niedziela, 28 grudnia 2014

Księżyc Hyperion poraził prądem sondę Cassini z 2000 km!

To polski tytuł z wykopu, lepiej oddający to, co się na prawdę stało koło Saturna, niż tytuł angielski, który za chwilę przeczytacie w tłumaczeniu dosłownym. Dziękuję tajemniczemu Q... za cynka na portalu TylkoAstronomia. A oto tłumaczenie oryginalnego doniesienia ze strony NASA:

Cassini złapana w promień cząsteczek Hyperiona

Sonda Cassini zrobiła to zdjęcie w fałszywych kolorach, przedstawiające chaotycznie koziołkujący księżyc Hyperion, podczas przelotu 26 września 2005. Pojazd zarejestrował silny ładunek elektrostatyczny na powierzchni księżyca, po raz pierwszy na innym ciele poza ziemskim Księżycem. Źródło: NASA/JPL/Space Science Institute

Elektryczność statyczna jest znana z grania istotnej roli na pozbawionym atmosfery, pylistym księżycu ziemi, ale dowody na powstawanie ładunków statycznych na innych obiektach Układu Słonecznego były dotąd nieuchwytne. Nowa analiza danych z misji Cassini ujawniła, że podczas przelotu obok księżyca Hyperiona w 2005, sonda została na krótko skąpana w strumieniu elektronów, pochodzących z jego naładowanej elektrostatycznie powierzchni.

Odkrycie reprezentuje pierwszą potwierdzoną detekcję naładowania powierzchni na obiekcie innym, niż nasz Księżyc, choć zostało przewidziane, że takie procesy mogą zachodzić na różnych innych obiektach, m inn asteroidach i kometach.

Nowa analiza została przeprowadzona przez Tom Nordheima, doktoryzującego się na Mullard Space Science Laboratory (MSSL), na University College London, oraz została opublikowana niedawno w Geophysical Research Letters.

Hyperion jest porowaty i lodowy, z dziwaczną, gąbkowatą strukturą. Jego powierzchnia jest ciągle bombardowana światłem ultrafioletowym ze Słońca i jest wystawiona na deszcze naładowanych cząstek - elektronów i jonów - z niewidzialnego bąbla, tworzonego przez pole magnetyczne Saturna, zwane magnetosferą. Badacze sądzą, że te wystawienie Hyperiona na to wrogie środowisko jest przyczyną jest źródłem wiązki cząstek, które uderzyły w Cassini.

Pomiary dokonane przez szereg instrumentów Cassini podczas bliskiego spotkania z Hyperionem 26 września 2005 wskazują, że miało miejsce coś niezwykłego w środowisku naładowanych cząstek wokół sondy. Spektrometr plazmowy (CAPS) wykrył, że sonda została na krótko magnetycznie połączona z powierzchnią Hyperiona, umożliwiając ucieczkę elektronów z jego powierzchni.

Większość ludzi jest przyzwyczajona do powstawania statycznych ładunków elektrycznych, gdy potrze się balon o sweter lub włosy. Obiekty w kosmosie również mogą być ładowane elektrostatycznie przez wystawianie się na światło ultrafioletowe i naładowane cząsteczki. Dane z Cassini pokazują, że podobny proces ma miejsce na Hyperionie.

Znalezisko to jest zaskakujące, gdyż ten mały, lecz niezwykle wyglądający księżyc był posądzany o bycie zwykłym, bezwładnym obiektem, niepodlegającym silnym oddziaływaniom magnetosfery Saturna. Tym niemniej, analiza zespołu wykazała napotkanie przez Cassini silnie ujemnego woltażu na Hyperionie. Wyglądało to raczej, jakby Cassini otrzymał 200V porażenie elektryczne z Hyperiona, mimo dzielącej ich wówczas odległości 2000 km [1200 mil] powiedział Nordheim.

Naukowcy już wcześniej sugerowali, że formy powierzchniowe na asteroidzie Eros i szeregu księżyców Saturna spowodowane są ruchem naładowanego elektrycznie pyłu po powierzchni. Dla małych obiektów o niewielkiej grawitacji, pył może być nawet zdolny do ucieczki w przestrzeń.

Chociaż kontrolerzy misji nie zauważyli, żeby strumień elektronów z Hyperiona spowodował uszkodzenia sondy Cassini, silne ładowanie elektryczne dowodzi, jak nieobliczalne może być kosmiczne środowisko dla przyszłych wypraw robotów i ludzi na obiekty planetarne, pozbawione atmosfery, włączając w to nasz Księżyc, gdzie mogą tworzyć się potencjały dla potężnych wyładowań elektrycznych.

Nasze obserwacje pokazują, że jest to również ważne zjawisko na księżycach planet zewnętrznych i musimy wziąć to pod uwagę podczas studiów nad oddziaływaniem tych księżyców ze środowiskiem. powiedział Geraint Jones z MSSL, członek zespołu Cassini CAPS, który pomagał przy badaniach.

Instrument CAPS sondy Cassini został wyłączony w 2012, gdy zaczął pobierać za dużo prądu. Zespół jest oparty na Southwest Research Institute, San Antonio. Część urządzenia CAPS, która dokonała omawianego tu odkrycia, spektrometr elektronów, została zbudowana przez MSSL.

Nordheim i współpracownicy spożytkowali również dane z trzech innych instrumentów: Radio and Plasma Wave Science (badanie fal radiowych i plazmowych), Magnetospheric Imaging Instrument (obrazowanie magnetosfery) oraz magnetometr.

Misja Cassini-Huygens jest wspólnym projektem NASA, Europejskiej Agencji Kosmicznej oraz Włoskiej Agencji Kosmicznej. JPL, oddział Kalifornijskiego Instytutu Technologii w Pasadena, zarządza misją dla Naukowego Dyrektoratu Misji, NASA, w Waszyngtonie.

Więcej informacji o Cassini można znaleźć tutaj:

http://www.nasa.gov/cassini

http://saturn.jpl.nasa.gov

Preston Dyches
Jet Propulsion Laboratory, Pasadena, Calif.
818-354-7013
preston.dyches@jpl.nasa.gov

Tom Nordheim
Mullard Space Science Laboratory
University College London, United Kingdom
011 44 07504-305104
tom.nordheim.10@ucl.ac.uk


Przetłumaczono z http://www.nasa.gov/jpl/cassini-caught-in-hyperions-particle-beam/index.html#.VJ7mUjC4mB

czwartek, 25 grudnia 2014

Elektryczne Słońce zweryfikowane

Czy prawdopodobnym jest, że czekają na nas jakiekolwiek zadziwiające nowe rozwiązania? Czy możliwe jest, że kosmologia za 500 lat będzie tak samo rozwinięta w stosunku do naszej, jak nasza w stosunku do czasów Newtona?
- Fred Hoyle, Natura Wszechświata

Nalerzący do NASA IBEX pojazd (Interstellar Boundary Explorer) sporządził pierwszą mapę granicy pomiędzy środowiskiem słonecznym (heliosferą) a przestrzenią międzygwiezdną, o powierzchni całego nieba. Rezultaty, oznaczone jako jasna, meandrowa wstęga przecinająca mapę, wprowadziła badaczy w zakłopotanie. Niemniej odkrycie doskonale pasuje do modelu elektrycznych gwiazd.

Voyager 1 i 2 (V1 i V2 powyżej) osiągnęły granicę wpływu Słońca odpowiednio w 2005 i 2007 roku, dokonując przy tym pomiarów. Przed IBEX, były to jedyne dane, dostarczone z dwóch punktów na krawędzi Układu Słonecznego. Choć ekscytujące i znaczące, dane z tego rejonu przyniosły więcej pytań niż odpowiedzi. IBEX wykonał skan całego regionu interakcji, ujawniając zaskakujące szczegóły, nieprzewidziane przez żadną z teorii. Tutaj pokazano trochę detali wstęgi z jasnej sekcji. Źródło: SwRI.

Szeroki na metr, sześciokątny IBEX monitoruje skraj Układu Słonecznego z orbity okołoziemskiej poprzez widzenie zewnętrznej warstwy heliosfery w świetle energetycznych atomów obojętnego wodoru (ENA). Ta wstęga jest na prawdę szokująca powiedział główny badacz IBEX, David McComas z Południowo Zachodniego Instytutu Badań w San Antonio, Teksas. Badacze spodziewali się, że porywy wiatru słonecznego, wiejącego przeciw granicy będą tworzyć 20% - 30% wariacje w emisji ENA, ale wstęga jest dziesięciokrotnie intensywniejsza - wąski pas, płonący na niebie, jak ognista Droga Mleczna. Ewidentnie są tam skupiane cząstki naładowane, jednak jak się tam dostają, pozostaje wielką tajemnicą. Nasze poprzednie pomysły na temat wyglądu zewnętrznej heliosfery muszą zostać zrewidowane. Jestem zupełnie zszokowany powiedział naukowiec kosmosu Neil Murphy z Jet Propulsion Laboratory w Pascadena, Filadelfia, NASA. To niesamowite, otwiera nowy rodzaj astronomii.

Odnotowane podsumowanie podstawowych odkryć mapy ENA heliosfery, sporządzone przez naukowców misji Cassini. Źródło: S. M. Krimigis et al., The Johns Hopkins University Applied Physics Laboratory.

Przewidywania naukowców z NASA nie zostaną potwierdzone, gdyż model fali uderzeniowej jest niepoprawny. Granica, do której dotarł Voyager, jest bardziej złożona, niż mechaniczne zderzenie.
− Wal Thornhill, wrzesień 2006

Nagłośniony obraz interpretacji Słońca w przestrzeni międzygwiezdnej wygląda jak front fali uderzeniowej pojazdu naddźwiękowego. Mówimy się nam, że bąbel magnetyczny heliosfery chroni nas jak kokon, podczas gdy Słońce i planety podróżują przez Drogę Mleczną. Koncepcja ta zupełnie pomija otoczkę plazmową Langmuira. Jest ona elektrycznie bezwładna. Źródło: Adler Planetarium/Chicago

IBEX odkrył, że płaszcz słoneczny zdominowany jest nie przez słoneczne, lecz galaktyczne pole magnetyczne. Ponieważ pole magnetyczne galaktyki prowadzi ustala kierunek międzygwiezdnego prądu elektrycznego w pobliżu Słońca, rezultat ten odpowiada modelowi Elektrycznego Wszechświata galaktyk i gwiazd.

Należy wspomnieć, że model kometarnej heliosfery jest celowy, jako, że pewne obrazy gwiazd wykazują ich kometarne zachowanie. Przykłady kometarnych gwiazd zawarte są w raporcie NASA:

Te zdjęcia, zrobione przez różne teleskopy, pokazują heliosfery wokół innych gwiazd (astrosfery). Źródło: SwRI (zauważmy, że tytuł oryginału został zmieniony, gdyż określenie Astrosfery nieuzasadnienie sugerowało, że każda gwiazda posiada ją w formie kometarnej).

