czwartek, 19 marca 2015

Retrospektywnie na Io

Obłoki na wulkanem Pele, na Io. Źródło: NASA/CXC/SAO

6 kwietnia 2006

Aby zobaczyć, co się dzieje na najbliższym księżycu Jowisza, Io, potrzebna jest zmiana w języku i teorii. Mechaniczna, sterylna elektrycznie terminologia tylko ukrywa zrozumienie.

Jako, że fizycy plazmowi patrzą na wszechświat, a astronomowie na plazmę, odpowiednie języki, kultywowane przez dekady, mogą tylko kontynuować dziurę w spojrzeniu. Język plazmowej kosmologii, opisujący formowanie się galaktyk, gwiazd i planet, zawiera wiele terminów znanych bardziej inżynierom elektrykom, niż astronomom - powłoki Langmuira, skurcze-z, wyładowania żarzeniowe, wyładowania łukowe, plazmoidy.

Astronomowie kultywują inny język. Banując z kosmosu naładowaną plazmę, koncentrują się na znacznie prostszych zjawiskach namagnesowanego gazu, nie naładowanego. Ich równania zachowania się plazmy są typowe dla tych opisujących płynąca wodę lub wiejący wiatr, z modyfikacjami pod efekty magnetyczne - matematyka mechaniki klasycznej. Zatem ich leksykon odzwierciedla ich perspektywę, ze słowami, których spodziewalibyśmy się po pogodynce - wiatry i strumienie, fronty uderzeniowe, wiatry i deszcze naładowanych cząstek, rękawy wiatrowe, etc.

To, co naukowcy NASA nazywają niespodziewanym deszczem naładowanych cząstek w pobliżu księżyca Jowisza, Io, jest interesującą i groźną dla pojazdu pogodą. Ale w elektrycznym wszechświecie ma to znacznie większe znaczenie, niż kosmiczny raport pogodowy. Jest to znak aktywności elektrycznej, która niezawodnie dostarcza ciągłego strumienia zaskoczeń dla nieprzywykłych do zachowań elektrycznej plazmy.

Jowisz i jego księżyce tworzą przeskalowany model Układu Słonecznego i tym samym powinien być testem hipotez o jego formowaniu się. Jednak pomimo pieniędzy, czasu i zachodu, jakie pochłonęła misja Galileo, ostatecznie zawiodła ona w dostarczeniu satysfakcjonujących odpowiedzi na temat niezwykłego środowiska gazowego olbrzyma.

Kiedy astrofizyk Thomas Gold z Cornell zaproponował w czasopiśmie Science (listopad 1979), że wulkany na Io są tak na prawdę wyładowaniami plazmowymi, dostał na łamach tego samego czasopisma odpowiedź od Gene'a Shoemaker'a et al. Przerażające jest patrzeć, jak pomimo kaskady danych potwierdzających pogląd Golda, a braku danych potwierdzających bardziej konwencjonalną interpretację, ani Science, ani żadne inne szanowane czasopismo nie rozważyło ponownie problemu. Czy do interpretacji danych z Galileo wybrano złą hipotezę? Nauka funkcjonuje najlepiej, gdy jest wiele idei do sprawdzania, zatem gdy powstają zaskoczenia, będziemy wiedzieć, kto nie jest zaskoczony nowymi odkryciami.

Model Elektrycznego Wszechświata zaleca nam również rozważenie obwodu pomiędzy Jowiszem a Słońcem, oraz Słońcem a całą galaktyką. Io może być wówczas widziany we właściwej perspektywie, jako przypadkowy pośrednik w potężniejszej wymianie elektrycznej pomiędzy Jowiszem a Słońcem. Tylko z tej, bardziej uniwersalnej perspektywy, można stawiać właściwe pytania i spodziewać się spójnych odpowiedzi.

Zobacz również: Io's "Volcanoes" Blur Scientific Vision

Zobacz również: Io's "Volcano" Prometheus

Zobacz również: Predicting the Electrical Etching of Io

Zobacz również: Io and the "Greatest Surprise"


Redaktorzy wykonawczy: David Talbott, Wallace Thornhill

Redaktor zarządzający: Amy Acheson

Redaktorzy udziałowi: Mel Acheson, Michael Armstrong, Dwardu Cardona, Ev Cochrane, C.J. Ransom, Don Scott, Rens van der Sluijs, Ian Tresman

Przetłumaczono z Retrospective on Io

Przetłumaczył Łukasz Buczyński

wtorek, 17 marca 2015

Mars uzyskał komę od elektrycznej interakcji z ISON, rząd zamknął NASA?

Poniższy wywiad, przeprowadzony 2 października, przez Johna Moore'a w Republic Broadcasting Network, sławny autor i astrofizyk, prof. James M. McCanney deklaruje, że planeta Mars zyskała komę na skutek elektrycznego oddziaływania z ISON.

McCanney twierdzi, że Kometa ISON nadleciała i minęła właśnie Marsa. Mars stał się kometą. Ja i inni ludzie to zaobserwowaliśmy. Koma wokół Marsa jest niezwykle widoczna. Jest to wydarzenie, jakiego nie widzieliśmy od tysięcy lat.

McCanney postuluje, że jest to główny powód szybkiego zatrzymania pracy National Aeronautics and Space Administration (NASA), jakie nastąpiło po zamknięciu rządu federalnego Stanów Zjednoczonych. Według ogłoszenia Białego Domu, prezydent Obama przerwał niemal każdą aktywność NASA, z wyjątkiem prac na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej (ISS). Tylko około 549 - 3% z ponad 18 000 pracowników agencji - traktowanych jest jako niezbędny personel podczas urlopu na czas zamknięcia, powiedział rzecznik Allard Beutel podczas wywiadu dla SpaceNews. Szacowany czas ukończenia zamknięcia dla rutynowych działań agencji, co obejmuje przeważającą większość pracowników NASA, kontraktorów i [facilities], wynosi mniej niż pół dnia. napisała 27 września Elizabeth Robinson, NASA Chief Financial Officer, w liście do Sally Eriscsson, współpracującego dyrektora w Biurze Zarządzania i Budżetu w Białym Domu.

29 września McCanney napisał na swojej stronie internetowej:

Kometa ISON stała się niedawno zielona, ujawniając swoje elektryczne powiązanie z Marsem, tak, jak przewidziałem. Zaczęło się to dziać 24 września. Standardowa nauka twierdzi, że dzieje się tak pod wpływem promieni UV ze Słońca, co jest raczej czarowaniem. Nigdy nie wyjaśniono takiej dychotomii (nie muszą, jako, że w kontrolowanej prasie nikt nie pozostawił nawet komentarza). Przewidziałem to pojaśnienie, gdy kometa połączy się elektrycznie z Marsem, kierując się ku bliskiemu przejściu 1 października. [wyedytowano dla przejrzystości]

Następujący raport z Universe Today potwierdza to:

Kometa ISON, sfotografowana 80-mm teleskopem tego poranka 28 września, ukazując kolistą zieloną komę oraz głowę. Krótki warkocz pyłowy pokazuje na północny zachód. Źródło: Michael Jaeger

NASA i Europejska Agencja Kosmiczna przygotowywały swoich zdalnych fotoreporterów - Mars Express, Mars Reconnaissance Orbiter oraz łaziki - Curiosity i Opportunity - do zrobienia zdjęć przelotu komety ISON na początku następnego tygodnia, podczas gdy amatorzy kontynuowali obserwacje i fotografowanie komety z podwórkowych obserwatoriów po całej Ziemi. Szereg ostatnich kolorowych zdjęć pokazuje jasną głowę, czyli jądro, ISON, w centrum puchatej, zielonej komy. Zieleń jest dobrym omenem, oznaką, że kometa staje się aktywniejsza, wkraczając do wewnętrznego Układu Słonecznego i w objęcia Słońca.

Kolejna wspaniała fotografia zzielenienia komety ISON, zrobiona 24 września teleskopem 43-cm. Źródło: Damian Peach

Światło słoneczne bijące w jądro komety odparowuje zaimpregnowany kurzem lód, który formuje chmurę, lub komę, tymczasową atmosferę pary wodnej, pyłu, dwutlenku węgla, amoniaku i innych gazów. Raz uwolniona, cieniutka mgiełka materii kometarnej rozciąga się w ogromną sferyczną chmurę, w której centrum jest jadro.

http://www.universetoday.com/105087/comet-ison-goes-green/

30 września do 1 października, McCanney napisał również na swojej stronie:

Kometa ISON rozwinęła dzisiaj skierowany w stronę Słońca szpikulec, jak przewidziałem, jeżeli na prawdę jest powaznie połączona elektrycznie z Marsem. Tym niemniej jasne jest, że odpowiedni zespół naukowców z NASA ukrywa dane z przeszło 60 satelitów i teleskopów, używanych do obserwacji ISON. Jest to zafiksowane i wszyscy ludzie każdego dnia oczekują mojej pracy i przewidywań.

Kometa ISON blisko swojego najbliższego podejścia do Marsa, zobrazowana razem z 2-metrowym Teleskopem Liverpool. Źródło: Remanzacco Observatory/Ernesto Guido, Nick Howes, i Martino Nicolini/NSO Liverpool Telescope.

To zdjęcie Marsa (na dole z prawej) oraz komety ISON (na górze z lewej) zrobione zostało o 5:00 w Westminister Maryland, przy użyciu Nikon D5000 i teleskopu Stellarvue 80ED. Składa się ono z 30-stu 44-sekundowych ekspozycji ISO1600, złożonych przy pomocy DeepSkyStacker. Źródło i prawa autorskie: Ari Koutsouradis.

Ukrywanie danych na temat Marsa przez NASA jest potwierdzone. Carey Lisse (z Goddard Space Flight Center) przewodzi zespołowi NASA, i ukrywa dane z instrumentów Mars Obserwer, włącznie z tym, że Kosmiczny Teleskop Hubble'a w oczywisty sposób widzi wszystkie niezliczone oddziaływania elektryczne pomiędzy ISON a Marsem, które ja widziałem. ci sami naukowcy byli narzędziami w ukrywaniu danych jasności komet, gdy odkryli przewidziane przeze mnie emisje promieni rentgena.

Trzy różne widoki na wewnętrzną komę komety ISON. Źródło: Remanzacco Observatory/Ernest Guido, Nick Howes i Martino Nicolini.

