultatem fuzji są "metale", które dają o sobie znać liniami absorpcyjnymi w słonecznym spektrum. Ślady 68 z 92 naturalnych elementów zostały znaleziono w atmosferze Słońca. Z regionu tego emanuje większość zakłóceń radiowych. Hałas radiowy to kolejna dobrze znana właściwość warstwy podwójnej. Moc elektryczna dostarczana do plazmy w każdym punkcie jest produktem pola E (V/m) razy gęstość prądu (M/m2). Ta operacja mnożenia daje waty na metr kwadratowy (gęstość mocy). Gęstość prądu jest relatywnie niezmienna przez całą wysokość warstw fotosfery i chromosfery. Aczkolwiek, pole E jest najsilniejsze w środku warstwy. Panuje przekonanie, że fuzja nuklearna angażuje ogromne ilości energii - jeśli tak, owa moc jest dostępna wewnątrz podwójnej warstwy. Podobno zaobserwowano, że ilość słonecznych neutrino jest odwrotnie skorelowana do ilości plam. Jest to spodziewane w modelu elektrycznym, gdyż ich źródłem są najprawdopodobniej skurcze w warstwie podwójnej, prowadzące do fuzji, a tam, gdzie są plamy, warstwa ta nie występuje. Im większa więc liczba plam, tym mniej neutrino.

Plamy

W plazmie fotosfery, zarówno rozmiar jak i woltaż granuli zależy od gęstości prądu w danym miejscu (blisko powierzchni słonecznej anody). Istnienie podwójnej warstwy skojarzonej z każdą granulą (separującą ją od plazmy koronalnej) wymaga konkretnych numerycznych zależności pomiędzy jonami dodatnimi i elektronami w całkowitym prądzie. Stosunek ten został odkryty, oszacowany i opublikowany przez Irvinga Langmuira przeszło 50 lat temu. Długie dżety elektronów emanujące spomiędzy granuli, zasilają większość potrzebnych elektronów. W modelu elektrycznym, jak w każdym wyładowaniu plazmowym, granularna komórka zanika tam, gdzie strumień nadchodzących elektronów uderzający w dany rejon nie jest wystarczająco silny do powiększenia powierzchni anody. W miejscu takim komórki fotosferyczne zapadają się, i możemy zobaczyć rzeczywistą powierzchnię słonecznej anody. Ponieważ nie ma tu wyładowania łukowego, rejon ten jest ciemniejszy niż otoczenie i nazywany jest umbrą plamy. Oczywiście, jeśli większość energii słonecznej byłaby produkowana w jego wnętrzu, umbra powinna być jaśniejsza i gorętsza od otaczającej ją fotosfery. Fakt, że umbra jest ciemna i relatywnie chłodna (3000 - 4000K lub 2727 - 4227°C) silnie wskazuje na to, że we wnętrzu Słońca powstaje tylko niewielka ilość energii, o ile jakakolwiek.

Il. 3. Plama słoneczna z umbrą, penumbrą i otoczona komórkami fotosfery.

Górny wykres il. 1 (powyżej) pokazuje potencjalną energię elektryczną jonu dodatniego w atmosferze Słońca. Diagram ten jest zreprodukowany i rozszerzony poniżej na il. 4. Jest na nowo opisany, aby pokazać energie (poziomy woltażu) w różnych miejscach w pobliżu granuli. Na il. 3 widać, że wokół plamy występuje normalny, jasno żółty, tryb łuku. Są one na poziomie woltażu V2 na il. 4. Typowo, w tych regularnych granulach jony dodatnie płyną w górę (dokładnie ku obserwatorowi na il. 3). Na il. 4 jony takie mają dość energii, żeby przebyć drogę z wnętrza Słońca do poprzez wzrost woltażu z a do b, dyfuzjują pomiędzy b i c i spadają z górki potencjału od c do e. W tym miejscu rozpędzone jony tworzą turbulencje, objawiające się wysoką, sięgającą dwóch milionów kelwinów temperaturą, rejestrowaną w dolnej koronie. Na il. 3, podróż taka zabiera jon z wnętrza Słońca, poprzez granulę, i przyspiesza na zewnątrz. Jon kontynuuje swoją podróż w górę jako składnik tego, co zwiemy wiatrem słonecznym.