Zjawiska kometarne nie są prostymi efektami mechanicznymi na obiektach orzących rzadki gaz. Komety są zjawiskiem elektrycznym, w którym jądro komety jest ujemną katodą w wyładowaniu plazmy słonecznej. Przykłady kometarnych gwiazd nie są powszechne, ponieważ zwykle gwiazdy są dodatnimi anodami w wyładowaniu galaktycznym. Co charakterystyczne, katody mają tendencję do wytrysków materii w plazmę, tworząc spektakularne komy i warkocze, jak to widać powyżej. Gwiazdy mogą stać się kometami na skutek przechwycenia przez jeszcze bardziej naładowaną gwiazdę. Błędem jest zakładać, że kometarny model astrosfery jest słuszny dla każdej gwiazdy.

Aczkolwiek, większym błędem konceptualnym jest wprowadzenie gwiazdowych i galaktycznych wiatrów oraz pojęcia zmiatanych warkoczy. Astrosfery i komety są wyładowaniami plazmowymi! Rządzą nimi siły elektromagnetyczne. Dyskutowanie o zewnętrznych siłach elektromagnetycznych wiatru galaktycznego dominujących kształt heliopauzy ukazuje ciekawą ślepą plamę w astrofizyce. W latach 70-tych XX w starszy już Hannes Alfvén odradzał pojęcie istnienia w kosmosie pola magnetycznego przy jednoczesnym ignorowaniu jego źródła w postaci kosmicznych prądów elektrycznych oraz ich obwodów. Alfvén przewidział nadchodzący kryzys w kosmologii. Jestem pewien, że nigdy nie przypuszczał, że w erze globalnej komunikacji naukowa rewolucja może zająć wiek lub dłużej. Ale specjalizacja i żargon specjalistów jest wrogiem komunikacji i szeroko zakrojonych badań, potrzebnych do stworzenia dużego obrazu, który nazywamy kosmologią. A żaden naukowiec nie lubi przyznawać, że jego specjalizacja znajduje się w kryzysie.

Znacznie dokładniejszą perspektywę kryzysu astrofizycznego przedstawiłem w swoim poprzednim artykule z kwietnia 2007: Astrofizyczny kryzys w czerwonym kwadracie. Napisałem tam:

Alfvén był pionierem koncepcji obwodu gwiazdowego, i wygląda na to, że jego diagram okablowania jest w swojej istocie poprawny, lecz niekompletny, gdyż nie uwzględnia obwodu galaktycznego. Alfvén zaznaczył: Prąd [gwiazdowy] jest zamknięty na dużych dystansach, ale nie wiemy, gdzie dokładnie. Kosmologowie plazmowi dostarczają odpowiedzi mapując prądy płynące wzdłuż ramion galaktyk spiralnych. Od tego jest zaledwie mały krok do ujrzenia wszystkich gwiazd jako skupienie skurczu-z w wyładowaniu galaktycznym. Zwykle prąd płynie w ciemnym trybie, nie widzimy więc z reguły spektakularnych dwubiegunowych uprzęży okablowania hiperaktywnych gwiazd.

Poniżej pokazano diagram z tego artykułu, ponownie opisany.

W międzyczasie, w 2005, wytłumaczyłem wszystkie trzy pierścienie supernowej 1987A, w kontekście skurczu-z w kosmicznej plazmie. Powyżej widzimy właściwe cechy plazmowego skurczu-z w eksperymencie (z lewej), szczegóły koncentrycznego cylindra prądu Birkelanda (pośrodku), oraz widoczną płaszczyznę, powstałą przez przechodzenie włókna prądu Birkelanda przez dysk materii wyrzucony przez gwiazdę pośrodku supernowej 1987A. Jasne koraliki są efektem podobnym do światła reflektora padającego na cienką chmurę. Tendencja do łączenia się tych koralików w pary oraz niezwykle powolne tempo ekspansji pierścienia równikowego sugeruje, że model skurczu-z jest poprawny.

Normalna gwiazda będzie miała to samo środowisko skurczu-z co supernowa, ale ze znacznie mniejszą energią. Tak więc zamiast wspaniałego pierścienia świateł na niebie, astronomowie wykrywają jasną wstęgę ENA, spowodowaną słabym wzbudzeniem materii z wiatru słonecznego, spowodowaną lokalnym skurczem galaktycznym.

diagram pokazuje konceptualny przekrój wzdłuż centralnej kolumny gwiazdowego skurczu-z w miejscu Słońca. Nie wiadomo, czy istnieje warstwa podwójna wewnątrz lub na zewnątrz heliosfery. nieznana jest średnica całego cylindra. Ten od supernowej 1987A jest rzędu roku świetlnego, co czyni średnicę heliosfery ponad 600 razy mniejszą! Zauważmy, że jak przystało na obracające się naładowane ciało, pole magnetyczne Słońca nie przylega do międzygwiazdowego pola magnetycznego i osi cylindra skurczu-z. Pole magnetyczne Słońca ma zasięg zaledwie do malutkiej heliosfery, jest jednak modulowane przez prąd galaktyczny. Osiowe warstwy podwójne (DL) Alfvéna zostały tu uwzględnione, chociaż ich odległość od Słońca jest nieznana. Warstwy podwójne powstają w przenoszącej prąd plazmie i są obszarami, w których dochodzi do oddzielenia ładunków powstaje silne napięcie elektryczne (zobacz dyskusję poniżej).

Model skurczu-z oferuje proste wyjaśnienie gigantycznej wstęgi wokół heliosfery. Skurcz-z jest w naturalny sposób przylegający do międzygwiazdowego pola magnetycznego. Jony wiatr słonecznego są rozpraszane i neutralizowane przez elektrony z prądu Birkelanda, formując emisje ENA, pochodzące z pierścienia skurczu-z, gigantycznego pierścienia wokół Układu słonecznego, prostopadłego do międzygwiazdowego pola magnetycznego.

Heliosferyczny obwód Słońca podłączony jest do obwodu galaktycznego przez centralną kolumnę oraz dysk naładowanych cząstek. Ścieżki prądu są wyznaczane polem magnetycznym. Otwarte, helikalne pole magnetyczne, odkryte wysoko ponad biegunami Słońca przez sondę Ulisses, potwierdzają model obwodu gwiazdowego Alfvéna. A wiatr słoneczny zdaje się łączyć z większym dyskiem naładowanych cząstek wokół heliosfery.

dodając detale do tego modelu, powinniśmy oczekiwać, w miarę napływania nowych danych, że badacze mogą wykryć w tej wstędze ENA jasne punkty, struktury włókniste, oraz ruch jasnych punktów, odpowiadający obracaniu się podwójnych włókien prądu Birkelanda oraz ich możliwej koalescencji.

Czasopismo Science zamieściło opinię jednego z badaczy, mówiącą, że:

ustalenie prawdziwego kształtu heliosfery zajmie trochę czasu... (...) Kształt ten to niewątpliwie coś pomiędzy idealną kometą a doskonałą bańką, ale wszyscy się zgadzają, że badacze muszą zrozumieć, jak ta wstęga formuje rzeczywisty kształt heliosfery.

Jest to prawda, ale naukowcy ciągle doznają zdumień, podczas swojego braku wątpliwości, że galaktyczny wiatr i międzygwiezdne pole magnetyczne są głównymi czynnikami kształtującymi heliosferę.

Badacze zaobserwowali, jak zmiany w wietrze słonecznym wpływają na obserwacje ENA w trakcie podchodzenia Słońca do maksimum swojego 11-letniego cyklu. Takie obserwacje są bardzo ważne. Cykl słoneczny kontrolowany jest przez lokalny galaktyczny skurcz-z, więc jakakolwiek wariacja w ENA może dostarczyć wskazówek co do pochodzenia pół-cyklicznej zmienności obwodu doprowadzającego prądem stałym energię elektryczną do Słońca lub cyklu słonecznego. Jasność ENA powinna się zmieniać, przypuszczalnie poza fazą cyklu słonecznego.

W 1984 Alfvén przewidział ze swojego modelu obwodu słonecznego, że istnieją dwie warstwy podwójne, każda połączona z jednym biegunem Słońca, w nieznanej od niego odległości. Napisał:

Ponieważ ani warstwa podwójna, ani obwód nie da się wyprowadzić z modelu płynu magnetycznego, model taki jest bezużyteczny w opisie przesyłu energii przez warstwy podwójne. Musi być zastąpiony modelem cząsteczkowym i teorią obwodów... Zastosowania do układu prądu heliosferycznego prowadzą do przewidzenia dwóch warstw podwójnych na osi Słońca, które mogą dawać promieniowanie wykrywalne na Ziemi. Warstwy podwójne w kosmosie powinny być klasyfikowane jako nowy rodzaj obiektów niebieskich.
− H. Alfvén, Double Layers and Circuits in Astrophysics, IEEE Transactions On Plasma Science, wol. PS-14, nr 6, grudzień 1986.

Jest trochę innych badaczy, zachęconych odkryciem emisji ENA, co powinno rzucić dalsze światło na środowisko elektryczne Słońca. Osiowe warstwy podwójne powinny być widoczne jako pobliskie, fluktuujące źródła promieniowania kosmicznego i radiowe. Ich oscylacje mogą modulować przepływ prądu i być źródłem cyklu słonecznego. Miał już miejsce raport odnośnie niewyjaśnionych wysoko energetycznych gorących punktów promieniowania kosmicznego w kierunku sugerowanego ogona heliosfery. Energie tego promieniowania są w zakresie możliwym do powstania przez akcelerację w galaktycznej warstwie podwójnej (Carlqvist). Może wkrótce nadejść potwierdzenie z obserwacji wysoko energetycznych elektronów promieniowania kosmicznego. Elektrony ulegają stratom synchrotronowym i odwrotnemu rozpraszaniu Comptona, nie mogą więc podróżować bardzo szybko od swoich źródeł, co czyni je czułym na pobliskie źródła galaktyczne i propagację. Jeżeli diagram powyżej jest bliski prawdzie, możemy spodziewać się elektronów przybywających z warstwy podwójnej w przeciwnym kierunku do jądrowego promieniowania kosmicznego.

Model Elektrycznego Wszechświata oparty jest na hierarchii powtarzających się wzorów plazmy, od rozmiarów galaktyki do kilku centymetrów w laboratorium. Jest to zatem potwierdzalne eksperymentalnie, w przeciwieństwie do większości dzisiejszych teorii astrofizycznych. Odkrycia kosmiczne, jak to, powinny skutkować eksperymentami w laboratoriach plazmowych na całym świecie, zamiast marnującego czas i zasoby teoretyzowaniem, opartym na nawet bardziej skomplikowanych i nieprawdopodobnych modelach, opartych na niepoprawnych koncepcjach na temat plazmy kosmicznej. niedawne wyniki IBEX, które zadziwiły badaczy, jeszcze bardziej wzmacniają model Elektrycznego Wszechświata, model, który pewnie przewiduje kształt środowiska plazmowego Słońca w klespydrowatym skurczu-z, kształty mgławic planetarnych oraz supernowych, zrównanych z lokalnym polem magnetycznym. Piękne, symetryczne kształty, wyrastające w wyładowaniach plazmowych z bardzo prostych zasad, odtwarzają wszystkie modele, które ignorują elektryczną naturę materii i cały Wszechświat.