NASA zamknięła wszelkie źródła informacji na wszystkie tematy, włącznie z tym o ISON. Nie mówcie mi, że to przez Kongres. NASA miała już swoje pieniądze w ręku, i nie było powodów do zamykania operacyjnych serwerów, chyba, że ktoś tego chciał. Dając jasną przesłankę, że rząd planuje szeroko zakrojoną przerwę w dostawie energii, jak wygodnie jest wyłączyć również cały system raportowania w naszej znamienitej agencji kosmicznej? Czy mogliby to planować wcześniej, skoro ciągle do nich monitowałem w tej sprawie? [edytowano dla wyklarowania]


Autor wpisu: AdamAntium

Przetłumaczono z: Mars Acquired Coma From Electrical Interaction With Comet ISON, Gov. Shutdown NASA?!

Przetłumaczył: Łukasz Byczyński

niedziela, 15 marca 2015

Czas pokaże (światła na Ceres)

Dwa jasne punkty w kraterze na Ceres. Źródło: NASA/JPL

9 marca 2015

Pojazd Dawn osiągnął kolejny historyczny przyczółek.

Ceres złapała pojazd Dawn w swoje pole grawitacyjne w odległości 61 000 km o 7:39 czasu wschodniego 6 marca 2015, po spędzeniu szeregu miesięcy na orbicie wokół planetoidy Westa.

Trzy silniki jonowe umożliwiły Dawn utrzymywanie ciągłego ciągu przez szereg lat. Całkowity czas utrzymywania ciągu podczas jej podróży do środka Układu Słonecznego wyniósł około 2100 dni. Silniki jonowe przyspieszają zjonizowany ksenon przeszło 10-krotnie bardziej, niż to ma miejsce w konwencjonalnym silniku rakietowym, na standardowym paliwie. Przy maksymalnym ciągu, z silnika jonowego uwalnia się tylko 3,25 kg ksenonu na sekundę. Dawn przenosi na pokładzie 425 kg ksenonu. Według NASA, w czasie misji napęd jonowy porównywalny jest z ciągiem rakiety Delta II wraz ze wszystkimi jej dopalaczami na paliwo stałe, oraz pierwszym, drugim i trzecim stopniem.

Ceres była już znana jako największa asteroida w Układzie Słonecznym, gdy Teleskop Hubble'a wyznaczył jej średnicę na około 975 km, zmieniając jej kategorię z asteroidy na planetę karłowatą, wraz z Plutonem, Charonem i szeregiem odkrytych niedawno obiektów trans-neptunowych, jak Sedna.

Co do calkowitego rozmiaru i gęstości, Ceres jest porównywalna z księżycem Saturna Tetysem (1072 km) oraz Dioną (1120 km), jest więc prawdopodobne, że jego inne jej własności będą podobne do tych dwóch ciał. Jej gęstość, którą obliczono bazując na perturbacjach grawitacyjnych, wywieranych na inne planetoidy, jak Pallas, wskazuje, iż powinna być pokryta gruba warstwą lodu. Pod spodem może być również warstwa skał krzemianowych, jako, że Westa, mała asteroida siostrzana, składa się głównie z krzemianów.

Znajdując się około 414 milionów km od Słońca, Ceres potrzebuje 4,59984 roku do wykonania pełnej, niemal kołowej orbity, obracając się wokół swej osi w ciągu 9 godzin. Jedną z bardziej interesujących własności planety karłowatej są dwie jasne plamy (patrz: zdjęcie u góry), widoczne w dużym kraterze.

Według niedawnego sprawozdania prasowego, Jasny punkt na Ceres posiada obecnie wyraźnego towarzysza o mniejszej jasności, ale wyraźne o tej samej podstawie. Może to wskazywać na wulkaniczne pochodzenie punktów, ale musimy zaczekać na obrazy o większej rozdzielczości, zanim będziemy mogli dokonywać takich geologicznych interpretacji. powiedział Chris Russel, kierownik badań misji Dawn, osadzonej na Uniwersytecie w Kaliforni, w Los Angeles.

elektryczny Wszechświat może dać wyjaśnienie dla tych punktów; coś mniej spekulatywnego, niż krio-wulkany; prawdopodobnie plamy te są podobne do tego, co zaobserwowano na Tytanie przez Cassini. 8 lipca 2009, pojazd Cassini-Equinox zarejestrował błysk światła odbitego od Tytana. Zakładano, że jasne podczerwone plamy to światło odbite od przewidywanych metanowych jezior. Aczkolwiek, wcześniejszy artykuł Zdjęcie Dnia proponował, żeby podczerwone światło, widziane przez Cassini, zostało odbite przez twardą powierzchnię krystaliczną, wygładzoną międzyplanetarnym wyładowaniem plazmowym.

Czy jasne punkty na Ceres mogą być odbiciem od wygładzonych, wydrążonych elektrycznie dołków? Ponieważ zdają się one tam być w różnych fazach rotacji, odbicia mogą nie być odpowiedzią. Może za to odpowiadać kolejne zjawisko. Czas pokaże.


Stephen Smith

Przetłumaczono z Time Will Tell

Przetłumaczył Łukasz Buczyński

sobota, 14 marca 2015

Balon wzniósł się ponad błyskawicę!

W sierpniu 2001 w środkowo zachodnim USA wysłano ponad burze balon wysokościowy. Badacze wysłali balon, jak Ciemnego Jeźdźca z Tolkiena, jadącego w bezksiężycową noc, na poszukiwanie krasnoludków, gnomów i pierścieni elfów.

Ponad silnymi burzami, w kosmos wystrzeliwują gnomy, krasnoludki i elfy. Ich dziwaczne nazwy mogą odzwierciedlać fakt, że choć piloci linii lotniczych raportowali je, to przez wiele lat nie wierzono w ich istnienie.


Co zaskakujące, w latach 20-stych XX wieku, szkocki fizyk C. T. R. Wilson przewidział istnienie krótkich rozbłysków światła wysoko nad burzami elektrycznymi. Niemal 70 lat później, Bernard Vonnegut z SUNNY w Albany, zdał sobie sprawę, że dowody na przewidywania Wilsona - wówczas niepotwierdzone - mogą być dostarczone przez obrazowanie wideo górnej atmosfery ziemskiej, nagrywane przez astronautów na promach kosmicznych. Namówił Wiliama Boeck'a i Otha Vanghuan'a z NASA do poszukiwań. Ich badania zakończyły się sukcesem. Na spotkaniu Amerykańskiej Unii Geofizycznej w 1990, Boeck i Vanghuan zaprezentowali dowody na błyski w górnej atmosferze. Dowody innej natury nadeszły od Johna Wincklera i jego kolegów z Uniwersytetu w Minnesocie, którzy nieoczekiwanie zaobserwowali błyski na bezksiężycowym nocnym niebie nad Minnesotą w 1989.

Edgar Bering. Źródło: Bill Ashley, UH Media Center

David Sentman z Uniwersytetu Alaska Fairbanks dostarczył kilku bezpośrednich pomiarów rozbłysków zwanych krasnoludkami. Sentman wybrał dla czerwonych błysków nazwę krasnoludki, ponieważ widać je tylko kątem oka. Rozrzedzone powietrze mezosfery, gdzie się pojawiają, jest zbyt wysoko dla samolotów, a zbyt nisko dla satelitów, więc większość naszej wiedzy pochodzi ze światłoczułych kamer i sensorów elektromagnetycznych, umieszczonych w laboratoriach na szczytach gór. Prof. Edgar Bering, fizyk na Uniwersytecie w Houston w Teksasie, ostatnio to zmienił. Przewodzi on zespołowi National Scientific Balloon Facility z NASA, aby studiować krasnoludki przy pomocy balonów wysokościowych, wypuszczanych nad duże burze.


Adaptowane z Burzowy Jeździec, Harriet Wiliams, New Scientist wol. 172, Nnr 2321, 15 grudnia 2001

Po ponad dekadzie niezgody, fizycy atmosferyczni sądzą, że w końcu są blisko porozumienia co do tego, jak tworzą się krasnoludki. Balon Beringa oferuje jedną z pierwszych realnych szans na potwierdzenie ich teorii. (...) Mała ilość informacji, jaką posiadamy, prowadzi do modelu powstawania krasnoludków, z którym wielu w tym ścisłym gronie obecnie się zgadza. Zależą one od intensywnych, lecz krótkich pól elektrycznych, utworzonych w atmosferze przez wyładowanie pioruna.

Jak formują się krasnoludki

Chociaż większość błyskawic bierze początek w ujemnie naładowanym spodzie chmury burzowej, w przybliżeniu 1 na 5 uderzeń pioruna rozpoczyna się w dodatnio naładowanym czubku chmury. Skutkuje to energetycznym wyładowaniem między dodatnią chmurą a ziemią, w którym ładunek dodatni jest neutralizowany przez wznoszący się przepływ elektronów z gruntu. Ujemne ładunki, pozostałe w dolnej części chmury, tworzą coś, co polem pół-elektrostatycznym, intensywnym polem elektrycznym, rozciągającym się wysoko w atmosferę nad burzą.

Nie mam absolutnie wątpliwości mówi Umram Inan, dyrektor w Space, Telecommunications and Radioscience Lab w Stanford University. Krasnoludki powoduje pole QE (pół-elektrostatyczne).

Krasnoludki występują ponad poziomą (tak zwaną pająkowatą) błyskawicą w dolnej części górnej chmury warstwowej. Wielkie, poziome rozszerzenie błyskawicy pająkowej pokazuje rozmiar wielkiej warstwy ładunku, zasilającego dodatnie błyski przy ziemi. Takie błyski nie są z reguły widoczne w zwykłych, pojedynczych burzach.

Pozostaje inne pytanie bez odpowiedzi. Niezwykle gwałtowny początkowy wzrost krasnoludków nie jest dobrze poznany. Tak samo wyraźna asymetria pomiędzy liczbą krasnoludków produkowanych przez błyskawice ujemne, a tych powstałych w wyniku błyskawic dodatnich. Tylko dwa krasnoludki wyraźnie powiązano z błyskawicą ujemną z chmury do ziemi, podczas gdy liczba krasnoludków o zweryfikowanym powiązaniu z silniejszym wyładowaniem dodatnim z chmury do ziemi idzie w tysiące. Oczywistym jest, że jest sporo do nauki.

Krytyczny punkt przebicia powietrza zależy od gęstości. Na dużych wysokościach, około 75 km, gdzie gęstość powietrza jest niska, pole QE przekracza punkt krytyczny przebicia dla powietrza. Dochodzi do przebicia elektrycznego i molekuły, takie jak wodór i tlen, są jonizowane, uwalniając elektrony. Pod wpływem pola QE, wolne elektrony przyspieszają w górę, podczas gdy jony przyspieszają w dół, ku ziemi.