Musimy uważać na to, co przedstawia il. 4. Czarna linia oznacza woltaż, jakiego doświadcza jon dodatni podczas swojej podróży. Na il. 4 pokazano również mniej zmienny woltaż, którego doświadcza jon, gdy przechodzi przez miejsce pozbawione granuli, to znaczy przez umbrę plamy słonecznej. Nie napotyka więc krępującej go bariery energetycznej granuli. Proszę zauważyć, że ten ruch, z lewa na prawo na rys. 4, jest ruchem do góry (ku patrzącemu) na rys. 3. Nie ma sił ani ruchu na boki.

Najciemniejsze miejsca w umbrze (powierzchni słonecznej anody) mają woltaż V1. W umbrze nie ma fotosferycznych granuli, także, w każdym jej miejscu, wykres na rys. 4 po prostu monotonicznie opada - z punktu (V1, a), do punktu e na osi poziomej. Punkt e oznacza początek korony (jej najniższy punkt). Jej woltaż jest otagowany jako V0.

Frędzle penumbry

A co z penumbrą - dziwnie poskręcanymi frędzlami plazmy wpadającymi do wnętrza plamy, co przywodzi na myśl tęczówkę oka? Startując z wnętrza Słońca, część jonów dość energii do opuszczenia jego ciała i wspięcia się na poziom woltażu sięgający V2 lub więcej. W przedziale odległościowym b do c na rys. 4, gdy poruszają się w górę pod wpływem dyfuzji, niektóre z nich mogą się zderzać z innymi jonami lub neutralnymi atomami, tak, że niektóre mogą otrzymać dyfuzyjną prędkość spychającą je z powrotem w dół. Jeśli przekroczą punkt b, zostaną z powrotem przyciągnięte do Słońca. W przestrzeni 3D, mogą po prostu zatopić się w granuli lub wpaść w jej bok do ciemniejszego kanału, otaczającego każdą granulę. Jeżeli zaś jest wystarczająco blisko plamy słonecznej, to może w nią wpaść. To właśnie to zjawisko widzimy jako penumbralne frędzle, widoczne na rys. 3 i 5. Proces jest podobny do odrywania się gór lodowych od lodowca. Szczyty granuli w pobliżu umbry kruszą się, wyrzucając jony w stronę umbry, które to jony opadają w stronę niższego woltażu.

Rys. 4. Elektryczna energia potencjalna jonu dodatniego w funkcji dystansu od powierzchni anody słonecznej.

(Uwaga! To NIE JEST boczny widok na granulę. Jest to tylko graf woltażu plazmy względem odległości po linii prostej z wnętrza Słońca ku dolnej koronie. Gdy linia biegnie przez granulę, odpowiada jej czarny wykres. Umbrze plamy odpowiada linia przerywana.)

Proces ten jest widoczny na wideo w serwisie YouTube: Zależny od czasu obraz włókien penumbry. Ten krótki klip pokazuje kaskadę spływających w dół jonów dodatnich, które tworzą frędzle penumbry. Część jonów, przybywających w ten sposób do umbry z zewnątrz, może odczuwać przyciąganie wciąż niższego woltażu dolnej korony, V0, oraz dołącza do strumienia jonów wypływającego ze Słońca (przerywana czerwona linia na rysunku 4). To obserwowane zachowanie jest zupełnie spójne z modelem elektrycznym Słońca, opisywanym na tej stronie i wszędzie indziej.

Ruch ładunków dodatnich, opadających ze szczytu granuli ku umbrze, stanowi silny prąd elektryczny w plazmie fotosfery. Prądy takie są nazywane prądami Birkelanda. Ulegają one skręcaniu! Rozwarstwiają się również, co jest dobrze znanym procesem, zwanym konwekcją Marklunda. Na zdjęciach 5 widać obie te cechy. Zwyczajne granule fotosferyczne, upakowane względnie gęsto, niosą prąd o dużej gęstości. Znajdują się one w wysoko temperaturowym trybie łuku elektrycznego (patrz, zdjęcie 2, powyżej). Kiedy ładunki na brzegu umbry (na poziomie napięcia V2) wyskakują i opadają z powrotem, ku niższemu woltażowi V1umbry, są one mniej ściśnięte, niż w granuli, tak więc rozpraszają się i stanowią prąd o mniejszej gęstości. Z ilustracji 2wyraźnie wynika, że wykres prądowo-napięciowy plazmy w tym zakresie (pomiędzy punktami I a J) ma ujemne nachylenie. Poruszające się w plazmie ładunki poruszają się swobodnie i dążą do minimalizowania wszelkich sił na nie oddziałujących. Mogą to robić (dążyć do zmniejszania doświadczanego pola E) poprzez poruszanie się w prawo wykresu na il. 2 (od punktu I ku punktowi J), zmniejszając tym samym zajmowany przekrój - tworząc włókna. Jest to przyczyną powstawania włókien penumbry. Na prawej części ilustracji 5 widać zakończenia tych włókien. Zgodnie z wszelkim prawdopodobieństwem nie kończą się one tam jednak. Tworzący je prąd elektryczny nie urywa się. Włókna dążą do zajmowania coraz większego obszaru, rozszerzając się i tym samym zmniejszając gęstość prądu. To prowadzi do ich przejścia w stan żarzenia, widocznego na odcinku trybu żarzenia na ilustracji 2. Tryb żarzenia jest na tyle mniej promieniujący od trybu łuku, szczególnie w pobliżu łukowych granuli, że jony dodatnie są dla nas niewidoczne.