Wal Thornhill

Przetłumaczono z http://www.holoscience.com/wp/electric-sun-verified/

czwartek, 18 grudnia 2014

Brawa dla Rosetty, wstyd dla nauki

Gratulacje dla zespołu odpowiedzialnego za sukces misji Rosetta do komety 67P Churyumov-Gerasimenko. Szkoda jednak, że naukowcy wprowadzili w błąd inżynierów swoją umiłowaną opowieścią o lodowych kometach, co zaowocowało nieodpowiednim projektem lądownika, Philae. Chris Reeve napisał:

Trenujemy wszystkich fizyków, aby zaadoptowali ten sam podstawowy naukowy framework - kosztem uczenia ich, jak analizować to samo zjawisko z różnych perspektyw - a potem dziwimy się, że pewne problemy pozostają nierozwiązane pomimo zaangażowania ogromnych środków, czasu i ludzi. Sam akt sztywnego trenowania wszystkich wg tego samego wzorca wydaje mi się problemem, który uniemożliwia rozwiązanie.

Misja Rosetta otrzymała nazwę po Kamieniu z Rosetty, który pozwolił odcyfrować egipskie hieroglify. Określenie Kamień z Rosetty oznacza obecnie szczególną wskazówkę do poznania nowej dziedziny wiedzy. Ale kontekst jest problemem, ponieważ daleka przeszłość jest niedostępna. Zatem po prostu robimy projekcję naszej współczesności na przeszłe dzieje, i tworzymy historie zaspokajające nasze pragnienie porządku i pewności. Nauka o kometach i egiptologia wciąż obfitują w tajemnice, ale nie występują one w historiach, których tak pewnie się nas uczy.

Tutaj, po lewej mamy artystyczną wizję powierzchni komety przed pierwszym przelotem obok jądra 14 marca 1986. Pokazano lodowe opary buchające w przestrzeń. Pośrodku znajduje się artystyczne wyobrażenie lądownika Philae na powierzchni komety 67 P, która wciąż jest lodowa, ale widać na niej krater i szczeliny. Z prawej widać prawdziwy obraz powierzchni komety 67 P, która jest w rzeczywistości ciemniejsza niż tusz z fotokopiarki. Jednak pomimo nieugiętej rzeczywistości, historyjka o kometach pozostaje niezmieniona. Lód musi się znajdować pod tą skalną powłoką. Jest to ulubiony wykręt astrofizyków, aby mieć mechanizm działania ukryty poza zasięgiem wzroku, albo czarną dziurę, której nie można zweryfikować. Ale tym razem lądownik Philae mógł wysłać wystarczające informacje do zdemaskowania tej wygodnej fikcji.

Wiara w historię komet jako pierwotnych ciał z brudnego lodu jest tak silna, że przy otrzymywaniu danych ukazuje się dysonans poznawczy. A gdy pojazd Rosetta orbituje kometę 67 P w odległości kilkudziesięciu kilometrów, mamy powódź danych. Pośród medialnej wrzawy, jaka nastąpiła po wielokrotnym przyziemieniu lądownika Philae, Eric Hand z magazynu Science spytał, jak na skalistym podłożu mogą zachodzić procesy kometarne. Holger Sierks, główny badacz Systemu Obrazującego OSIRIS, odparł, że jest to coś podobnego do skały, ale nie skała. To jednoznaczne stwierdzenie oparte jest na pomiarze średniej gęstości komety, która jest mniejsza niż połowa gęstości wody. Skała ma gęstość pomiędzy 2,5 a 3 krotnością gęstości wody. Nawet, gdyby kometa była zbudowana z wodnego lodu, jedynym sposobem wytłumaczenia tak małej gęstości jest przyjęcie porowatości jądra. Tak więc harpuny Philae były zaprojektowane do penetracji zbitego śniegu. Całe szczęście, że nie odpaliły, gdyż uderzenie o litą skałę prawdopodobnie wyrzuciłoby lądownik z powrotem w przestrzeń, przed czym ostrzegałem jeszcze przed lądowaniem. Lądownik odbił się wiele razy od powierzchni, zaskakując uczonych, ale na szczęście pozostał na komecie i przesłał użyteczne dane, zanim wyczerpał baterie. Spodziewałem się konfundujących danych na temat wnętrza, wskazujących na zaledwie niewielkie ślady porowatości, potrzebnej do wyjaśnienia niewielkiej zmierzonej gęstości. Możliwe nawet, że kometa posiada wewnętrzne zapadliska, których nie przewiduje model akrecji.

Wyraźna skalistość innych komet i asteroid, które ukazały się podczas poprzednich przelotów, ukazuje selektywną ślepotę, pojawiającą się, gdy informacje nie pasują do naszych przekonań. Dlaczego badacze z ESA są zaskoczeni poszarpanym, skalistym wyglądem 67 P, skoro misja Stardust w roku 2004 pokazała (powyżej) te same struktury?

Szczyty osiągają od kilkudziesięciu do 100 metrów wysokości i mają zróżnicowany kształt, włącznie z iglicami o ostrych szczytach, bliskich granicy rozdzielczości zdjęć. Szczyty nie są spodziewanymi formami terenu na prymitywnych ciałach, i ich pochodzenie na Wild 2 jest tajemnicą.

To zdjęcie komety Halley'a zostało zrobione 14 marca 1986 podczas przelotu należącej do ESA sondy Giotto. © MPS.

Będzie zatem pouczającym ponowne przyjrzenie się komentarzom poczynionym podczas pierwszego bliskiego przelotu koło jądra aktywnej komety, które miało miejsce przy komecie Halleya w marcu 1986. Redaktor pisma Nature, John Maddox napisał w suplemencie 15 maja 1986, odnosząc się do pierwszych rezultatów: to ma sens, nawet w nauce, gdy zasada dziennikarska mówi, że pierwsze wrażenia mają swoją wartość. Powiedziałbym, że pierwsze wrażenia są bezcenne, ponieważ wyrażone zaskoczenie nie jest przefiltrowane przez późniejsze nakłanianie się do jedynej słusznej prawdy. Maddox podsumowuje pierwszy raport: To, co się wyłania z tego sympozjum publikacji, to zaskakująca złożoność środowiska komety Halleya. Nikt nie był w stanie lub nie miał odwagi wyjść z pudełka i zasugerować, że nowe odkrycia przeczą starej historii o gazie i pyle wydmuchiwanym z lodowej komety w wietrze słonecznym. Nie ma ani jednej wzmianki o naukowcach z XIX wieku, którzy porównywali wygląd komety z zachowaniem nisko napięciowego wyładowania elektrycznego w tubie Geisslera. Ten model jest prosty i ma sens. Ale uczeni ery kosmicznej są indoktrynowani, że elektryczność nie gra roli w przestrzeni kosmicznej. Tymczasem rezultaty nie są zaskoczeniem dla niewielkiej grupki naukowców, którzy przez dekadę lub więcej publikowali, z konieczności w mroku, model Słońca i komet jako ciał rozładowujących się elektrycznie. Byli to pionierzy Elektrycznego Wszechświata, którzy postrzegali komety jako podstawowy sprawdzian tego paradygmatu.

Uczy się nas, że komety są pierwotnymi odpadkami pyłu międzygwiezdnego i lodu wodnego, z którego uformowało się Słońce i planety. Dziwaczne wideo opublikowane przez ESA przekazuje nam, że ziemskie oceany zostały napełnione wodą z komet. Zupełnie bezsensownie ESA wydała 10 listopada raport zatytułowany Debata nad pochodzeniem ziemskich oceanów, który dyskredytuje to pojęcie. Odkryto, że współczynnik D/H (deuteru do wodoru) pochodzącego z komety 67 P jest trzykrotnie większy, niż w oceanach. Zatem teraz uwaga poszukiwania źródła wody dla oceanów skupiona jest na asteroidach, ponieważ meteoryty są traktowane jako pochodzące z asteroid i mają przeważnie współczynnik D/H podobny o ziemskiego. Jest to typowa odpowiedź na przeczące dowody w astronomii. Mit musi być podtrzymywany nawet mimo tak małej ilości wody, widocznej na powierzchniach komet i asteroid. Aczkolwiek, używanie deuteru jako znacznika bazuje na założeniu co do jego genezy w hipotetycznym Wielkim Wybuchu i zniszczeniu w gwiezdnej nukleogenezie, które to obydwie rzeczy są nieweryfikowalne.

Wracając do komety Halleya w 1986 roku, uważa się, że molekuły wody sublimują (z ciała stałego zmieniają się bezpośrednio w gaz) z jądra komety pod wpływem ciepła słonecznego. Później, światło ultrafioletowe ze Słońca ma rozdzielać cząsteczki wody na wodór H i resztę OH. Zatem w pobliżu jądra powinniśmy się spodziewać większej ilości H2O niż OH. Niemniej jednak pojazd Vega 2 wykrył sytuację odwrotną, która może oznaczać istnienie innych źródeł OH niż H2O. Odkrycie to popiera model Elektrycznego Kosmosu, który traktuje jądro komety jako odłamek powierzchni planety. Ich skaliste powierzchnie są obrabiane elektrycznie przez zimną odmianę koronowego wyładowania katodowego. Elektryczność jest dostarczana z ruchu komety w słabym polu elektrycznym plazmy słonecznej (które odpowiedzialne jest również za przyspieszanie wiatru słonecznego od Słońca, mimo jego ogromnej grawitacji). OH jest w łatwy sposób produkowane z gliny i minerałów skalnych przez wyładowanie elektryczne.

Niewielkie rozmiary cząsteczek pyłu z komety Halleya były zaskoczeniem.

Widmo masowe cząstek pyłu nie zawierało spodziewanego obcięcia przy 10-14 gm. Zamiast tego zmniejszało się do 10-16 gm. Najbardziej uderzającym zjawiskiem jest obfitość lekkich cząsteczek. W rzeczy samej, pierwsze cząsteczki napotkane na granicy komy miały najmniejsze masy, zamiast mieć większych mas, jak przewiduje model fontannowy, wprowadzony po raz pierwszy przez Eddingtona i rozwijany później w celu przewidzenia rozkładu masy w pyle kometarnym.
Lekkie cząsteczki pasują do elektrycznego pylenia powierzchniowych atomów i cząsteczek, ale nie do standardowego modelu dżetów gazu, rozpraszających międzygwiezdny pył, uwięziony w brudnym lodzie. Elektryczne zbijanie rozpylonych atomów i molekuł daje ekstremalną puszystość cząstek pyłu, zauważoną przez naukowców misji Rosetta. Daje to jednak zwodnicze wyobrażenie na temat składu i struktury komet. Jak twierdził model fontannowy, Eddingtona, koma jest silnie dynamiczna tak w przestrzeni, jak i w czasie, sugerując złożoną strukturę zlokalizowanych regionów emisji pyłu z jądra twierdzi pewien raport. Gaz uchodzi w próżnię raczej eksplozywnie, niż w postaci fontann. Taki model gazowy nie może wyjaśnić malutkiego jądra komety, które w pobliżu peryhelium może wytworzyć koronę wodorową większą niż Słońce.