Loty balonu Edgara Beringa sugerują, że prądy odpowiedzialne za krasnoludki mogą nieść więcej energii, niż ktokolwiek się spodziewał. Poprzednie ustalenia wskazywały na około 3000 amperów. Dane Beringa wskazują na prawie 12 000 amperów. Nie wiadomo, czy ten potężny prąd może stanowić jakieś fizyczne zagrożenie dla kogokolwiek. Samoloty nie latają w mezosferze, ale krasnoludki mogą sięgać w dół aż do szczytów chmur. Bering sugeruje, że jest też całkiem możliwe, że krasnoludki mogą wpływać na pojazdy kosmiczne. Krasnoludki są głównymi podejrzanymi w sprawie niewyjaśnionej utraty balonu wysokościowego kilka lat temu.

Krasnoludki znikają niemal tak szybko, jak się pojawiają, w ciągu milisekund. Aczkolwiek uważa się, że pole QE trwa znacznie dłużej. Badacze naziemni mogą monitorować jego obecność przy pomocy odbiorników radiowych, gdyż pole wytwarza ciągły sygnał elektromagnetyczny na częstotliwościach od kilku herców do dziesiątek kiloherców. Sygnał ten utrzymuje się często na długo po zniknięciu krasnoludka, malejąc wraz z rozpraszaniem się ładunku w chmurze. Inan i jego koledzy twierdzą, że sygnał elektromagnetyczny jest sygnaturą pola QE.

Ale to, czego potrzebują naukowcy, to bezpośrednie pomiary pola elektrycznego. Co może być lepszego, niż informacje zebrane przez balon unoszący się wysoko nad chmurami?

Zespół przeszukał dane z balonu w poszukiwaniu sygnatury pola QE - pola elektromagnetycznego niskiej częstotliwości. Czekało ich jednak zaskoczenie. Instrumenty balonu nie zarejestrowały go. Badacze uświadomili sobie, że będący ich faworytem model formacji krasnoludków nie ma potwierdzenia w obserwacjach.

Wyniki ze stacji naziemnych sugerują, że gdy tylko nastąpi dodatnie wyładowanie, intensywność pola elektrycznego w mezosferze narasta jakieś dwie lub trzy milisekundy przed wyładowaniem krasnoludka. Opóźnienie to może być powiązane z przepływem prądu utworzonego przez błyskawicę, który podnosi wysokościowe pole elektryczne do poziomu wystarczającego na wyładowanie - mówi Victor Pasko, fizyk atmosferyczny z Uniwersytety Stanowego w Pensylwanii w Parku Uniwersyteckim. Wówczas, gdy tylko krasnoludek zaniknie, ładunki w chmurze zaczynają się rozpraszać lub rozpływać, a pole elektryczne, obserwowane z ziemi, powoli zanika w dziesiątkach milisekund.

Aczkolwiek dane z balonu rysują zupełnie inny obraz. Wynika z niego, że krasnoludki wytwarzane są przez nagły wybuch prądu, bez powolnego narastania pola elektrycznego. Szereg milisekund po uderzeniu dodatniego pioruna, sensory zarejestrowały nagły impuls płynącego w górę prądu. 300 mikrosekund później niebo rozjaśnia krasnoludek. Aby powiększyć tajemnicę, pole elektryczne zanika znacznie szybciej, niż sugerują obserwacje z ziemi, w zaledwie kilka milisekund.

Wyniki Beringa, z których część zaprezentował na niedawnym spotkaniu Amerykańskiej Unii Geofizycznej w San Francisco, wywracają teorię krasnoludków do góry nogami. Ładunek, powodujący krasnoludki, nie znajduje się poniżej, w chmurze, lecz w samej mezosferze, sugeruje Bering. Mamy zatem kolejne elementy układanki: skąd może pochodzić ten ładunek, a jeśli nie ma pola QE, co powoduje odstęp między błyskawicą a krasnoludkiem? Mamy problem z wyjasnieniem, dlaczego krasnoludki tak długo się formują przyznaje James Benbrook, współpracownik Beringa w departamencie fizyki na Uniwersytecie w Houston.

A co z hałasem na niskich częstotliwościach, wychwytywanym przez stacje naziemne? Bering sądzi, że sygnał ten może być powodowany raczej przez samą błyskawicę, niż mechanizm powstawania krasnoludka. Badacze na ziemi muszą się zmierzyć z jeszcze jednym problemem. Są oni blisko jednego z kontaktów elektrycznych globalnego obwodu elektrycznego - samej Ziemi. Dźwięk na niskich częstotliwościach może być artefaktem i słyszymy go, gdy jesteśmy na powierzchni ziemi, a ładunek w chmurach spływa do ziemi - sugeruje Bering.

Benbrook zgadza się z tym. Sygnał odbierany na powierzchni jest najprawdopodobniej spowodowany przez reorganizację ładunków w szczytach chmur, mówi, lub przepływem prądu w kanale pioruna. Nie widzę jednak, co to ma wspólnego z mechanizmem wzbudzania w mezosferze.

Inni badacze nalegają na ostrożność w interpretowaniu wyników Beringa. Na dużych wysokościach pole może być bardzo słabe. mówi Pasko. Inan sugeruje czulsze instrumenty na pokładzie balonu mogłyby zarejestrować emisje pola QE. To, czy jest tam ciągła sygnatura pola, czy też nie, zależy od czułości instrumentów. Może tam być, lecz poniżej poziomu szumów instrumentów.

Większość badaczy krasnoludków zgadza się, że Bering powinien być w stanie wykryć emisje na niskich częstotliwościach, i winą za niepowodzenie obarcza instrumenty pomiarowe. Bering broni jakości swojego eksperymentu i upiera się, że jego przyrządy działały. Nie widzielibyśmy elektrycznego sygnału krasnoludka, gdyby go tam nie było.

Czy teoria pola QE ocaleje z tego zamieszania? Moim osobistym zdaniem - nie mówi Bering. Żaden z istniejących modeli nie przetrwa, jeśli ludzie w końcu poświęcą uwagę na to, co właściwie mówią dane.


Ku modelowi Elektrycznego Wszechświata

Tuba wyładowania żarzeniowego z magnesem, pokazująca czerwoną kolumnę anodową oraz niebieskie włókna.

Rozmiar i kolor krasnoludków wyjaśniony jest bardzo prosto przez bardzo niskie ciśnienie atmosferyczne na dużych wysokościach. W taki sam sposób, w jaki wydłużona iskra w tubie laboratoryjnej staje się w niskim ciśnieniu wyładowaniem żarzeniowym, tak iskry błyskawic na poziomie gruntu stają się kolorowymi poświatami i włóknami, gdy znajdują się w górnej atmosferze.

W numerze Physics Today z listopada 2001, Earl R. Williams* dokonał oczywistego powiązania w artykule Krasnoludki, Elfy i Tuba Wyładowania Żarzeniowego: Poczciwy gaz elektroniczny leży u podstaw zrozumienia podobnych do błyskawic fenomenów o spektakularnym rozmachu, kształcie i kolorze. Krasnoludki i elfy są wspaniałą naturalną manifestacją idei oraz eksperymentów laboratoryjnych, dokonanych wiele dekad temu przez Rayleigha, Thomsona, Wilsona, i Langmuira - wszyscy oni otrzymali nagrody Nobla - oraz przez bezlik 19-wiecznych spektroskopistów, używających tuby wyładowania żarzeniowego.

Earl Williams jest badaczem Instytutu Technologii w Massachusetts w Cambridge. Pracuje w Parsons Laboratory w głównym kampusie, oraz w Lincoln Laboratory.

Krasnoludek (z lewej) odwzorowuje żarzenie w tubie wyładowaniowej (z prawej). Źródło: Physics Today.

Model tuby wyładowania został potwierdzony przez wiele naziemnych eksperymentów. Ale wyładowanie potrzebuje źródła zasilania. Co zasila krasnoludki? Każdy, kto twierdzi, że są one zasilane przez burzę, nie rozumie pytania. Jeżeli nie wiemy, jak burza generuje błyskawice, wówczas mamy znacznie więcej do zrobienia, niż przyznają badacze.

Bering pisze: Z tego, co obecnie wiadomo, można spekulować, że krasnoludki lub dżety, albo oba, są integralną częścią każdej burzy średniego rozmiaru, a być może podstawowym składnikiem globalnego obwodu elektrycznego Ziemi. Co więcej, wydaje się prawdopodobne, że były one częścią burz, mających miejsce wiele milionów lat temu, a może i dawniej. Można spekulować o możliwości występowania tych zjawisk w powiązaniu z błyskawicami na innych planetach, gdzie je wykryto, szczególnie na Wenus i Jowiszu.

Spekulacje Beringa mają mocne podstawy z punktu widzenia Elektrycznego Wszechświata, ale natychmiast widać blokadę dalszego zrozumienia w postaci słów globalny ziemski obwód elektryczny. Jak na określenie globalny, obwód jest zbyt ograniczony. Jest to obwód, o którym zakłada się, że napędzana ciepłem konwekcja w chmurach stanowi globalny generator prądu. Generator ten w tajemniczy sposób oddziela ładunki w chmurach burzowych, aby zasilić globalne prądy planetarne. Tym niemniej, ów obwód jest odłączony. Jest izolowany od elektrycznego połączenia z czymkolwiek we Wszechświecie. Taki brak holistyki i wielkoskalowej wizji jest podstawowym ograniczeniem teoretyków.

W raporcie na temat błyskawic na Wenus, który miał miejsce po sukcesie radzieckich misji próbników Wenera 11 i 12, profesor Donald Hunten z departamentu Nauk Planetarnych na Uniwersytecie w Arizonie, w Tuscon, podsumował: Wygląda na to, że błyskawice mogą występować w każdej planetarnej atmosferze. Teorie o elektryfikacji muszą zmierzyć się z potrzebą wyjaśnienia ich obecności w różnych warunkach atmosferycznych. Na Wenus nie ma chmur wodnych.

W lipcu 1993, w Cambridge, na Konferencji Stowarzyszenia Studiów Interdyscyplinarnych*, zaprezentowałem publikację o planecie Wenus, traktującą o raporcie na temat błyskawic. Powiedziałem:

Główną trudnością w zrozumieniu przyczyn błyskawicy wydaje się być założenie, że Ziemia i Wenus są zamkniętymi układami elektrycznymi, bez wejścia ze środowiska plazmy słonecznej przez atmosferę.