Il. 5. (Z lewej) Penumbra - prądy Birkelanda podążają za spadkiem napięcia z fotosfery do umbry. (Z prawej) Skręcajace się prądy Birkelanda są widoczne na dokładnym zdjęciu frędzli penumbry.

Z tych samych powodów będąca w trybie żarzenia korona słoneczna jest trudna do zauważenia z wyjątkiem całkowitych zaćmień lub obrazowania w paśmie rentgenowskim, jak to widać na zdjęciach u samej góry po prawej oraz na ilustracji 6. Jasne obszary korony, jakie widać w paśmie rentgena, oznaczają gorętsze, bardziej energetyczne miejsca, znajdują si,ę one ŋłównie nad plamami. Na przykład, trzy zdjęcia grupy plam poniżej, ukazują trzy poziomy wysokości:

  1. Pierwsze zdjęcia przedstawia fotosferę - widoczną w świetle widzialnym - na której w umbrze widzimy względnie chłodne wnętrze Słońca. W miejscach tych jony parują do góry, ze Słońca.
  2. Środkowe zdjęcie jest zrobione w ultrafiolecie i pokazuje chromosferę i strefę przejściową.
  3. Ostatnie zdjęciu zrobione jest w paśmie rentgena i pokazuje gwałtowną aktywność w dolnej koronie. Wynika ona z niekontrolowanego wypływu przyspieszających jonów, uciekających przez plamy na Słońcu, i zderzających się z atomami położonymi wyżej w atmosferze (dolnej koronie). W rezultacie korona jest w pełni zjonizowaną plazmą.
  4. Ilustracja 6. Efekt działania jonów dodatnich, wypływających z plam słonecznych.

Wypukłości, flary i koronalne wyrzuty masy

Cała powyższa dyskusja dotyczy stanu równowagi (lub stanu prawie równowagi) operacji słonecznych. Ale istnieje wiele dynamicznych zjawisk, jak flary, wypukłości, czy koronalne wyrzuty masy (CME). Jak one powstają? Laureat nagrody Nobla, Hannes Alfvén, nie znając modelu Juergensa, rozwinął swoją własną teorię elektrycznego powstawania wybrzuszeń i flar. Jest ona całkowicie zgodna z modelem Juergensa.

Każdy prąd elektryczny, i, tworzy pole magnetyczne. I im większy prąd, tym wytwarza silniejsze i zawierające więcej energii pole. Zakrzywione pola magnetyczne nie mogą istnieć bez prądów elektrycznych lub pól E zmiennych w czasie. Energia, Wm, zawarta w polu magnetycznym, dana jest wyrażeniem . Jeśli prąd i zostanie przerwany, pole się zapada a jego energia musi gdzieś się podziać. Pole magnetyczne Słońca czasami, w pewnych miejscach na powierzchni, przyjmuje kształt omegi. Pole to rozszerza się na warstwę podwójną chromosfery. Cechą charakterystyczną prądów Birkelanda jest to, że zwykle podążają za liniami pola magnetycznego. Prąd podążający pętlą wytwarza drugie, toroidalne pole magnetyczne, próbujące rozszerzyć pętlę. Jeśli prąd biegnący pętlą będzie dostatecznie silny, podwójna warstwa zostanie zniszczona1. Przerywa to przepływ prądu (jak otwarcie przełącznika w obwodzie indukcyjnym) a energia zawarta w pierwotnym polu magnetycznym jest wybuchowo uwalniana w przestrzeń.

Rys. 7. Obwód wybrzuszeniowy Hannesa Alfvéna.

Il. 8. Zdjęcie satelity TRACE, przedstawiające pętle plazmowe.