Kometa Halleya posiada dużą prędkość produkcji pyłu i gazu, porównywalną do tej dla nowych komet. Może więc nam więcej powiedzieć o energetycznych zjawiskach, niż krótkookresowa 67 P. Kamera wysokiej rozdzielczości sondy Giotto, obrazująca jądro, doświadczyła awarii zasilania 12 sekund przed najbliższym podejściem do komety. Ale po raz pierwszy pokazano, że jądro komety ma kratery a jego emisje są skoncentrowane w energetycznych dżetach. Niezdolność do zaakceptowania tych drażliwych danych ujawnia się w łagodnych artystycznych malunkach jądra komety w wiadomościach naukowych, których wygląd nie ma żadnego związku z rzeczywistością. Awaria systemu zasilania może mieć proste wyjaśnienie powiązane z elektrycznym ładowaniem się pojazdu w wysoce aktywnym środowisku komety.

Minęło 28 lat, odkąd kometa Halleya została sfotografowana w ogniu aktywności. Na łamach Nature opublikowano szczegóły na temat dwóch jej zdjęć. Pierwsze wykonane z odległości 4,910 km pokazuje źródło jasnego dżetu pyłowego.

Zapadnięte obszary w regionie źródłowym mierzą ~0,5 km i wydają się być źródłem małych dżetów, formujących duży dżet.Obszar, w którym ma początek duży pakiet dżetów pokazuje zapieczone struktury przypominające kratery, z których każdy okazuje się być źródłem skupionego dżetu.
Łączenie się dżetów gazu w pojedynczy większy dżet nie jest charakterystyczne dla gazów uciekających przez postrzępione dziury w próżnię. Jest to jednak specyficzne dla równoległych prądów elektrycznych, zgodnie z prawem Ampere'a. Co zauważalne, 67 P posiada wypieczone okrągłe kratery, które zaskoczyły zespół misji Rosetta - był to dowód, że mit komet jest silniejszy, niż udokumentowane dowody.

Podkreśla to najbliższe zdjęcie jądra komety (powyżej), zrobione zanim awaria zasilania wyłączyła kamerę Giotto. Widzimy na nim źródło dżetu w wysokiej rozdzielczości, z odległości 22220 km. Słońce znajduje się na górze po lewej, 29° nad poziomem i 4° za płaszczyzną zdjęcia. Rozmiar klatki to 3,7 km. Źródłem dżetu są jasne plamki, jak te obserwowane na powierzchni katody w laboratorium. Nie ma szczelin sugerujących gaz.

Co interesujące, mając gładkie, wypełnione pyłem regiony komety 67 P, raport dt komety Halleya stwierdza:

Cząstki pyłu wydają się być wymiatane w pobliżu powierzchni ku nocnej stronie.
Okazało się, że kometa Halleya jest najciemniejszym obiektem w Układzie Słonecznym.
Duża ilość C+ w komie wskazuje na niespodziewane źródło atomów węgla.Wielkim zaskoczeniem jest obfitość sygnałów od jonów C+.
Fotodysocjacja i fotojonizacja węgla nie może być źródłem wszystkich jonów C+. Albo istnieje nieznany mechanizm jonizacji, albo źródło atomowego węgla w komie komety Halleya. Może to być odpowiedzialne za niezwykłą ciemność komet, przykrytych sproszkowanym węglem z powierzchniowych minerałów i wyekstrahowanych elektrycznie z jądra jako absorbujące światło puszyste cząstki pyłu. Pokazano również dowody na złożone minerały w jądrze. Obecne są również jony o większej masie atomowej, odpowiadają one przypuszczalnie różnym węglowodorom, metalom ciężkim z grupy żelaza i związkom siarki. Jest to spodziewane po pyleniu ze skalnych minerałów.

Standardowy model komet nie zostawia miejsca energii elektrycznej, co prowadzi do wielu zaskoczeń.

Przy najbliższym podejściu Giotto do jądra, plazma produkowana przez zderzenia z gazem i pyłem była znacznie bardziej energetyczna, niż się spodziewano. Grupy hydroksylowe (O+, OH+, H3O+) zostały przez różne instrumenty sondy Giotto rozpoznane jako główny składnik w zewnętrznej atmosferze komety Halleya. Zatem, jony grup hydroksylowych były spodziewanym podnoszącym się składnikiem dominującym. Aczkolwiek energie tych i innych rodzajów jonów wyglądają na pochodzące od wiatru słonecznego, co pokazuje, że proces podnoszenia jest niewystarczający do wytłumaczenia obserwowanych przepływów cząsteczek o wysokiej energii, a zatem należy zapostulować inny mechanizm przyspieszania.

Prostą odpowiedzią byłoby pole elektryczne, skoncentrowane na naładowanej komecie.

Pierwsze wyraźne dowody na ciągłą obecność wariacji pola magnetycznego sygnalizowały obecność komety już w odległości 2 milionów km.
Podobne odkrycie zaraportowano w 1997 dla ogona plazmowego Wenus podczas słabej koniunkcji, który sięga orbity Ziemi, czyli na odległość 45 mln km.
Standardowi fizycy mówią, że wąskie strumienie plazmy są niestabilne i powinny szybko zanikać. Żaden nie potrafi na razie wyjaśnić ich spójności na przestrzeni dziesiątek milionów kilometrów.
Owe zwiewne struktury plazmowe są zrozumiałe, jeżeli przyjmiemy, że wariacje pola magnetycznego są efektem prądu elektrycznego, płynącego między kometą lub planetą a obwodem słonecznym. Komety będące zaledwie sublimującym lodem, którego cząstki następnie rozpadają się w zderzeniu z wiatrem słonecznym, nie wyjaśniają dobrze (albo wcale) żadnego z tych zachowań.

Zrozumiały konflikt pomiędzy teorią a obserwacjami jest fundamentalnie ważny dla elektrycznego modelu komet, który przewiduje kryzys w fizyce. skoro tak, będzie pouczającym zobaczyć, jak się do tego podchodzi; być świadkiem, jak intelektualna bezwładność hamuje postęp naukowy. Profesor Mike Yarborough z DC Davies z Sacramento napisał 20 listopada dla Nature:

Zbyt często naukowcy nie biorą pod uwagę potrzeby ulepszeń, gdyż dobrze im z ich wiarą w naukową samo-poprawność. Jest to zły pomysł.
Historia nauki uwypukla twierdzenia o samo-poprawności jako mit. Mogą minąć stulecia, podczas których eksperci będą się kurczowo trzymać dogmatu. Nauka jest tworzona przez zwykłych śmiertelników, których samozadowolenie jest związane z twierdzeniami o kompetencji. Eksperci wykazują silną tendencję do tworzenia ekskluzywnych gildii, które opierają się rewolucyjnym zmianom. Niektórzy naukowcy dostrzegają, jakie rodzi to problemy, i nawołuje do bardziej interdyscyplinarnego nauczania. To na tej podstawie zbudowano model Elektrycznego Wszechświata.

Historia pokazała, że wiele rewolucyjnych przełomów pochodziło od indywidualistów, często samouków, wybitnych outsiderów, którzy patrzyli na problem oczami początkującego. Ale od czasu wojen światowych na początku XX stulecia, szlauf rządowy, fundujący zinstytucjonalizowaną naukę i edukację, wraz z martwą ręką peer review, pracuje nad wykluczeniem innowatorów. Można powiedzieć, że na skutek tego przez ostatnie stulecie nie dokonał się żaden fundamentalny przełom. Sugeruję również, że po brutalnej rzeczywistości ludzkiego szaleństwa, uwolnionego na wojnie, nauka utraciła realizm i piękno. Dzisiejsza surrealistyczna fizyka jest zhiperbolizowana jako nonsens w filmie Interstellar, o którym mówi się bez cienia wstydu, że jest oparty na prawdziwej nauce. Prawdziwa nauka nie potrafi dziś wyjaśnić, czym jest energia, czym jest materia, dlaczego materia ma masę, w jaki sposób posiada energię, lub jak materia może zakrzywiać przestrzeń w jakimś niefizycznym wymiarze, co jakoś opisuje efekt grawitacji. Aby znaleźć tunel w przestrzeni, rozglądaj się za wychodzącym z niego robakiem!

Jest to prawdziwe źródło poznawczej niestrawności, doświadczanej przez zespół misji Rosetta, i jest to fundamentalne wyzwanie dla fizyków. Lekcją do nauczenia jest prawdziwe znaczenie E = mc2. Masa i energia są własnościami materii. Masa jest zmienną energetyczną zależną od obecności innej masy i natężeń elektrycznych w otoczeniu. Masa nie oznacza ilości materii. Tylko dlatego, że słowa te zaczynają się na m nie oznacza, że są substytutami w równaniu masy-energii. Obliczona masa komety 67 P nie może nam powiedzieć, z czego jest zbudowana. Skoro wygląda jak skała, najbezpieczniej będzie powiedzieć, że jest skałą! Nie ma potrzeby uciekania się do porowatości na wytłumaczenie małej gęstości. Model elektryczny sugeruje nawet pustkę w środku jako jedną z możliwości.

Wróćmy więc do misji Rosetta i zobaczmy komentarze badaczy w podsumowaniach prasowych dzień po lądowaniu lądownika Philae na powierzchni 67 P. W tym samym kontekście, ostrzegającym, że nauka niekoniecznie jest samo-poprawna, jest raport 64 godziny nauki z Philae. Znajdują się w nim pierwsze panoramiczne zdjęcia z kamery CIVA (Comet Nucleus Infra­red and Visible Analyser), pokazujące powierzchnie pokrytą pyłem i okruchami, ze skalistym materiałem różnych rozmiarów. Jest znacznie bardziej surowe, niż myśleliśmy powiedział Stephan Ulamec, menedżer projektu Philae. Dane z innego instrumentu, MUPUSa (Multi-purpose Sensors for Surface and Sub-Surface Science), w skład którego wchodził młotek wielkości puszki Coca-Coli na szczycie 40-cm wysięgnika, ujawniły zaskakujące rzeczy: kometa zdawała się mieć twardy lód pod 10-20 cm warstwą pyłu, którego młotek nie mógł spenetrować. Spodziewaliśmy się miększej warstwy, o konsystencji zbitego śniegu, albo kredy powiedział Timal Spohn, główny badacz MUPUSa.