Przeanalizujmy więc szerszy obraz. Na liście laureatów Nagrody Nobla brakuje jednego istotnego nazwiska. Był do niej nominowany, gdy zmarł. Kristian Olaf Bernhard Birkeland (1867-1917) był twórcą fizyki eksperymentalnej. Odnotujmy istotny przymiotnik eksperymentalna, jako odróżnienie od współczesnej fizyki teoretycznej. Studiował u Poincarego i Hertza, i zostal profesorem na Uniwersytecie w Oslo w wieku 31 lat. Dostatek i chwała towarzyszyły jego osiągnięciom w technologii i fizyce stosowanej.

Birkeland był po właściwej stronie w 50-letniej dyspucie na temat idei elektronów płynących wzdłuż linii pola magnetycznego, powodujących ziemskie zorze. Jego oponentem był astronom Sydney Chapman, który uważał, że Ziemia porusza się w próżni. W 1971 sondy kosmiczne potwierdziły tezę Birkeladna. Wówczas Chapman i inni natychmiast uznali plazmę za nadprzewodnik, co chroniło ich przed komplikacjami operowania na polach elektrycznych. Birkeland natomiast udowodnił swoją tezę na długo wcześniej, przy pomocy eksperymentu zwanego terrellą. Inicjując przepływ prądu w komorze, był w stanie odtworzyć pokaz świetlny, wraz z wieloma typowymi cechami zorzy. Wagi tego prostego eksperymentu nie można przecenić, ponieważ demonstruje on, że zorze i błyskawice potrzebują zewnętrznego źródła zasilania, zewnętrznego względem Ziemi! To wyjaśniałoby zagadkę podniesioną przez Beringa: Ładunek, powodujący krasnoludki, nie znajduje się na dole, w chmurze, lecz w samej mezosferze.

Model Elektrycznego Wszechświata sugeruje, że Ziemia pełni role katody w wyładowaniu Słonecznym, a co za tym idzie, w grę wchodzi dostarczanie elektronów do przestrzeni kosmicznej oraz pobieranie dodatnich jonów z wiatru słonecznego. Interesujące jest zatem, że naukowców dziwi obecność cząstek wiatru słonecznego w magnetosferze. Burze nie są generatorami elektryczności, lecz elementami pasywnymi w obwodzie międzyplanetarnym, jak samo-naprawiający się, nieszczelny kondensator. Energia zgromadzona w chmurowym kondensatorze jest uwalniana w postaci błyskawicy podczas zwarcia. Zwarcie może nastąpić zarówno wewnątrz chmury, jak i zewnętrzne, oporne warstwy Ziemi, jak i w jonosferze. Ładunek w kondensatorze chmury powoduje powstanie silnego, pionowego pola elektrycznego, a nie na odwrót. Poprzez dokonanie zwarcia do dużych wysokości w burzy, błyskawica efektywnie wciska przełącznik podłączony do tuby wyładowań żarzeniowych w górnej atmosferze. Wówczas wszystko nabiera sensu, gdyż znacznie wyższe wyładowanie dodatnie z chmury do ziemi będzie efektywniejsze dla dostarczenia mocy do wyładowania żarzeniowego, niż ujemna błyskawica z niskiej chmury, ponieważ opór obwodu jest mniejszy. Ostatecznie, błyskawice na Ziemi są zasilane mocą skupioną na Słońcu, lecz przechwyconą na chwilę przez Ziemię. Zatem błyskawica na Ziemi jest bladą imitacją tego, co dzieje się na Słońcu.

Nie jest zatem zaskoczeniem, że fakt ten rozpoznał badacz elektryczności, astronom i ekspert od efektów błyskawic, dr Charles E. R. Bruce ze Stowarzyszenia Badań Elektrycznych w Anglii. Był to rok 1941! Taka jest bezwładność nauki.

Dr Charles Bruce (1902 - 1979) pokazujący oznaki wyładowań elektrycznych w mgławicach planetarnych.

Zatem Bering ma rację, podobne zjawiska będą napotykane na innych planetach, ale zmodyfikowane przez ich indywidualne środowisko. Jest całkiem trzeźwiącym dla historyków nauki, że wiek temu, Birkeland oznajmiał, iż eksperymenty z elektrycznością, takie jak terrella, mogą być przeprowadzone do modelowania innych planet, Słońca oraz galaktyk. Napisał: Przez wiele lat przeprowadzano eksperymenty w tych warunkach. Stopniowo pojawiały się eksperymentalne analogie do różnych kosmicznych zjawisk, jak światło zodiakalne, pierścienie Saturna, plamy słoneczne czy mgławice spiralne.

* Zobacz: http://www.catastrophism.com/cdrom/pubs/journals/review/v1993cam/index.htm


Czy mamy jakieś dowody na międzyplanetarne prądy elektryczne?

We wspomnianej wcześniej publikacji na temat Wenus, napisałem:

Liny strumienia magnetycznego od wiatru słonecznego, otaczające planetę, wskazują na prądy elektryczne, wiejące bezpośrednio w jonosferę planety. (...) Każde ciało kosmiczne, które jest naładowane względem otaczającej go plazmy, posiada otoczkę plazmową, lub magnetosferę. Jest to region, w którym płynie prąd i uwalniana jest energia. Otoczka z reguły jest niewidoczna, dopóki prąd nie jest dość silny, by zaczęła emitować światło, tak jak na Słońcu, albo w komie i warkoczach komet.

Cztery lata później, we wiadomościach 31 maja 1997, w Niespodziewany ogon planety, reporter New Scientist, Jeff Hecht, napisał:

Wydaje się, że jedna z naszych sąsiednich planet wciąż ma nas czym zaskakiwać. Używają danych z satelity, międzynarodowy zespół badaczy odkrył, że Wenus posiada ogromny, napakowany jonami ogon, długi wystarczająco, by niemal dotknąć Ziemi, gdy obie planety są w jednej linii ze Słońcem. Nie spodziewałem się tego, powiedział członek zespołu Marcia Neugebauer z Jet Propulsion Laboratory w Pasadena w Kaliforni. To na prawdę silny sygnał, i nie ma wątpliwości, że jest prawdziwy.

Należący do NASA Pioneer Venus Orbiter odkrył ogon po raz pierwszy w latach 70-tych. Około 70 000 km od planety, pojazd wykrył impulsy gorących, energetycznych jonów, czyli plazmy. Ale teraz, europejskie Obserwatorium Solarne i Heliosferyczne (SOHO) wykazało, że ogon ten sięga 45 milionów kilometrów w kosmos, niemal 600 razy dalej, niż ktokolwiek sobie uświadamiał. Satelita ten, będący niemal 1,5 miliona kilometrów od Ziemi, przeszedł przez ogon ostatniego lipca gdy był w jednej linii z planetą i Słońcem. Neugebauer podejrzewa, że ogon ten jest wieloma małymi rzeczami podobnymi do włókien, jak te w niektórych kometach, które mogą posiadać szereg ogonów jonowych. Jeśli tak, mówi Neugebauer, teoretycy mają zabawę, próbując wyjaśnić fakt, że jest tak wąski, jak go widzimy. Standardowi fizycy mówią, że skupione strumienie plazmy są niestabilne i powinny szybko się rozpraszać. Żaden nie potrafi na razie wyjaśnić, jak mogą one pozostawać spójne przez dziesiątki milionów kilometrów. Zaskoczenie to powtórzyło się w przypadku komety Hyakutate, której ogon ciągnie się pół miliarda kilometrów przez Układ Słoneczny!


Nikt nie potrafi wyjaśnić włóknistych rzeczy w kosmosie?

Imieniem Birkelanda ochrzczono bardzo ważne w fizyce plazmy zjawisko. Odkrył on, że prądy elektryczne podróżują w kosmosie głównie jako elektrony spiralujące wzdłuż pól magnetycznych. Takie prądy plazmowe nazywane są prądami Birkelanda. Gdy dwa prądy Birkelanda są do siebie równoległe, doświadczają dalekosiężnej siły przyciągania, która je do siebie zbliża, lub zwiera. Gdy znajdą się bardzo blisko, krótkozasięgowa siła odpychania trzyma je osobno, dzięki czemu zachowują swoją odrębność. Wynikiem jest to, że oddzielne prądy Birkelanda łączą się w pary, a pary te formują skręcone liny prądów elektrycznych w kosmosie. Fizycy plazmowi pokazali, że prądy Birkelanda mogą pozostawać spójne nawet na szerokich odległościach międzygalaktycznych.

Ponownie przewidujący Birkeland:

Zgodnie ze sposobem, w jaki patrzymy na materię, każda gwiazda we Wszechświecie byłaby miejscem aktywności siły elektrycznej o natężeniu, jakiego nikt z nas sobie nie wyobrażał. nie mamy wyrobionej opinii, skąd się biorą te zakładane przez nas ogromne prądy elektryczne o ogromnym napięciu, ale w oczywisty sposób nie jest to zgodne z zasadami, jakie stosujemy obecnie w technice na Ziemi. Można jednak wierzyć, że przyszła wiedza o elektrotechnice nieba będzie wielką praktyczną pomocą dla naszych inżynierów elektryków. Zdaje się to być naturalną konsekwencją naszego punktu widzenia, żeby założyć, że cały kosmos jest wypełniony elektronami i latającymi elektrycznymi jonami wszystkich rodzajów. Zakładamy, że każdy układ gwiezdny podczas swojej ewolucji wysyła w przestrzeń elektryczne korpuskuły.

Birkeland miał rację. Włókniste rzeczy, zadziwiające astronomów, są dowodami na elektryczne prądy w plazmie. Wenus i Jowisz - archetypowi bogowie piorunów - są częścią elektrycznego obwodu Słońca. Słońce jest częścią obwodu obejmującego całą Galaktykę. Ziemia wraz ze swoją otoczką Langmuira (mylnie zwaną magnetosferą) jest podłączona do tego samego źródła zasilania. Podnosi to poważne pytanie co do studiów pogodowych i klimatologii, ponieważ istotne przyłącze energii energii do Ziemi pozostaje nierozpoznane. A skoro tak jest, to przewidywania co do ziemskiego klimatu są obecnie bezwartościowe, ponieważ ponieważ ignorują największy pojedynczy czynnik wpływający na ziemską pogodę. To przeoczenie może wyjaśniać, dlaczego naukowcy mają kłopoty z wyjaśnieniem układów pogodowych również na innych planetach. Na przykład Jowisz jest znany z bycia źródłem dużej aktywności elektromagnetycznej. Uważa się ,ze energia ta bierze się z rotacji Jowisza - innymi słowy, Jowisz jest ogromnym generatorem elektryczności. Skoro tak, należałoby się spodziewać, że równik powinien być spowalniany w tym procesie. Co jednak mamy? równik wiruje najszybciej! Jowisz jest elektrycznym silnikiem, nie generatorem. Ogromne ilości mocy są przechwytywane przez jego szeroką otoczkę Langmuira, zaświecając księżyc Io, z łukami katodowymi na swojej drodze do Jowisza. Ten prosty model elektryczny wyjaśnia również, dlaczego najszybsze wiatry w Układzie Słonecznym, dochodzące do 1000 km/h, występują na Neptunie, planety najbardziej oddalonej od Słońca. Wyjaśnia również enigmatyczne szprychy w pierścieniach Saturna.