Powinno być dobrze zrozumiałe (przynajmniej dla każdego, kto przeszedł jakikolwiek kurs fizyki), że linie pola magnetycznego nie mają początku ani końca. Są one zamkniętymi ścieżkami. Mówi to słynne równanie Maxwella "Div B = 0". Kiedy więc pole zanika na skutek przerwania płynącego w nim prądu, nie przerywa się, łączy ani rekombinuje2, jak postulują niektórzy niedoinformowani astronomowie. Pole po prostu zanika (bardzo szybko!). Na Słońcu, taki zanik uwalnia ogromne ilości energii i materia jest odpychana od jego powierzchni - jak podczas gwałtownej, wybuchowej reakcji. Uwolnienie to jest zgodne i przewidywane przez model elektryczny, jak to opisano powyżej. Tak właśnie powstają koronalne wyrzuty masy (CME).

Warto zauważyć, że jakkolwiek astronomowie wiedzą, że pola magnetyczne wymagają prądu elektrycznego lub zmiennego w czasie pola E, to prądy i pola elektryczne nie są prawie nigdy wzmiankowane w standardowych modelach.

  1. Podwójna warstwa może być zniszczona przez co najmniej dwa zjawiska: a) Przerwanie Zenera - gradient pola E jest tak duży, że wydmuchuje z danego obszaru wszystkie ładunki, przerywając ścieżkę wyładowania. b) Przerwanie lawinowe - literalna lawina następuje, gdy wszystkie ładunki zostaną wyłapane i nie pozostaje żaden do przewodzenia - ścieżka przewodzenia zostaje otwarta.
  2. Pole magnetyczne jest kontinuum. Nie jest zbiorem dyskretnych linii. Linie rysuje się w szkolnej klasie dla zilustrowania jego kształtu (kierunek i magnituda). Ale linie te same w sobie nie istnieją. Są czysto pedagogicznym narzędziem. Proponowanie, żeby linie te rwały się, łączyły lub rekombinowały jest błędem (pogwałceniem równań Maxwella), zbudowanym na innym błędzie (gdyż linie te nie istnieją). Linie te są analogią do szerokości i długości geograficznej lub linii mapy topograficznej. Nie są dyskretnymi bytami, pomiędzy którymi nic nie ma. Możesz ich narysować tyle, ile chcesz. I żadnej z nich nie przerwiesz, nie połączysz ani nie zrekombinujesz. Przeciwnie skierowane pola magnetyczne H po prostu nawzajem się kasują - żadna energia nie jest w nich przechowywana ani uwalniana.

Konkluzje

Ta przydługawa strona jest najkrótszym wprowadzeniem do modelu Ralfa Juergensa - uświadamiającego, że Słońce ma naturę elektryczną - że jest silnie naładowaną elektrycznie, względnie spokojną sferą zjonizowanego gazu, pozwalającego na wyładowanie łukowe ze swojej powierzchni i jest przypuszczalnie zasilane subtelnymi prądami, płynącymi przez znaną już teraz plazmę, wypełniającą naszą galaktykę. Bardziej szczegółowy opis hipotezy elektrycznego Słońca oraz braków standardowego modelu fuzyjnego można znaleźć w The Electric Sky.

Obecnie ortodoksyjny model termonuklearny nie potrafi wyjaśnić wielu zjawisk słonecznych. Model elektryczny przewiduje większość, o ile nie wszystkie te zjawiska. Jest on względnie prosty. Jest też spójny. I nie wymaga istnienia rożnych nigdy nie widzianych bytów, jak słoneczne dynamo, kryjące się gdzieś pod powierzchnią, i służące za awaryjne wyjaśnienie dla każdej obserwacji niekompatybilnej z modelem fuzyjnym.

Ralph Juergens w genialny sposób rozwinął model elektrycznego Słońca w latach 70-tych XX w. Oparł swoją pracę na poprzednikach. Jego model, oraz jego współczesne rozszerzenia, przeszły próby konfrontacji z obserwacjami. Ta brzemienna w skutkach praca może tylko czekać na uznanie, na jakie zasługuje. Oczywiście, inni mogą powielić jego postulaty, mając nadzieję, że ludzie zapomną, kto jako pierwszy je zaproponował.

Istnieje obecnie wystarczająco dużo dowodów na to, że większość zjawisk słonecznych jest fundamentalnie elektrycznych z natury. Ralph Juergens był wizjonerem, który to rozpoznał.

Il. 9. Ralph Juergens w 1949.

Następny

Strona główna

Przetłumaczono z http://electric-cosmos.org/sun.htm