Twardość warstwy podpowierzchniowej powinna, wraz z pomiarami temperatury, pomóc naukowcom poskładać do kupy mechanizm powstawania gazowo pyłowej komy komety. Ale trzeba to pogodzić z niską gęstości komety, mówi Spohn. Może być tak, że lód jest porowaty, albo że twardość jest specyficzna akurat dla tego ciemnego, zimnego rejonu, w którym spoczął Philae.

Holger Sierks powiedział: Materiał dużej wytrzymałości nas zaskoczył. Z tym obrazem pyłu powracającego na powierzchnię, tworząc porowate warstwy, nie jesteśmy w stanie wyjaśnić wielokrotnych przyziemień. Jst to podobny do skały materiał, ale nie skała. Widzimy również ten materiał prześwitujący w miejscach, gdzie pył został wydmuchany lub opadł, odsłaniając wytrzymalszy materiał, i jest to coś, co możemy rozważać jako przyczynę ponownych przyziemień.

Jeżeli nie jest to zaledwie światło odbite od powierzchni wyczyszczonej i zrytej przez wyładowanie elektryczne, wówczas spodziewam się, że ten świecący materiał to aktywne wyładowanie koronowe z komety. Jeśli tak, są to przypuszczalnie żarzenia wyładowań koronowych z jasnymi punktami aktywnych plam katodowych.


Zmienia się już oficjalny język. NASA opublikowała w piątek 12 artykuł zatytułowany Odłamki skalnej komety, co wygląda na próbę wprowadzenia skalnych komet do leksykonu astronomicznego. Jak czytamy w artykule, skaliste komety są jednym z nowym rodzajem obiektów omawianym przez astronomów. Jest to asteroida zbliżająca się bardzo blisko do Słońca - tak blisko, że ciepło słoneczne wypala pyliste odłamki z powierzchni. Skalne komety mogą więc mieć podobne do kometarnych ogony, które dają deszcz meteorów na ziemi. Ale rozróżnienie pomiędzy kometami a asteroidami jest niejednoznaczne. Asteroida 3200 Faeton przypomina planetoidę głównego pasa, Pallas, i podchodzi do Słońca bliżej, niż jakakolwiek inna nazwana asteroida. Niemniej, Faeton wykazuje anomalną jasność w peryhelium, i wykazywała przysadzisty ogon pyłowy tuż po peryhelium w 2009 i 2012. Jak inne komety, Faeton wydaje się być źródłem największego roju meteorów - geminidów, co podnosi kwestię, jak asteroida ta traci masę. Czy może tak być, że ogony komet i asteroid mają więcej wspólnego z wyładowaniem plazmowym w pobliżu Słońca, niż z sublimującym lodem? Skąpstwo hipotez sugeruje, że podobnie jak w przypadku komet, ogon pyłowy asteroidy 3200 Faeton jest łatwy do wyjaśnienia przy pomocy skrawania elektrycznego, niż, jak opisuje powszechnie opowiadana historia, gdy intensywne ciepło słoneczne wysadza skalną powierzchnię asteroidy, powodując, że 3200 Faeton śle meteory niczym niedopałki, wypluwane z buchającego ognia. Gdzie sa lotne substancje powodujące wypluwanie? co więcej, te niedopałki powinny dawno ulecieć.

Będzie to interesujące patrzeć, czy ten artykuł jest pierwszą próbą zachowania twarzy poprzez ponowne przepisanie historii. Eksperci żądają kontroli nad narracją. Jest to łatwe, gdy historia zamyka się w jednej dyscyplinie. Ale jeśli komety okazują się być litą skałą o niskiej porowatości i małej masie, jest to podstawowa wskazówka dla fizyki, która zmieni wszystko.

Amerykańska Unia Geofizyczna miała w tym tygodniu swoje spotkanie Fall 2014 w San Francisco. Pierwszymi wynikami misji Rosetta będą się dzielić 17-tego. Obserwujmy język asymilacji idei Elektrycznego Wszechświata. Komety nie mają twardej powłoki przykrywającej lodowe wnętrze. Nie ma innej różnicy pomiędzy kometami a skalnymi asteroidami, poza silnie wydłużonymi orbitami komet, które prowadzą je daleko od naszej naelektryzowanej gwiazdy i w jej pobliże, co skutkuje energetycznymi wyładowaniami elektrycznymi. Elektryczny model komet, zaproponowany po raz pierwszy w XIX w, jest mocno spóźniony w uznaniu go za pierwszy krok realnego, zamiast wyimaginowanego, kontekstu nauki trzeciego tysiąclecia. Tylko wówczas Rosetta może być w zgodzie ze swoją nazwą. Kosmologia Elektrycznego Wszechświata jest fundamentalną poprawką, opóźnioną dogmatami o całe stulecie.


Wal Thornhill

Przetłumaczono z: http://www.holoscience.com/wp/congratulations-rosetta-shame-about-the-science/

poniedziałek, 15 grudnia 2014

Krzysztof Michalik w Niezależnej Telewizji

Powiadomił mnie niedawno stały czytelnik, że Pan Krzysztof Michalik, polski naukowiec informatyk, udzielił niedawno paru popularyzujących Elektryczny Wszechświat wywiadów dla Niezależnej Telewizji (NTV). Wywiady te są dostępne na YT. Mógłbym je tu zalinkować bezpośrednio, niemniej pan Krzysztof zrobił to lepiej na swoim blogu, dodając do każdego linku odpowiednie streszczenie. Załączam zatem odnośniki do odpowiednich wpisów. Pomimo ich angielskich tytułów, ich treść jest po poslku, jak i same wywiady, oczywiście ;-).

MEDIA: NTV television on Plasma Cosmology and Electric Universe, Part 1

MEDIA: NTV television on Plasma Cosmology and Electric Universe, Part 2

MEDIA: NTV television on plasma cosmology and Electric Universe, Part 3

MEDIA: NTV television on plasma cosmology and Electric Universe, Part 4

MEDIA: NTV television on plasma cosmology and Electric Universe, Part 5 and last

Czarny piorun

Wytrysk w częstotliwościach radiowych, wychodzący z galaktyki IC 310. Źródło: ESO.

14 listopada 2014

Ze sztormu czarnej dziury gwałtownie wybuchają promienie gamma.

Niezwykle potężny rozbłysk promieni gamma został niedawno zarejestrowany przez teleskopy MAGIC na Wyspach Kanaryjskich. Najbardziej znaczącą obserwacją był widoczny gwałtowny przepływ promieniowania. Innymi słowy, promienie gamma zaiskrzyły jak piorun. Zgodnie z doniesieniem prasowym, cząsteczki przyspieszyły w w niezwykle wąskim regionie, najprawdopodobniej z silnych pól elektrycznych.

Należy zaznaczyć, że czarne dziury są zjawiskiem implikowanym. Nigdy nie zarejestrował ich żaden instrument. Polega to na założeniu, że materia jest przyspieszana i kompresowana przez pole grawitacyjne czarnej dziury, dopóki nie zostanie całkowicie zniszczona na tak zwanym horyzoncie zdarzeń. Założenie to wpływa na wszelkie idee dotyczące zachowania się Wszechświata w skali galaktycznej, jako że przyjmuje się, iż 98% wszystkich galaktyk zawiera supermasywne czarne dziury (SMBH).

Dżety naładowanych cząstek, wylatujące z IC 310 są traktowane przez astronomów jako wynik energii obrotowej, wytwarzanej przez SMBH w jej centrum. Teorie konwencjonalne mówią, że grawitacja jest dominującą siłą we Wszechświecie, więc każda anomalia jest naginana do obowiązujących reguł teorii. Tak wąski punkt widzenia poskutkował publikacjami naukowymi, których wspólnym refrenem są zagadki i niespodziewane wyniki. Chociaż dane z MAGIC sprowokowały komentarze zdające się sugerować aktywność elektryczną, jako podstawę zjawisk zachodzących w IC 310, konkluzją są efekty kinetyczne, takie, jak moment kątowy zasilający ten dżet radiowy i wybuchy promieni gamma.

Uważa się, że dżety i rozbłyski z galaktyk spowodowane są gwiazdami, które zbyt blisko przechodzą centralnej czarnej dziury, gdzie są rozrywane przez siły pływowe lub energię obrotową. Większość gazów gwiazdy ucieka, ale niewielka część jest przechwytywana potężną grawitacją i formuje obracający się dysk. Bliżej czarnej dziury, ciepło wydzielane przez molekularne zderzenia rozrywa atomy, przez co dysk świeci dalekim ultrafioletem oraz promieniami rentgena. Gdy materia wpada do czarnej dziury, pojawia się rozbłysk gamma.

Orędownicy Elektrycznego Wszechświata proponują, że prąd elektryczny w plazmie generuje pola magnetyczne, które zawężają obszar przepływu ładunku. Jak wskazano w poprzednim Zdjęciu Dnia, ściśnięty kanał nazywany jest skurczem Benneta, lub skurczem-z. Skurczone elektryczne włókna pozostaje spójne na duże odległości, owijając się wokół siebie, przybierają helikalne struktury, mogące przenosić energię przez kosmos. To właśnie te włókna są dżetami widocznymi w galaktykach i gwiazdach.

Nie potrzeba gigantycznych mas, skompresowanych do malutkich rozmiarów, a owe rozbłyski i dżety są łatwo wyjaśnialne przez właściwe modele eksperymentalne. Istnieją inne czynniki, które należy rozważyć, analizując z kosmosu, zanim przejdzie się do super gęstych obiektów oraz innych fantastycznych obiektów, jako przyczyn.

Nie ma dowodów na to, że można ścisnąć materię do niemal nieskończonej gęstości. Skurcze-z we włóknach plazmowych tworzą plazmoidy. Elektryczność odpowiedzialna jest za powstawanie gwiazd i galaktyk. Gdy gęstość prądu robi się zbyt duża, warstwy podwójne obwodu w katastrofalny sposób uwalniają swoją nadmiarową energię i pojawiają się jako rozbłyski gamma, rentgena lub ultrafioletu.

Teleskopy na podczerwień i promienie rentgena potwierdziły istnienie w sercu Drogi Mlecznej plazmoidów ze skupionej plazmy. Ta wysokoenergetyczna formacja jest rzeczywistą siłą w naszym obwodzie galaktycznym. Ponieważ pył blokuje światło widzialne, nie można było zobaczyć rdzenia, dopóki nie wynaleziono teleskopów widzących w podczerwieni i rentgenie, które to promieniowanie penetruje kurz. Promieniowanie z plazmoidu Drogi mlecznej jest typowe dla bardzo wzbudzonych gwiazd, co oznacza niezwykle silne natężenia elektryczne. Silne pole elektryczne plazmoidu działa jak akcelerator cząstek. Elektrony, przyspieszone do wysokich prędkości, wirują wzdłuż pola magnetycznego, emitując promienie o dużej częstotliwości.