Bering odnotował, że Compton Gamma Ray Obserwatory zarejestrowało nad obszarami burz krótkie (~ 1 ms) rozbłyski gamma (> 1 MeV) ziemskiego pochodzenia, i uważa się, ze ich źródło znajduje się na wysokości ponad 30 km. Promienie rentgena i gamma są oznakami wysoko energetycznych wyładowań elektrycznych. Zewnętrzne źródło, dostarczające moc przez atmosferę, której gęstość rośnie w dół, powinno powodować powstanie największego promieniowania na górze atmosfery, lub u podstawy łuku na powierzchni (błyskawice). Taką właśnie sytuację widzimy na Słońcu, gdzie najtwardsze promieniowanie pochodzi z daleka nad fotosferą, z wyjątkiem sytuacji, gdy łuk dotknie dna, skutkując rozbłyskiem słonecznym. Model elektryczny może zostać rozszerzony na wszystkie ciała w Elektrycznym Wszechświecie.


Zatem, podobnie jak w tolkienowskiej Drużynie Pierścienia, Mroczny Jeździec Beringa nie znalazł tego, czego szukał. Sekretem czarodziejów nauki jest pozwolić umrzeć starożytnym mitom sterylnego elektrycznie wszechświata. Wówczas będą mogli przepowiadać przyszłość. To nie wymaga magii.

Niech Tolkien mi wybaczy,

Jedna moc, rządząca wszystkimi, i w ciemności oświetlająca je
- ELEKTRYCZNOŚĆ

Interesujący przypis do błyskawic na Wenus:

Jest znanym, że błyskawica odbija promieniowanie mikrofalowe o długości fali paru centymetrów. Jednym z najbardziej zagadkowych odkryć dokonanych przez Magellan Venus Orbiter, jest odbijanie sygnału radarowego przez wysoko położone obszary krajobrazu, jakby były powleczone metalem. Wyjaśniłem to zjawisko szereg lat temu, jako będące wyładowaniem żarzeniowym w gęstej plazmie. Jest ono na Wenus częstsze niż błyskawice, ponieważ planeta ta nie posiada chmur takich, jak Ziemia,które dawałyby wygodną drogę dla kosmicznej energii elektrycznej. Bez chmur, na Ziemi również mielibyśmy świecące się szczyty gór i niszczące super-błyskawice z nieba. Sonda Galileo wykryła takie na Wenus.


Czym jest krasnoludek?

Krasnoludki są kolosalnymi kolumnami czerwonego i niebieskiego światła, szerokimi na 10 lub więcej kilometrów, ciągnące się z reguły 50 km od punktu startowego, czuli 30 km nad ziemię. Świecą tylko przez kilka tysięcznych sekundy, co sprawia, że są trudne do zauważenia i nagrania. Co najważniejsze, wygląda na to, że są inicjowane przez wyładowania błyskawic w burzy daleko poniżej.

Chociaż wszystkim nam jest znana historia o pionowych ruchach wody w chmurach burzowych, które mają powodować pioruny, prawda jest taka, że nie wiadomo, co powoduje burzę. Ujemne ładunki w jakiś sposób zbierają się u spodu chmury, a dodatnie na górze. Co jakiś czas intensywność pola elektrycznego pomiędzy chmurą a gruntem powoduje elektryczne zwarcie w powietrzu. Uwolnione elektrony są przyspieszane przez pole ku ziemi w formie liderów kroczących. Jest to słabo świecący proces. Po osiągnięciu ziemi, możliwe staje się utworzenie kanału przewodzącego między gruntem a chmurą. Rezultatem jest jasny łuk wyładowania powrotnego - uderzenie pioruna.

Najprostsze i najmniejsze krasnoludki są pojedynczymi, pionowymi kolumnami, nazywanymi krasnoludkami C. Duży zbiór krasnoludków C przypomina olbrzymi pokaz fajerwerków. Podzbiór krasnoludków z wąsami - często największych i najbardziej energetycznych - również wykazują odgałęzienia idący w górę, ku jonosferze, i są zwane marchewkami. Bardzo duże krasnoludki, z rozmytymi szczytami i dolnymi wąsami, sięgającymi do wysokości 30-40 km, nazywane są aniołami, meduzami lub bombą A. Przy maksymalnej pionowej rozpiętości dochodzącej do 60 km, te gigantyczne krasnoludki są dłuższe trzy razy bardziej, niż największe burze.

Na niższych wysokościach mogą występować długotrwałe rodzaje [wyładowań] - w długich wąsach, sięgających poniżej ciała krasnoludka, do szczytów chmury, jak macki ośmiornicy. Owe wąsy rozjaśniają się z jasnymi, sferycznymi koralikami, które przy niektórych okazjach przeżywają samego krasnoludka, trwając czasami do setek milisekund, i mogąc się nawet chwilowo rozjarzyć po zaniknięciu samego krasnoludka. Takie jasne punkty przywodzą na myśl niedopałki w gasnącym ogniu powiedział Stenbaek-Nielsen z Instytutu Geofizycznego na Uniwersytecie na Alasce.

Dobra strona internetowa: http://lightning.nmt.edu/sprites/sprites.html


Czym jest elf?

Elfy mają kształt zupełnie inny niż krasnoludków i po raz pierwszy były zidentyfikowane w 1990 jako krótkie pojaśnienia powietrza na obrazach z wahadłowców kosmicznych. Pierścieniowy elf na pierwszej ilustracji (A właściwie elve - akronim od emisje światła i perturbacje o bardzo niskich częstotliwościach z elektromagnetycznie pulsujących (EMP) źródeł) jest wycentrowany na pionowym kanale do ziemi. Jest to gwałtownie rozszerzający się pierścień światła, na wąskim przedziale wysokości (85-95 km). Dla obserwatora na ziemi błysk zdaje się opadać i rozszerzać w czasie. Podczas, gdy optyczny błysk może trwać dziesiątki mikrosekund, światło jest emitowane z innych regionów przez okres 1 milisekundy, gdy EMP szybko rozchodzi się na boki.


Czym jest gnom?

Widzimy rzeczy, których nigdy wcześniej nie widzieliśmy na czubku aktywnych burz - wyładowania elektryczne wychodzące ze szczytów chmur, które mogą być nowym rodzajem pioruna. mówi Walter Lyons z Yucca Ridge Field Station w Colorado. Zostały one wstępnie ochrzczone gnomami. Wyglądają jak palce światła, idące prosto w górę, ale z raczej małą prędkością. Na zdjęciach wygląda to jak błyskawica, ale trwa przez sekundę lub dwie. Czy gnomy mogą być bardziej energetyczne od krasnoludków? Nie chciałbym być w jednym z nich. powiedział Lyons. Krasnoludki mają ogromną ilość energii, rozproszonej na ogromnym obszarze. Nie mamy pojęcia, ile energii występuje w gnomie, ale jest ona upchnięta w mniejszej przestrzeni. -


Wal Thornhill

Przetłumaczył Łukasz Buczyński

Przetłumaczono z The Balloon goes up over lightning!

sobota, 7 marca 2015

Elektryczna pogoda

Większość ludzi jest nieświadoma faktu, że nie wiemy, jak w chmurze powstają błyskawice. Najprostszą odpowiedzią jest, że błyskawice w ogóle nie powstają w chmurach. Chmury tworzą zaledwie dogodną ścieżkę do Ziemi dla elektryczności przybywającej z kosmosu. Bez chmur możliwe jest zejście pioruna z nieba. To właśnie dzieje się na Wenus (choć niebo tam z pewnością nie jest niebieskie). Układy pogodowe kierowane są przede wszystkim zewnętrznymi wpływami elektrycznymi.

W konsekwencji, Słońce posiada wzory pogodowe. A najodleglejsza planeta, Neptun, posiada najsilniejsze wiatry w Układzie Słonecznym, chociaż otrzymuje bardzo niewiele energii ze Słońca. Wyładowania elektryczne z kosmosu powodują na Marsie ogromne diabły pyłowe oraz planetarne burze pyłowe. Są odpowiedzialne za istnienie Wielkiej Czerwonej Plamy na Jowiszu oraz szprychy na pierścieniach Saturna. To dlatego Wenus posiada błyskawice w swoich przypominających smog chmurach, a szczyty jej gór żarzą się ogniami św. Elma. To dlatego ziemskie pioruny wystrzeliwują w kosmos pod postacią czerwonych krasnoludków i niebieskich fontann, a satelitom strzelają bezpieczniki.

Tym niemniej nikogo nie uczy się rozważania [wpływu] energii wejściowej elektrycznej na układy pogodowe.

Grafika powyżej jest wizją artysty z NASA, przedstawiającą błyskawice na Wenus podczas schodzenia jednej z sond Pioneer. Wenus ma chmury w postaci smogu, które nie powinny generować błyskawic (...). To silnie wskazuje przeciwko popularnemu pojęciu o ich powstawaniu.


Wal Thornhill

Przetłumaczono z Synopis. 9. Electrical Weather

Pioruny Jowisza

Dlaczego planetarni bogowie zdominowali naszą wyobraźnię u zarania cywilizacji? Obecnie dziewięciu na dziesięciu ludzi nie umie wskazać Jowisza na nocnym niebie. Oraz kolejne pytanie, nigdy nie zadawane: czym naprawdę była broń Jowisza - pioruny?

Wydaje się, że nie było ziemskich błyskawic. Poruszały się jak gorący węgiel, odprysk ognia. A opisy Jowisza przedstawiały jego pioruny jako dziwacznego kształtu, jak skręcony, czy piłkowaty. Jest to forma przewidywana tylko przez współczesną fizykę plazmową! Zatem, jeśli Jowisz w zamierzchłej przeszłości strzelał, to jakiego rodzaju dymiące strzelby spodziewalibyśmy się znaleźć?

Popatrzmy na dwa duże księżyce, krążące blisko Jowisza, Io i Europę. Jak zaraportowano w wiadomościach Holoscience w 8 października, strzelba Io ciągle dymi! W obiektywie pojazdu Galileo, powierzchnia Io jest okrawana elektrycznie. Geologowie, upośledzeni odniesieniami do Ziemi, nazwali wulkanami to, co jest wyraźnie plazmowymi dżetami.

Czy ziemskie wulkany posiadają kaldery, które przemieszczają się dziesiątki kilometrów w ciągu roku lub dwóch? Jakie wulkany mogą wynieść materiał setki kilometrów w kosmos? Ciemna struktura nie jest wypływem lawy. Jest to podpowierzchniowy materiał, wyeksponowany i wypalony przez wędrujący łuk elektryczny. Nie ma tam pojedynczej kaldery, lecz raczej seria intensywnie gorących plam katodowych, umiejscowionych w wysokich punktach pierścienia krateru. Powodują one powstawanie bardzo szybkich dżetów katodowych, widocznych na zdjęciu jako słabe, radialne smugi.

Istnieje jednak bardziej odległy księżyc Jowisza, Europa, posiadający zamrożone ślady uderzeń piorunów Jowisza w niedawnej przeszłości. Nie był celem samym w sobie, lecz otrzymał rany, będąc wzięty w krzyżowy ogień. Tak jak błyskawice idą do ziemi po ścieżce najmniejszego oporu, pioruny Jowisza wolały przejść przez powierzchnię Europy, niż przez niemal próżniową przestrzeń. Wynikiem jest włóknisty wzór nałożonych na siebie bruzd, biegnących w różne strony przez setki i tysiące kilometrów. Gdy piorun torował sobie drogę przez księżyc, spychał materiał na boki, tworząc groble. Przebijał się przez poprzednie kanały, jak gdyby ich tu wcześniej nie było. Pioruny Jowisza były tak potężne, że zmieniły część tlenu w lodzie wodnym w siarkę - tworząc ciemne podkolorowania, na dole i po obu bokach bruzdy (ten sam proces na Io przez tysiące lat pokrył księżyc siarką, tak, że wygląda on teraz jak pizza).

Geolodzy, wysilając się na ziemskie wyjaśnienie, zaproponowali popękany lód. Ale żadne pole lodowe na Ziemi nie tworzy sinusoidalnych kanałów z groblami. Istnieje też jeden dziwny wzór, który przeczy sensownemu wyjaśnieniu: setki kilometrów cykloidalnych ścieżek, zwanych fleksi.

Wzór cykloidalny jest robiony przez punkt na obręczy koła, które się porusza po płaszczyźnie. Innymi słowy, są to złożone dwa ruchy: obrotowy i liniowy.

I znowu elektryczne wyjaśnienie jest proste. Widzieliśmy już liniowy ruch łuków, którego śladami są prostsze bruzdy. A ruch kołowy można zademonstrować w laboratorium, mając pole magnetyczne równoległe do powierzchni katody. Zatem kiedy Europę opadały pioruny z Jowisza, a towarzyszące im pole magnetyczne otoczyło powierzchnię księżyca, cykloidalne bruzdy utworzone zostały przez obracające się, wędrujące łuki.

Europa przyciąga sporo uwagi, ponieważ uważa się, że pod lodową skorupą skrywa ocean, być może zawierający życie. Ale jeśli modele geologów o popękanym lodzie mają być tego znakiem, to mogą być oni zawiedzeni. Z drugiej strony, model elektryczny sugeruje znacznie bardziej interesującą historię Układu Słonecznego, niż pozwalają na to podręczniki!


Wal Thornhill

Przetłumaczono z JUPITER’S THUNDERBOLT

piątek, 6 marca 2015

Elektryczne diabły pyłowe

...może czasami być tak, że niewiedza o jednej rzeczy, że jest błędna, może być znacznie ważniejsza do wiedzy o setkach rzeczy, że są w porządku.
– Halton Arp, Quasars, Redshifts & Controversies

Elektryczny charakter diabłów pyłowych i tornad jest rzadko wspominany. W rzeczy samej, badacze dopiero niedawno zaczęli badać elektryczną naturę diabłów pyłowych, w celu zrozumienia, co się dzieje na Marsie. Elektryczną aktywność w naszej atmosferze wciąż otaczają tajemnice. Na przykład, Ziemia posiada pionowe pole elektryczne, rzędu 100 V nam etr w suchym powietrzu, którego pochodzenie jest nieznane. A naukowcy nie wiedzą, co powoduje najbardziej oczywiste zjawiska elektryczne w atmosferze - pioruny. W celu obejrzenia dyskusji nad modelem błyskawic wg Elektrycznego Wszechświata, patrz: Balon wzniósł się nad błyskawicę!.

Aczkolwiek, w ostatnim tygodniu ujrzeliśmy kolejny sukces modelu Elektrycznego Wszechświata. To już oficjalne, że diabły pyłowe na Ziemi wykazują silne pole elektryczne, przekraczające 4000 V na metr. Generują również pole magnetyczne. Badacze, którzy dokonali odkrycia, dodali kwantyfikator na Ziemi, gdyż odkrycie to było zaskoczeniem. Nie mogą być pewni, czy dotyczy to stosuje się to do diabłów pyłowych na Marsie, ponieważ ich czysto mechaniczny model nie przewiduje efektów elektrycznych, odnalezionych na Ziemi. Aczkolwiek poczyniono nieśmiałe powiązanie, którego wynikiem jest poniższa wizja artystyczna, pokazująca, jak może wyglądać marsjański pyłowy diabeł.

Artysta zdaje się intuicyjnie uwzględniać wyładowanie żarzeniowe u podstawy pyłowego diabła. Źródło: University of Michigan

W 1999 napisałem:

Pięciomilowy diabeł pyłowy na Marsie i globalne marsjańskie burze pyłowe są, jak wierzę, manifestacjami wyładowań elektrycznych na Marsie. Przy bardzo niskim ciśnieniu atmosferycznym piorun będzie bardziej jak rozproszone żarzenie zorzy. Problem powstawania burz pyłowych na Marsie polega na sposobie oderwania cząstek gleby od powierzchni przy tak słabej sile wiatru. Siły elektrostatyczne mogą to zrobić z łatwością.

Szereg lat temu, w streszczeniu Elektrycznego Wszechświata zasugerowano elektryczną naturę pyłowych diabłów i tornad. Pełniejsze wyjaśnienie efektów elektromagnetycznych w tornadowych wyładowaniach elektrycznych zamieściłem w Tajemnicach plam słonecznych. Napisałem tam:

Bez pomyłki, przy marsjańskich pyłowych diabłach nasze ziemskie tornada są karłami.Pokazuje to, że do ich utworzenia nie potrzeba chmur. Są one atmosferycznym wyładowaniem elektrycznym.

Jeszcze niedawniej zasugerowałem, że pojazd eksploracyjny Marsa, Spirit, który wylądował w rejonie nawiedzonym przez pyłowego diabła uległ wpływom elektrycznym na tyle silnym, by spowodować problemy z komputerem.

Obecnie, w raporcie w Astrobiology Magazine, dr William Farrell, Goddard Space Flight Center, NASA, powiedział:

Diabły pyłowe są na Marsie popularne, a NASA interesuje się nimi, jak również innymi zjawiskami, jako możliwymi zagrożeniami dla przyszłych ludzkich eksploratorów. Jeśli marsjański diabeł pyłowy jest silnie zelektryfikowany, jak sugerują nasi badacze, mogą powodować zwiększenie wyładowań lub iskrzenia w rozrzedzonej marsjańskiej atmosferze, zwiększoną przyczepność pyłu do skafandrów i wyposażenia, oraz zakłócać komunikację radiową. Farrell jest głównym autorem publikacji o tym badaniu, opublikowanym w Journal of Geophysical Research.
Potrzebne są dwa czynniki, obecne na Marsie i Ziemi, aby powstał diabeł pyłowy - unoszące się powietrze i źródło rotacji. powiedział dr Nilton Renno z Uniwersytetu z Michigan, w Ann Arbor, członek zespołu badawczego i ekspert od dynamiki płynów diabłów pyłowych. Zaburzenia wiatru, takie, jak zmiany kierunku i prędkości wraz z wysokością, są źródłem rotacji. Silniejsze wznoszenie jest potencjalnie źródłem silniejszego diabła pyłowego, a większe różnice wiatru dają większe rozmiary zjawiska.

Komentarz: Sławami Haltona Arpa, niewiedza jednej rzeczy, że jest błędna, jest istotniejsza niż wiedza setek rzecz, że są właściwe. W tym wypadku jest to pomylenie skutku i przyczyny. Po prostu założono, że Ziemia i jej kosmiczne środowisko są elektrycznie obojętne. Zatem potrzebna jest energia do oddzielenia ładunków i wywołania silnego pola elektrycznego w diable pyłowym. Jedynymi dostępnymi jej źródłami jest promieniowanie słoneczne i ruchy powietrza (dynamika płynów). Jednak w zelektryfikowanym Wszechświecie, ładunki są już rozdzielone w skali makroskopowej, a ruch powietrza w diable pyłowym jest efektem ich rekombinacji, a nie przyczyną rozdzielenia.

W diable pyłowym cząstki pyłu stają się naelektryzowane, gdy ocierają się o siebie w wietrze, przenosząc ładunki dodatnie i ujemne w ten sam sposób, w jaki powodujemy napięcia statyczne, szurając po dywanie. Naukowcy uważali jednak, że w diable pyłowym nie powinno być wysokich napięć w dużej skali, ponieważ przeciwne ładunki powinny równomiernie miksować się ze sobą, zatem całkowity ładunek w diable pyłowym byłby w równowadze.

Komentarz: Z eksperymentów laboratoryjnych jasno wynika, że ziarna pyłu różnych rozmiarów pod wpływem kolizji ładują się przeciwnie. Niemniej jednak siły elektryczne pomiędzy przeciwnie naładowanymi okruchami dążyłyby do zapobiegania ich separacji. Tego spodziewali się właśnie naukowcy, i to wyjaśnia ich zaskoczenie, gdy znaleźli coś przeciwnego. Jednak może to nie być takie zaskakujące, gdy przestaniemy traktować diabła pyłowego jako zagadnienie dynamiki płynów, zamiast tego postrzegając go jako słabo zjonizowaną plazmę, będącą pod wpływem ziemskiego pionowego pola elektrycznego. W takich warunkach pole elektryczne może być najsilniejsze (jak również odwrócone pole elektryczne) u podstawy diabła pyłowego, a to ze względu na uformowanie się tam plazmowej warstwy podwójnej, lub wirtualnej katody.

Aczkolwiek z obserwacji zespołu wynika, że mniejsze okruchy ładują się ujemnie, a większe dodatnio. wiatr diabła pyłowego małe, ujemne ziarna wysoko w powietrze, podczas gdy większe, dodatnie, pozostają u podstawy. To rozdzielenie ładunków wytwarza wielkoskalowe pole elektryczne, jak dodatnie i ujemne końcówki baterii. Ponieważ naelektryzowane cząstki są w ruchu, a pole magnetyczne jest skutkiem ruchu ładunków, diabeł pyłowy wytwarza również pole magnetyczne.