W obwodzie galaktycznym, prąd elektryczny płynie dośrodkowo, wzdłuż ramion spiralnych, powodując świecenie gwiazd, i jest koncentrowany i przechowywany w centralnym plazmoidzie. Gdy plazmoid osiągnie krytyczną gęstość, rozładowywuje się, z reguły wzdłuż osi rotacji galaktyki. Proces ten można zreplikować w laboratorium przy pomocy skupiacza plazmowego.

Tak więc, mimo błędnych pomysłów na narodziny z wirującego pola grawitacyjnego, może być tak, że w centrum IC 310 mamy rozbłyski piorunów.


Stephen Smith

Przetłumaczono z https://www.thunderbolts.info/wp/2014/11/14/black-lightning/

niedziela, 14 grudnia 2014

Piorynu Bogów - Film

Dostępny jest na YT polska wersja filmu Pioruny Bogów - od którego rozpocząłem swoją przygodę z Elektrycznym Wszechświatem. Występuje w dwóch wersjach - pokawałkowanej z napisami, i całościowej - lektorem IVONA, co mnie osobiście zraża, ale niektórym może bardziej odpowiadać.

Wersja z napisami

Wersja z lektorem IVONA

Spolaryzowana Droga Mleczna

Spolaryzowane światło Drogi mlecznej. Źródło: ESA oraz Planck Collaboration

13 listopada 2014

Pole elektromagnetyczne prowadzi światło w określony sposób

Obraz powyżej pochodzi z satelity Planck, obecnie niefunkcjonującego, wystrzelonego przez Europejską Agencję Kosmiczną (ESA) w maju 2005, wraz z Obserwatorium Kosmicznym Herschela, które również niedawno zakończyło misję.

Zgodnie z informacjami z ESA, misja Planck została rozłożona na szereg części: ustalenie z wysoką precyzją wielkoskalowych właściwości Wszechświata, sprawdzenie teorii inflacji, poszukiwanie pierwotnych fal grawitacyjnych, poszukiwanie defektów w przestrzeni, studiowanie początków struktur widocznych we Wszechświecie oraz studiowanie naszej galaktyki, oraz innych galaktyk, w mikrofalach.

Planck użył swoich detektorów do badania światła spolaryzowanego, docierającego do nas z różnych części Drogi Mlecznej. Zgodnie z niedawnym doniesieniem prasowym, małe ziarnka pyłu, mające obracać się miliony razy na sekundę, są ściskane polem magnetycznym, które zmusza je do przybrania postaci ułożonych wzdłuż pola kanałów, wzdłuż których emitowane jest światło. To powoduje, że jest ono spolaryzowane. Aczkolwiek, czy informacja ta może być istotna dla innego wytłumaczenia, obejmującego aktywność elektryczną?

Dane z Kosmicznego Teleskopu Promieni Gamma im. Fermiego ujawniły podwójne obłoki promieniowania gamma w kształcie klepsydry, wystające z centralnego zgrubienia Drogi Mlecznej. Każda z tych struktur mierzy około 65 000 lat św. w średnicy. Lejkowate formacje są nieomylną oznaką prądów Birkelanda, ściskających plazmę i naładowany pył w strefę magnetycznej reostrykcji. Silne pole magnetyczne, towarzyszące prądowi Birkelanda, przyspiesza elektrony do niemal świetlnych prędkości. Wzbudzone w ten sposób elektrony emitują promieniowanie synchrotronowe, główne źródło promieniowania gamma w kosmosie.

Orędownicy Elektrycznego Wszechświata wiedzą od dawna, że obłoki radiowe, daleko ponad biegunami aktywnych galaktyk, są oznakami prądów Birkelanda, które często rozchodzą się w luźne włókna, podczas gdy ramiona spiralne w niektórych galaktykach wykazując skręcone pasma materiału, wychodzące z ich jąder.

Wszystkie te włókna są prądami Birkelanda, lecz reprezentują one tylko widoczną część obwodu. W miarę napływania danych z coraz większej ilości teleskopów, takich jak Planck, okazuje się, że Droga Mleczna posiada charakterystykę innych galaktyk ze swojej rodziny. Halo z gwiazd, włóknista struktura, pióropusze promieniowania, mikrofalowa mgła, oraz inne zaobserwowane zjawiska wskazują na naturę elektryczną.

Rotujące granulki pyłu nie są najbardziej prawdopodobnym powodem znalezienia przez sondę Planck spolaryzowanego światła. ESA odnosi się do pola magnetycznego, lecz do istnienia pola magnetycznego musi istnieć pole elektryczne. Jest to siła elektromagnetyczna, nie zaledwie sam magnetyzm, prowadzący fale świetlne. Biorąc pod uwagę wyniki obserwacji Planck'a, polaryzacja w Drodze Mlecznej może być wywołana efektem Zeemana.

Efekt Zeemana nazwany został po Pieterze Zeemenie, jego odkrywcy, duńskim fizyku. Polega on na rozszczepianiu się linii widmowych w obecności pola magnetycznego, i zawiera podwójne lub potrójne rozszczepienie. Bazując na kierunku detekcji, polaryzacja linii będzie inna: polaryzacja kołowa zachodzi przy rotacji podłużnej dla dwóch wysokich i niskich pasmach tripletu, podczas gdy pomiędzy, lub poprzecznie, światło jest spolaryzowane równolegle do pola magnetycznego, a pozostałe dwa pasma są prostopadłe.

Ponieważ Droga Mleczna spleciona jest z włókien elektromagnetycznych prądów Birkelanda, to właśnie one mogą być źródłem polaryzacji, którą zobaczył Planck.


Stephen Smith

Przetłumaczono z https://www.thunderbolts.info/wp/2014/11/12/the-polarized-milky-way-2/

sobota, 13 grudnia 2014

Figury lichtenberga z Demotywatorów

Drobny upominek za cierpliwość wiernych czytelników - znalezione na Demotywatorach.

Źródło: http://demotywatory.pl/4428469/Tak-wyglada-slad-wypalony-przez-zerwana-linie-energetyczna

środa, 12 listopada 2014

Sprawozdanie na bierząco z pracy lądownika Philae

Pod tym adresem znajduje się co jakiś czas odświeżane sprawozdanie z lądowania i pracy lądownika sondy Rosetta, Philae. Jak dotąd, występują liczne anomalie, takie, jak brak stabilizacji - gruntu lub samego lądownika i zaniki sygnału radiowego. Ludzie z zespołu naukowego nie są pewni, co się właściwie dzieje z lądownikiem. Tworzą na bieżąco robocze hipotezy. Cóż, jedno można powiedzieć - my, znający elektryczną naturę Wszechświata, spodziewaliśmy się anomalii. Pytanie, czy mainstream w końcu to dostrzeże.

Sprzeczne gromady

Kompozycja obrazów zrobionych w podczerwieni i rentgenie, przedstawiająca mgławicę Płomień. Źródło: X-ray: NASA/CXC/PSU/K.Getman, E.Feigelson, M.Kuhn & the MYStIX team; Infrared:NASA/JPL-Caltech

11 listopada 2014

Niektóre gromady gwiazd okazują się wywrócone wnętrzem na wierzch.

Pomysły, które przychodzą do głowy pod ostrzałem, pozostają w niej na zawsze.
— Lew Trocki

Mgławica Płomień położona jest w konstelacji Oriona, tuż poniżej trzech gwiazd, tworzących jego pas. Spośród trzech gwiazd, tworzących miecz Oriona, jedna jest w rzeczywistości Mgławicą Oriona, obiektem astronomicznym, będącym tematem poprzednich Zdjęć Dnia. Obie mgławice są częścią Obłoku Molekularnego Oriona, obejmującego również mgławicę Koński Łeb, region powstawania gwiazd Barnard-30, M43 oraz M78.

Zgodnie z niedawnym doniesieniem prasowym, gromada gwiazd w mgławicy, oraz okoliczny region są wywrócone wnętrzem na zewnątrz. Uważa się, że gromady gwiazd tworzą się wpierw wewnątrz mgławicy, gdyż gaz i pył są tam bardziej skoncentrowane. Ponieważ teoria formowania się gwiazd postuluje, że grawitacja koncentruje materię do tego stopnia, ze następuje fuzja, miało to sens. Do teraz.

Gwiazdy, takie jak Słońce, żyją tak, jak w teoriach obejmujących fuzję wodoru. W miarę, jak konsumują paliwo, starzeją się w dobrze wyodrębnionych stadiach: najpierw rodzą się jako gwiazdy typu T-Tauri, następnie dorastają do typu G. Jak można wszędzie przeczytać, gdy zacznie im się kończyć zapas wodoru, ich równowaga hydrostatyczna maleje, powodując kurczenie się jądra, co podnosi jego temperaturę. Przy 100 milionach kelwinów jądro zaczyna konsumować nagromadzony w nim helowy popiół. Podniesiona temperatura oznacza, że w gwieździe tworzy się region spalania helu poza jądrem. Astronomowie wierzą, że gwiazdy w tym stadium ewolucji stają się chłodniejsze, ale jaśniejsze. to dzięki temu mogą określić wiek gwiazdy na podstawie diagramu Hertzsprunga-Russela.

Używając teleskopu rentgenowskiego Chandra, obecnego na orbicie okołoziemskiej, przeanalizowano gwiazdy w mgławicy Płomień, aby określić ich masywność. Łącząc tą informację z obrazem podczerwonym z teleskopu Spitzer, spróbowano na podstawie modeli teoretycznych określić ich wiek. Otrzymane wyniki nie zgadzały się z przewidywaniami. Konstantin Getman z Uniwersytetu w Penn State napisał: Nasze rezultaty są nieintuicyjne. Oznacza to, że musimy intensywniej myśleć i dostarczyć więcej pomysłów na temat formowania się gwiazd podobnych naszemu Słońcu.

Powód, dla którego konwencjonalne idee na temat narodzin gwiazd konfundują, polega na nie braniu przez astrofizyków pod uwagę elektryczności jako czynnika siły sprawczej. W Elektrycznym Wszechświecie grawitacja, gęstość, kompresja i zjawiska mechaniczne są przyćmione przez efekty plazmowe. Gwiazdy nie są kulami wodoru, który zgniata się w hel i promieniowanie elektromagnetyczne na skutek grawitacji. Są raczej miejscami skurczów osiowych plazmy w galaktycznych prądach Birkelanda.

Wyładowanie elektryczne w chmurze plazmy wywołuje warstwy podwójne wzdłuż swojej osi. Po jednej stronie gromadzi się ładunek dodatni, po drugiej ujemny. Pomiędzy nimi tworzy się silne pole elektryczne, a jeśli przepływa przez nią dostatecznie silny prąd, będzie świecić - w przeciwnym razie będzie niewidoczna. Wzdłuż tych arkuszy płynie prąd elektryczny. Ładunki elektryczne spiralują w plazmie, tworząc włókna, lub tuby warstw podwójnych. Włókna przyciągają się, ale zamiast się łączyć, owijają się wokół siebie, stopniowo ściskając się aż do wyładowania w trybie łuku elektrycznego. Gwiazdy rodzą się z takiego elektrycznego rodzicielstwa.