Komentarz: Ziemia i wszystkie inne ciała w kosmosie nie są izolowane i elektrycznie bezwładne. Są one ściśle powiązane i znajdują się pod wpływem Elektrycznego Wszechświata. Oznacza to, że diabły pyłowe nie są lokalnymi zjawiskami, lecz są napędzane jak silniki kosmicznym prądem. diabły pyłowe i chmury burzowe nie działają jak baterie czy dynama, dostarczające moc do globalnego obwodu atmosferycznego. co do efektów magnetycznych tornad i diabłów pyłowych, będą one bardzo silne, ponieważ ładunki poruszają się w nich z prędkością metrów na sekundę, nie centymetrów na godzinę, jak to ma miejsce w przewodzie prądowym.

Według zespołu, jeżeli marsjański pył posiada zróżnicowane rozmiary drobin i skład, diabły pyłowe będą naelektryzowane przez ocieranie się drobin o siebie. Marsjańskie burze pyłowe, mogące pokryć całą planetę, również są spodziewanym silnym generatorem pól elektrycznych. Zespół ma nadzieję dokonać pomiarów dużych burz na Ziemi oraz zaopatrzyć przyszłe marsjańskie lądowniki w instrumenty do pomiaru atmosferycznej elektryczności oraz magnetyzmu.

Komentarz: W elektrycznym modelu Układu Słonecznego, wszystkie planety uczestniczą w dostarczaniu elektronów do dodatnio naładowanego Słońca. Merkury przypuszczalnie robi to w podobny sposób do naszego Księżyca, poprzez efekt fotoelektryczny lub zimne emisje katodowe. Sporadycznie emisje te mogą być dostatecznie silne, aby w określonych gorących punktach wywołać obserwowane na Księżycu żarzenie. Następna planeta od Słońca, Wenus, posiada jonosferę oplecioną sznurami prądu z wiatru słonecznego. Wydaje się, że pole elektryczne na gorącej powierzchni Wenus jest tak silne, że ponad pewną wysokością atmosfera otaczająca powierzchnię żarzy się na skutek wyładowania powierzchniowego, znanego pod nazwą ogni św. Elma. Będąc gęstą plazmą, odbijała sygnał radarowy orbitera Magellan, dając wrażenie, jakby góry na Wenus zbudowane były z czystego metalu, zbijając z tropu naukowców planetarnych.

Na Ziemi mamy chmury wodne, które ładują się elektrycznie pomiędzy jonosferą a Ziemią, zabezpieczając nas przed występowaniem super-piorunów z Wenus. Chociaż istnieją rzadkie raporty o piorunach z czystego nieba, Ziemia przeprowadza wyładowanie w dwóch etapach - poprzez błyskawicę z Ziemi do chmury, a następnie żarzący się wytrysk ku jonosferze. Drugi etap dopiero niedawno został rozpoznany, a rozbłyskom nadano cudaczne nazwy, jak krasnoludki, elfy czy gnomy, które przypuszczalnie odzwierciedlają niewiarę naukowców, zanim oficjalnie przyznano ich istnienie. W rzadkich przypadkach, potężny piorun schodzi do ziemi bezpośrednio z czubka chmury. Taki super piorun brutalnie wydobywa elektrony z ziemi i może rzeźbić małe bruzdy, podobne do tych na innych skalistych ciałach Układu Słonecznego.

Ten 40-stopowy wąwóz ostał wyrzeźbiony przez piorun. Bardziej kręte ścieżki pioruna widoczne są na dole rowu. Źródło: National Geographic, June 1950.

To jest sekcja znanego księżycowego wąwozu, Doliny Schrötera, która również wykazuje poskręcane ścieżki pioruna wzdłuż podłoża.

Z reguły, wyładowanie z chmury do gruntu przyjmuje formę wielokrotnych iskier, które nazywamy błyskawicą. Aczkolwiek w niektórych rejonach świata błyskawice przełączają się w wolniejsze wyładowanie, tornado. Wœóczas, zamiast bezpośredniego przekazania ładunku między chmurą a ziemią poprzez cienki kanał pioruna, ładunek jest zmuszany przez potężne siły elektromagnetyczne do wirowania w długim, wąskim cylindrze lub wirze. Pomiar pola magnetycznego i prądu ziemskiego w pobliżu podstawy tornada wskazuje, że jest ono odpowiednikiem szeregu setek komórek burzowych. To skoncentrowana energia elektryczna w wirze dokonuje zniszczeń daleko większych, niż zdolny byłby to zrobić zwykły wir wiatrowy. Wyjaśnia to wypalone powierzchnie i obiekty, znajdowane czasem po przejściu tornada.

Cienka i sucha atmosfera Marsa, oraz duży gradient temperatur przy powierzchni zdecydowanie sprzyjają powstawaniu diabłów pyłowych. Aczkolwiek, podobnie jak w przypadku innych planet, Mars dostarcza elektronów do wyładowania słonecznego. Wysokie stężenie elektronów nad Marsem było wyraźne, gdy tylko przybył tam pierwszy orbiter. Również obrazy z Marsa, przedstawiające pełne pyłu, różowe niebo, były zaskoczeniem. Naukowcy spodziewali się głęboko niebiesko-czarnego nieba, ponieważ atmosfera Marsa jest cieńsza od ziemskiej około sto razy, oraz mniej zdolna do podtrzymywania unoszącego się pyłu. W cienkim, praktycznie bezchmurnym powietrzu Marsa, diabeł pyłowy jest najlepszym sposobem przepływu elektronów z powierzchni ku jonosferze. Cząstki pyłu, będąc naładowanymi, zawisają w marsjańskiej atmosferycznym polu elektrycznym, barwiąc niebo na różowo. Innymi słowy, marsjańskie diabły pyłowe są bardziej spokrewnione z tornadami. Wznoszą się do 8 kilometrów w niebo, a ich niszczycielska siła przy powierzchni jest znacznie większa, niż zwykłego wirującego wiatru w marsjańskim cienkim powietrzu.

Gdy marsjańskie tornada przechodzą nad powierzchnią planety, często pozostawiają za sobą ciemne, przecinające się ślady. Zakłada się, że po prostu wiatr zabrał jasny pył, ujawniając pod spodem ciemniejszą powierzchnię. Jest jednak możliwe, że marsjańskie tornada powodują elektryczne uszkodzenie powierzchni, a co za tym idzie - erozję. Stanowią one z pewnością znacznie większe zagrożenie dla lądowników i przyszłych astronautów, niż sądzili naukowcy.

W międzyczasie mamy przykład innego ciała o zniszczonej elektrycznie powierzchni, którego wzory powierzchniowe silnie przypominają te, które tworzone są na Marsie przez elektryczne tornada. Chodzi o księżyc Jowisza, Europę.

Wędrujące wyładowania stworzyły olbrzymie bruzdy na Europie, oddając wielką siłę tych wędrujących łuków elektrycznych, w porównaniu do dzisiejszych rozproszonych wyładowań na Marsie. Bruzdy na Europie nie są pęknięciami w lodzie. Są one natomiast zamarzniętymi nagraniami katastroficznej mocy piorunów Jowisza, uwolnionych przez elektrownię planety.

Model Elektrycznego Wszechświata dostarcza zunifikowanego konceptu dla zrozumienia Układu Słonecznego poprzez proste zaakceptowanie wszechobecnych dowodów na przewodnią rolę elektryczności i siły elektrycznej w mechanizmie kosmosu. Przyszli historycy ocenią naukę XX wieku jako niezwykłą ze względu na swoje trzymanie się kosmologii opartej na rozumowaniu jeszcze sprzed rewolucji przemysłowej. Elektryczność była wtedy tajemnicą, i taką pozostała dla 21-wiecznych astronomów i geologów. Po raz kolejny, niewiedza o jednym fakcie, że jest zły, jest ważniejsza niż wiedza o setkach, że są dobre.


Wal Thonrhill

Przetłumaczono z Electric Dust Devils

poniedziałek, 2 marca 2015

Europa i Mars

Źródło: NASA/JPL

18 marca 2005

gigantyczne pyłowe diabły na Marsie oferują wyraźne wskazówki co do prawdziwej natury sieci szczelin na Europie.

Być może czytelnicy, którzy podążali za naszą dyskusją dotyczącą kanałów wyładowań elektrycznych na księżycu Jowisza, Europie, rozpoznają dziwaczny krajobraz na zdjęciach powyżej. Rozpoznajesz, czytelniku, które zdjęcie przedstawia powierzchnię Europy?

Górne zdjęcie jest szczególnie interesujące, gdyż pokazuje, w jaki sposób siła, która stworzyła liniowe wąwozy, odpowiada również za inne formy krajobrazu. Jak obserwowali teoretycy elektryczności, występowanie pęknięć na wielu różnych ciałach w Układzie Słonecznym jest jedną z nierozwiązanych zagadek.

Niższy obrazek również jest ciekawe. Jest na nim świadectwo silnego związku między powstawaniem pęknięć a niezwykłym wzorem kraterów lub wypaleń na planetach, księżycach i asteroidach. Odnotujmy, że wiele bruzd zdaje się być czymś nieco więcej niż łańcuchami ciemnych kropek, wzór przypominający nam, że wiele wąwozów to coś więcej niż rozbudowane łańcuchy kraterów. Wcześniejsze założenia teoretyczne naukowców planetarnych nie pozwalają na dostrzeganie powtarzających się wzorów, ani zwracanie na nich uwagi.

Zatem tutaj jest puenta. Żadne z powyższych zdjęć nie przedstawia Europy, chociaż smugi wyglądają dokładnie tak, jak kompleksy kanałów na Europie. Dla porównania, poniżej dodaliśmy dobre zdjęcie tego księżyca Jowisza: link.

Oba zdjęcia powyżej przedstawiają regionalne krajobrazy na Marsie, gdzie przez powierzchnię przechodzą diabły pyłowe, zostawiając za sobą ślady. Badacze byli oniemiali mocą elektryczną tych wirów wielkości Everestu, erodujących powierzchnię Marsa. Ponieważ atmosfera Marsa ma zaledwie jeden procent gęstości ziemskiej, to zdecydowanie nie sam wiatr powoduje takie efekty. Istotnie, eksperci szukają sposobu, w jaki marsjańskie powietrze w ogóle jest w stanie unieść glebę (zobacz też: nasze następne Zdjęcie Dnia - Elektryczne tornada na Marsie).

Podobieństwa wychodzą poza pęknięcia Europy i powierzchniowe zadrapania Marsa. Te doły i pociemniałe plamy - często skupiony w liniowe formy - w żadnym wypadku nie mogą być kraterami impaktowymi. Większość wykazuje stały rozmiar. Ale łuki elektryczne są znane z produkowania takich wzorów, włącznie z pociemnieniem powierzchni w miejscu ich występowania. Zobacz artykuły Zdjęcie Dnia z 30 listopada 2004 - Kratery na Marsie, oraz z 2 lipca 2004 - Kratery w laboratorium.

Zarówno na Marsie, jak i Europie, widzimy kombinacje ciemniejszych i jaśniejszych śladów, w porównaniu z powierzchnią, na której występują (kontrastujące, jaśniejsze ścieżki diabłów pyłowych na Marsie, można zobaczyć tutaj). Ta wspólna cecha, jak wyjaśnimy w jutrzejszym Zdjęciu Dnia, jest do wyjaśnienia elektrycznie.

Porównanie kanałów Europy ze śladami marsjańskich pyłowych diabłów tylko podkreśla nowe możliwości, wprowadzone przez hipotezę elektryczną. A kiedy przychodzi do planety Mars, możliwości są właściwie nieograniczone.


Redaktorzy wykonawczy: David Talbott, Wallace Thornhill

Redaktor zarządzający: Amy Acheson

Kontrybutorzy: Mel Acheson, Michael Armstrong, Dwardu Cardona, Ev Cochrane, C.J. Ransom, Don Scott, Rens van der Sluijs, Ian Tresman

Przetłumaczono z: Europa and Mars.

Przetłumaczył Łukasz Buczyński

niedziela, 1 marca 2015

Kratery na Marsie

Źródło: Zespół naukowy ASU THEMIS.

30 listopada 2004

Ta fotografia marsjańskiej powierzchni (Granicus Vallis) została wrzucona tu jako suplement do naszego poprzedniego zdjęcia, pokazującego pole kraterów wytworzone przy pomocy łuków elektrycznych w laboratorium (Zdjęcie dnia 26 listopada 2004). Można samemu się przekonać, że te wygląd pól kraterów na obu fotografiach jest identyczny. W żadnym wypadku wzór ten nie powinien się mylić z kraterami impaktowymi. Regiony gęstego występowania kraterów na fotografii Marsa są wypalone dokładnie tak, jak w laboratorium. Rozmieszczenie kraterów nie jest losowe, pomimo, że byłoby to spodziewane dla kraterów impaktowych. A dominowanie kraterów o podobnych rozmiarach łamie podstawowe założenie standardowej teorii.

Marsjańska fotografia ukazuje również inne struktury, przewidziane przez model elektryczny. Zgodnie z hipotezą elektryczną, powierzchnia wszystkich skalistych planet i księżyców jest okrawana elektrycznie. Efekty obejmują łańcuchy kraterów, oraz inne nieregularne koncentracje kraterów, sinusoidalne wąwozy i kanały, w których nie ma dowodów na przepływ wody ani lawy, spieczone klify (z prawej na zdjęciu) oraz poszatkowany krajobraz, często naznaczony koncentracjami kraterów o podobnej wielkości, pokrywające przypuszczalnie już wcześniej zerodowaną elektrycznie powierzchnię.


Redaktorzy wykonawczy: David Talbott, Wallace Thornhill

Redaktor zarządzający: Amy Acheson

Redaktorzy kontrybutujący: Mel Acheson, Michael Armstrong, Dwardu Cardona, Ev Cochrane, Walter Radtke, C.J. Ransom, Don Scott, Rens van der Sluijs, Ian Tresman

Przetłumaczono z: Craters on Mars

Przetłumaczył Łukasz Buczyński

Elektryczne diabły pyłowe na Marsie

Źródło: University of Michigan

21 marca 2005

Gigantyczne kolumny wirującego pyłu na Marsie dodają nowe zaskoczenia do eksploracji planet. Eksperci zgadzają się obecnie, że analogiczne pyłowe diabły na Ziemi zawierają silne pola elektryczne.

Ogólnie rzecz biorąc, ziemskie diabły pyłowe zawsze traktowane były jako zjawiska trywialne. Ale to spojrzenie zmieniło się wraz z niedawnym odkryciem badaczy z Arizony i Nevada. Odkryli oni, że diabły pyłowe mają silne pole elektryczne, często przekraczające 4000 V na metr.

Odkrycie było zaskoczeniem. Pierwotne termiczne i mechaniczne modele nie przewidywały pól elektrycznych. Ale, ironicznie, to odkrycia na planecie Mars sprowokowały ponowne rozważenie wirów atmosferycznych na Ziemi. Na Marsie, diabły pyłowe, znacznie większe od ziemskich tornad, przechodzą sporadycznie przez powierzchnię, czyniąc rzeczy, które tradycyjna meteorologia uważa za niemożliwie w niemal pozbawionym atmosfery marsjańskim środowisku. Ścieżki tych wirów wiatrowych wielkości Everestu świadczą o niewyobrażalnej aktywności wysokich energii, znaczącej powierzchnię Marsa ciemniejszymi pasmami (patrz również Zdjęcie Dnia: Europa i Mars).

Gęstość atmosfery marsjańskiej odpowiada tylko jednemu procentowi atmosfery ziemskiej. W jaki sposób marsjański wiatr może wydobywać grunt z energią wystarczającą do pozostawiania rozległych ścieżek, wyraźnie widocznych z kosmosu? Oczywiście, to samo pytanie dotyczy globalnych burz pyłowych, które są obserwowane od dekad.

W lipcu 1999, Wallace Thornhill napisał: 5-kilometrowej wysokości diabły pyłowe na Marsie oraz globalne marsjańskie burze pyłowe są, jak wierzę, manifestacją wyładowań elektrycznych na Marsie. A jeszcze niedawniej napisał: Diabły pyłowe na Marsie są niewątpliwie tornadami, przy których ziemskie tornada to karły... Do ich powstania nie są potrzebne chmury. Są one zjawiskiem atmosferycznego wyładowania elektrycznego.

Obecnie, zainteresowanie elektryczną naturą marsjańskich diabłów pyłowych gwałtownie rośnie. W raporcie Astrobiology Magazine, dr. William Farell z Goddard Space Flight Center, NASA, raportuje: Jeśli marsjańskie diabły pyłowe są silnie zelektryzowane, jak sugerują nasze badania, mogą powodować zwiększone wyładowania lub łuki w rozrzedzonej marsjańskiej atmosferze. Według Thornhilla, takie łuki w rozrzedzonej atmosferze Marsa byłyby wyładowaniem żarzeniowym, podobnym do wyładowania typu krasnoludek nad ziemskimi burzami.

Obrazek powyżej jest autorstwa artysty z Uniwersytety w Michigan, i przedstawia elektrycznego pyłowego diabła. Czy autor intuicyjnie uwzględnił wyładowanie żarzeniowe u jego podstawy. Na zdjęciach z Global Surveyor tych marsjańskich kolumn pyłu, niesamowity blask jest w silnym kontraście z ciemniejącym pyłem, wyrzucanym w niebo (zdjęcie tego zjawiska umieściliśmy tutaj).

Aby zobaczyć elektryczną naturę tych wirujących drapaczy chmur, należy odpowiedzieć sobie na pytanie, które zadaliśmy w poprzednim artykule Zdjęcie Dnia. Dlaczego na powierzchni Marsa widać zarówno jasne, jak i ciemne smugi, takie same, jak na księżycu Jowisza, Europie? Eksperymenty laboratoryjne z łukami [elektrycznymi] pokazały, że wyładowania wypalają podłoże, pozostawiając pociemniałe ślady. Chociaż są one enigmatyczne dla naukowców planetarnych, takie pociemnienia są ewidentne na rozległych połaciach Marsa. Są szczególnie skoncentrowane w rejonach ścieżek potężnych diabłów pyłowych, występujących zwykle pośród gęstej populacji małych, ciemnych plam. W miejscach tych, gdzie aktywność elektryczna wypala grunt bezpośrednio, lub też, gdzie pociemniały materiał został wyniesiony w atmosferę, po czym powrócił na powierzchnię, warstwa takiego materiału jest wyraźnie cienka. Łatwo sobie wyobrazić, że kiedy diabły pyłowe o niższej energii przechodzą po takiej powierzchni, usuwają warstwę ciemnego materiału, ukazując pierwotne, jaśniejsze podłoże.

Niestety, nawet przy nowym zainteresowaniu elektryzowanymi wiatrami na Marsie, większość dyskusji wciąż opiera się na starych mechanicznych i termicznych koncepcjach, bez uwzględniania roli dużych sił elektrycznych w formowaniu się tych zjawisk. Większość nowych modeli nie łamie starego paradygmatu. Aby otrzymać pole elektryczne, teoretycy wierzą, że muszą najpierw odseparować ładunki, a to wymaga energetycznych ruchów zarówno dużych, jak i małych cząstek gleby. W wyniku zderzeń, większe cząstki stają się dodatnie, a mniejsze ujemne. Następnie siła wiatru oddziela cząstki w regiony o innej wielkości drobin, tworząc pole elektryczne.

Ale w bliskiej próżni atmosferze Marsa, jakim sposobem większe drobiny mogą unieść się na mile w niebo, z siłą zdolną do wytworzenia wyraźnego napięcia? W modelu elektrycznym nie ma potrzeby istnienia lokalnego dynama. Rozdział ładunków w atmosferze już istnieje. Wobec braku ziemskich chmur, obniżających ładunek przez sprowadzanie go do ziemi w formie pioruna, wyładowania na Marsie przyjmują postać tornad. Prawdziwą siłą sprawczą wirów powietrznych jest większy, międzyplanetarny obwód elektryczny, który który steruje globalnymi burzami na Marsie, jak i ziemską pogodą. Jeżeli jest to prawda, wówczas moc marsjańskich pyłowych diabłów może nauczyć nas sporo o zachowaniu elektryczności w Układzie Słonecznym.

Zobacz również: Elektryczne diabły pyłowe.

Zobacz również: Tornada jako wyładowania elektryczne.


Redaktorzy wykonawczy: David Talbott, Wallace Thornhill

Redaktor zarządzający: Amy Acheson

Wkład redaktorski: Mel Acheson, Michael Armstrong, Dwardu Cardona, Ev Cochrane, C.J. Ransom, Don Scott, Rens van der Sluijs, Ian Tresman

Przetłumaczono z http://www.thunderbolts.info/tpod/2005/arch05/050321electridevils.htm