Poprawnym modelem mgławicy jest lampa łukowa, emitująca światło tylko na określonej częstotliwości, zależnie od zawartego w niej gazu. Elektryczność sprawia, że gazowa plazma lampy świeci. Ponieważ więcej niż 90% światła mgławic planetarnych występuje na częstotliwościach zjonizowanego tlenu, mgławice powinny być traktowane jak tlenowe tuby wyłoadowaniowe, a nie kule gazu.

Hipoteza elektrycznych gwiazd rozwiązuje wiele niewytłumaczalnych pomysłów, powstających z braku wiedzy o plazmie i polu elektrycznym w przestrzeni kosmicznej. Gęstość energii elektrycznej w pyłowej plazmie jest największa wzdłuż osi włókien prądu Birkelanda. Prąd powoduje powstanie pola elektromagnetycznego, które ściąga materię do włókien z otaczającej przestrzeni silniej i w większej ilości, niż to potrafi grawitacja. Gdy we włóknie zgromadzi się dosyć materii, zaczyna ona świecić. Gwiazdy rodzą się wzdłuż takich włókien.

Jasne kulki rentgenowskie w mgławicy Płomień są rezultatem włókien elektrycznych, powodujących skurcze osiowe w plazmie. Owe skurcze ulokowane są w różnych miejscach danej mgławicy, niekoniecznie w jej centrum lub na skraju. Ustalenie wieku gwiazd nie jest możliwe przy użyciu konwencjonalnych metod, więc astronomowie zawsze będą znajdować nowe tajemnice w swoich modelach teoretycznych.


Stephen Smith

Przetłumaczono z https://www.thunderbolts.info/wp/2014/11/11/contradictory-clusters-2/

wtorek, 11 listopada 2014

Formacje plazmy

Mgławica protoplanetarna IRAS 13208-6020. Źródło: ESA/Hubble & NASA

10 listopada 2014

Pomiary pokazały, że mgławice mają jeden stopień ponad zerem absolutnym. Mimo to, temperatura ma niewiele do elektryczności.

Dwubiegunowy wypływ jest terminem używanym do opisania struktur mgławicowych, jak ta powyżej, aczkolwiek ich przyczyna pozostaje kłopotliwa dla badających je naukowców. Jedn z teorii mówi o powoli wypływającym materiale gwiazdowym oddziałującym z pyłem i gazem wyrzuconym z wielką prędkością z czerwonego olbrzyma. Czasami przywołuje się pola magnetyczne, ale prąd elektryczny, konieczny do ich powstania, jest pomijany.

Teorie astronomiczne nie dostarczają mechanizmu, który mógłby odpowiadać za formowanie się chmur mgławic oraz ich energetycznych emisji. Nie wiedzą oni, jak gwiazdy wyrzucają swoje zewnętrzne warstwy, albo jak z ich osi obrotu wylatują obłoki materii. Powodem tego braku zrozumienia jest to, że mgławice nie składają się z bezwładnego gazu, gorącego czy zimnego, ale z plazmy.

Zgodnie z teorią Elektrycznego Wszechświata, dwubiegunowe formacje nie są dziwne ani zaskakujące. Zamiast tego, są łatwo wytłumaczalne oraz spodziewane. Od mgławicy do galaktyki, konfiguracje w kształcie klepsydry są sygnaturą prądu elektrycznego płynącego przez plazmę.

Gazy podlegają prawom ruchu kinetycznego Newtona, w których molekuły zderzają się ze sobą, bądź przyspieszają w falach uderzeniowych, pchane innymi cząsteczkami. Z drugiej strony, plazma podlega prawom elektryczności. Gwiazdy rodzą się wewnątrz skręconego prądu Birkelanda, który płynie w obwodzie galaktyki. Efekt reostrykcji ściska plazmę w owe włókna, zapalając gwiazdy oraz formując toroidy elektryczności wokół gwiazdowego równika. To gęstość prądu elektrycznego powoduje świecenie mgławic, nie odbicia czy emisje cieplne.

Mgławice często wykazują wewnątrz swojej klepsydrowatej struktury długie wąsy lub bańki. Zgodnie z konwencjonalnymi teoriami zjawiska te spowodowane są wiatrami gwiazdowymi wiejącymi od gwiazdy macierzystej, uderzającymi w powolniejszy materiał przed sobą. W przypadku IRAS 13208-6020 (oraz innych), nieomylnie widać obecność prądu Birkelanda. Cała konfiguracja odpowiada helisom i słupom, jakie potrafią tworzyć wyładowania elektryczne w plazmie.

W laboratorium plazma tworzy komórki oddzielone cienkimi warstwami przeciwnych ładunków, zwanych warstwami podwójnymi. Czy w mgławicach również może dochodzić do separacji ładunków? Sugestia ta może wymagać długiego czasu na odpowiedź, ponieważ jedynym sposobem wykrycia warstwy podwójnej w kosmosie jest zanurzenie w niej sondy Langmuira.

Chociaż niema jeszcze definitywnej odpowiedzi, adwokaci elektrycznego Wszechświata zakładają, że plazma będzie się zachowywać w przestrzeni kosmicznej tak samo, jak na Ziemi w laboratorium. elektryczne warstwy podwójne, wynikające z separacji ładunków, skłoniły laureata Hannesa Alfvéa do wniosku, że między gwiazdami i galaktykami mają one swoją własną klasyfikację.


Stephen Smith

Przetłumaczono z https://www.thunderbolts.info/wp/2014/11/10/plasma-forms/

Bliscy kuzyni

Krater Sor Juana, około 94 km średnicy. NASA/Johns Hopkins University Applied Physics Laboratory/Carnegie Institution of Washington

7 listopada 2014

Czy Merkury i Księżyc mogą być bliżej spokrewnione, niż pierwotnie sądzono?

18 marca 2011 sonda Messenger (Mercury Surface, Space Environment, Geochemistry and Ranging) weszła na orbitę wokół Merkurego. Ostatnim pojazdem badającym Merkurego był Mariner 10, podczas swojej podruży ku Wenus. Przeleciał on obok Merkurego 29 marca i 21 września 1974 oraz ponownie 16 marca 1975. Aczkolwiek, ponieważ niewszedł na orbitę, jego przyrządy pokładowe zmapowały tylko 45% powierzchni planety.Ponieważ Messenger orbituje wokół Merkurego więcej niż 3 lata, tajemnice Merkurego mogą się teraz doczekać wyjaśnienia.

Merkury intryguje naukowców kosmicznych, gdyż posiada procesy które muszą być dopiero zrozumiane. Łańcuchy kraterów oraz stopione zagłębienia rozciagające się z depresji, szerokie na ponad 60 km. Płaskie środki i pionowe ściany są oznakami, że zostały one zrobione przez łuki elektryczne, nie przez uderzenia meteorów w powierzchnię.

Historia Merkurego jest przypuszczalnie jedną z ekstremalnych. Jego powierzchnia jest silnie pokiereszowana, pełna stromych kanionów, wznoszących się na szereg kilometrów skarp, oraz kraterów penetrujących skorupę kilka kilometrów w głąb. Różnice pomiędzy nizinami a wyżynami wynoszą w niektórych regionach 8 kilometrów. Merkury przypomina Księżyc bardziej, niż jakiekolwiek inne skaliste ciało. Księżyc ma 3475 km średnicy, podczas gdy Merkury - 4880 km. Wydaje się, że oba ciała doświadczyły katastrof w przeszłości, które pozostawiły na nich niemal identyczną topografię.

W poprzednim Zdjęciu Dnia na temat krateru Arystarch, wspomniano, że [jego] otoczenie wykazuje wiele charakterystyk zdarzeń elektrycznych: stopione kratery, wydłuzone kratery oraz łańcuchy kraterów. Naukowcy planetarni preferują traktować te zjawiska jako rezultat upadku materiału wyrzuconego z krateru Arystarch miiony lat temu. Aczkolwiek pleciona natura kraterów tworzących pierścień i obecność teras wewnątrz, przeczą hipotezie impaktu.

Mówi się zwykle, że powierzchnia Merkurego jest przykładem bombardowania meteorytowego. Aczkolwiek, przeważają tam raczej ślady aktywności elektrycznej, niż ślady fal uderzeniowych, przechodzących przez warstwy. większość odłamków na powierzchni Merkurego okazuje się być pozostałościami po upadku materiału wyniesionego eksplozywnie przez wyładowanie plazmowe. Zwykle, jak na zdjęciu na górze, kratery posiadaja niewiele, o ile jakiekolwiek, odłamki je otaczajace. Otoczenie krateru z reguły pozbawione jest głazów czy mniejszych okruchów.

Merkury posiada słabe pole magnetyczne, na powierzchni jego intensywność wynosi 1% ziemksiego. Jego odchylenie od osi polarnej wynosi prawie 500 km. Poniewa średnica Merkurego wynosi 4880 km, rezultatem jest niemal 20% przesunięcie kątowe. Chociaż sądzi się, że Merkury posiada stopiony zewnętrzny rdzeń, nikt nie wie, czy generuje on pole magnetyczne, jak Ziemia, czy pole to jest częścią skorupy, jak na Marsie. nikt nie wie, jak stopiony rdzeń może w ogóle istnieć w Merkurym, skoro planeta wydaje się zimna i martwa. Wnętrze powinno schłodzić się eony temu.

Kolejna teoria mówi, że słabe pole magnetyczne Merkurego spowodowane jest wolną rotacją. Merkury robi obrót w 59 ziemskich dni, czyniąc z siebie najwolniej obracającą się (po Wenus) planetę. Bardziej prawdopodobne jest, że problematyczna teoria dynamo jest błędna. Fizyk Elektrycznego Wszechświata Wal Thornhill twierdzi, że powoli obracające sie naładowane ciało tworzy słabe dipolowe pole magnetyczne. Magnetometr na satelicie powinien pomóc rozwiązać anomalie magnetyczne Merkurego.

Naukowcy z NASA czsto odnoszą się do swoich znalezisk jako do tajemnic, którym trzeba poświęcić lata badań. Źródłem konfucji jest odwrócenie rozumowania. To nie Ziemia powinna być używana do wyjaśnienia Układu Słonecznego. Odnajdywane wszędzie formacje geologiczne dostarczają alternatywny punkt widzenia.


Stephen Smith

Przetłumaczono z https://www.thunderbolts.info/wp/2014/11/07/close-cousins/

poniedziałek, 10 listopada 2014

Galaktyczna błyskawica

Galaktyka M82 w różnych widmach. @ NASA/CXC/SAO/PSU/CMU

5 listopada 2014

Zjawiska plazmowe są skalowalne

Wśród inżynierów elektryków jest powszechnie znane zjawisko poprzecznego prądu towarzyszącemu głównemu kanałowi wyładowania. Ów główny kanał wyładowania jest często widziany przez ludzi jako błyskawica. Spowolnione wideo pokazują, że każdy błysk jest złożonym wydarzeniem. Wiele liderów krokowych zchodzi z chmur, podczas gdy podobne, lecz słabiej widoczne kontakty potencjałowe unoszą się z ziemi. Gdy tylko utworzą się dwa punkty kontaktu, energia elektryczna zgromadzona w kondensatorze chmura-ziemia rozładowuje się, przewodząc prąd z wielu kilometrów kwadratowych.

Na Ziemi, uderzeniu pioruna towarzyszy poprzeczne, lub koronalne wyładowanie, pod kątem prostym do głównego kanału. Wyglądają jak dopływy dołączające do głównego wyładowania. Błyskawica zmusza pobliskie dopływy do ustawiania się równeolegle, ze względu na wystepujące pomiędzy nimi siły elektromagnetyczne. Wyżłobione lub wypalone [wyładowaniem] ślady w różnych materiałach w różnej skali są czasem nazywane figurami Lichtenberga.

Figury Lichtenberga zostały nazwane po Georgu Christophie Lichtenbergu. Powstają one, gdy wyładowanie uderzy w jakiś materiał na Ziemi - czy to glebę, czy nawet ludzką tkankę. Są one również sztucznie wytwarzane w blokach akrylowego plastiku. Figury Lichtenberga widać również na południowym biegunie Marsa, i odnoszą się do marsjańskich pająków z poprzedniego Zdjęcia Dnia.

Aby zrozumiec powiązanie plazmy kosmicznej z laboratoryjną, należy rozważyć jej skalowalność. Wyładowania plazmowe mogą wyprodukować takie same formacje, niezaleznie od rozmiaru. Te same wzory pojawiają się w laboratorium, jak i w na planetach, wokół gwiazd i wewnątrz galaktyk.

Wewnątrz otoczki z gazu i pyłu wokół komety Holmes 17P zaobserwowano tak zwane wypływy. Pozostawały one w takim samym ułożeniu pomimo szeregu miesięcu podróży: nie obracały się zgodnie z ustawieniem Słońca. Jak wspomniano poprzednio, splecione włókna są oznakami helikalnych prądów Birkelanda.

Naukowcy, analizujący dane z Teleskopu Rentgenowskiego Chandra, odkryli podobne do osnowy struktury, wychodzące z M82, jednej z największych galaktyk gwiazdozbioru Wielkiej Niedźwiedzicy. Włókna te rozciągają się na tysiące lat świetlnych i zawierają grupy gwiazd, otoczone żarzącym się, zjonizowanym gazem. Badacze nazywają te gwałtownie poruszające się grona gwiazd ognistymi kulami, ponieważ wyglądają jak płonące odłamki wystrzeliwane z galaktyki.

Trwanie jest również bezpośrednio powiązane z rozmiarem. Iskry, trwajace kilka mikrosekund w laboratorium mogą być przeskalowane do trwających dekady zjawisk gwiazdowych, lub miliony lat zjawisk galaktycznych. Włókniste kształty pojawiają się niezależnie od tego, gdzie spojrzą badacze. Siły rozciągające się w elektrycznej plazmie, zawartej w skręconych włóknach prądów Birkelanda dominują Wszechświat. Płyną w kosmicznym obwodzie, wchodza w nasze pole widzenia, po czym odlatują w pustkę, obdażone siłami wzajmnego przyciągania na duze dystanse.

Na zdjęciach na górze strony, M82 również wykazuje strumienie materii wyrzucanej płaszczyzny równikowej pod kątem prostym. Czyżby było to wyładowanie koronowe, zjawisko elektryczne powiązanez ziemskimi wyładowaniami, zachodzące w skali lat świetlnych?


Stephen Smith

Przetłumaczono z https://www.thunderbolts.info/wp/2014/11/05/galactic-lightning/

wtorek, 28 października 2014

Przepowiednie dla nauki o kometach po misji Rosetta

Misja Rosetta do komety 67P wciąż jest we wczesnym stadium, ale od pewnego czasu nadchodzą nadzwyczajne odkrycia. Poniżej jest krótki przegląd dotychczasowych kluczowych znalezisk:

Jak w przypadku innych komet, powierzchnia 67P jest czarniejsza niż węgiel drzewny, co jest ciągłym dylematem w nauce o kometach.

Powierzchnia nie wykazuje obserwowalnego lodu wodnego, mimo bezprecedensowych zdjęć wysokiej rozdzielczości bliskiego zasięgu. Jeżeli kometarny wytrysk oznacza wyrzucaną wodę, to powinny pokazać się jej źródła. Rosetta nie dostarczył obserwacji podpowierzchniowego lodu wodnego, absolutnego wymagania popularnej teorii komet.

Jądro ma liczne kratery, włącznie z kołowymi, nakładającymi się na siebie, jak widać to poniżej. Biorąc pod uwagę niezwykłe odległości między kometami w odległej przestrzeni, astronomowie wykluczają zmasowaną produkcję kraterów uderzeniowych, i nawet jedna kolizja byłaby niezwykłym zbiegiem okoliczności.

Rozważając wyjaśnienie na bazie Elektrycznego Wszechświata, poprzez obróbkę wyładowaniem elektrycznym (ang. EDM), spójrzmy na następujący obrazek, przedstawiający formacje kraterów powstałych w tym procesie, opublikowany tutaj.

Kometa ma kształt podwójny, co dyskutowano w szeregu powiadomień w raportach dot. Elektrycznego Wszechświata. Astronomowie przypisują to głównie zderzeniu przy niewielkiej prędkości, które tajemniczo zespoliło ze sobą dwie komety. Ponownie wskazujemy czytelnikom eksperyment dr J. C. Ransona, który zreplikował ten kształt w laboratorium przy pomocy wyładowań elektrycznych na próbce hematytu.

W tajemniczy sposób kometa pokryta jest ostrymi klifami, strzelistymi szczytami, głębokimi dołami głazami każdego rozmiaru. Dramatycznie rzeźbiona powierzchnia zszokowała naukowców misji, chociaż są to bezpośrednie przewidywania modelu elektrycznego, wg którego większość, o ile nie wszystkie, komety zostały elektrycznie odłupane z powierzchni planet w chmurę skalnych odłamków.

Spektroskopowa analiza pokazała, że 67P zaczęła dawać oznaki wody w swojej komie w zaskakująco dużej odległości od Słońca. Tajemnica pogłębił się 23 października, kiedy naukowcy z Uniwersytety w Bernie zaraportowali: Myśleliśmy, że w odległości ponad 3 jednostek astronomicznych kometa będzie sublimować bardzo lotne substancje: tlenek i dwutlenek węgla. Jednakże, poza wszystkimi tymi zapachami ROSINA wykrywa znacznie więcej molekuł, co jest zaskoczeniem. (wersja PDF raportu znajduje się tutaj).

Molekuły obejmują formaldehyd (CH2O), siarczek wodoru (H2S), cyjanek wodoru (HCN), dwutlenek siarki (SO2) oraz dwusiarczek węgla (CS2).

W naszych niedawnych nowinach na temat misji Rosetta odnotowaliśmy, że za oznaki wody w komie komety mogą odpowiadać w istocie procesy elektrochemiczne, nie różniące się od tych zaproponowanych w przejrzanych publikacjach na temat domniemanych zasobów lodu na Merkurym czy wodzie w glebie księżycowej. Jak wyjaśnia Wal Thornhill, wytryski katodowe oddzielają i jonizują atomy tlenu z minerałów na komecie, i przyspieszają ujemne jony w stronę otwartej przestrzeni w postaci wąskich wytrysków. wówczas jony tlenu reagują z protonami wiatru słonecznego, tworząc grupy hydroksylowe, OH, które błędnie interpretuje się jako pozostałości ultrafioletowego rozpadu cząsteczek wody z komety. Dzięki ultrafioletowemu spektrometrowi Rosetty w komie komety znaleziono zarówno tlen jak i wodór.

Rozumiemy, że pracujący naukowcy, jak wszyscy ludzie, operują wewnątrz więzów obowiązującej teorii. Przerażającym jednak jest, że nikt jeszcze nie podniósł publicznie kwestii, czy aktywność komet wywołana jest ciepłem słonecznym.

12 listopada Naukowcy misji przystąpią do zabezpieczania lądownika Philae przy pomocy harpunów i śrub do lodu na ciemniejszej niż węgiel drzewny, pozbawionej lodu powierzchni. niezależnie od tego, czy świdry lądownika z sukcesem spenetrują powierzchnię i zakorzenią go na długo, proponenci Elektrycznego Wszechświata przewidują, że po misji Rosetta nauka o kometach nigdy nie będzie już taka sama.

Historycznie rzecz biorąc, fundamentalne zmiany w ustanowionej teorii mogą być boleśnie powolne. Rozważmy wydarzenia po misji NASA Stardust do komety Wild 2 w 2004. Naukowcy nigdy nie marzyli, że maleńkie fragmenty pyłu komety, przywiezione z powrotem na Ziemię, nie powstały w głębokim mrozie przestrzeni międzygwiezdnej. Sama nazwa misji - Gwiezdny pył - oparta była na założeniu, że że komety składają się z pierwotnej międzygwiezdnej chmury. Niezależnie od tego przyznano, że złożone struktury krystaliczne uformowały się w niezmiernie wysokich temperaturach. Mineralne inkluzje sięgały od anortytu, złożonego z wapnia, sodu, aluminium i krzemianu, do diopsydu, zbudowanego z wapnia, magnezu i krzemianu. Formacje takich minerałów wymagają temperatur rzędu tysięcy stopni.

Kustosz NASA, Michael Zolensky, powiedział: To duże zaskoczenie. Ludzie myśleli, że komety to po prostu zimny materiał, uformowany tam, gdzie rzeczy są... bardzo zimne... Był to rodzaj szoku odnaleźć tam nie jeden, lecz cały ich szereg, co jasno wskazuje, że są one po powszechne w komecie.

Badacze zmuszeni byli wyciągnąć wniosek, że enigmatyczne cząstki uformowały się w przegrzanym regionie w pobliżu Słońca lub innej gwiazdy.W najzimniejszej części Układu Słonecznego znaleźliśmy próbki, które uformowały się w niezmiernie wysokich temperaturach. powiedział David Brownlee, główny badacz misji Stardust. Gdy minerały te się utworzyły, były czerwonymi lub białymi granulkami, a jeszcze zgromadziły się na komecie, Syberii Układu Słonecznego.

Niektórzy naukowcy spekulowali, że być może coś zaszło wewnątrz lub bardzo blisko Słońca w jego fazie formowania, wyrzucając duże ilości materii na peryferie domeny słonecznej (daleko, daleko za orbitą Plutona), na całej drodze do obłoku Oorta. Wóœczas badacze zdali sobie sprawę, że to stworzyłoby mieszanie i przeczyłoby strefowaniu, widocznemu w pasie asteroid. Gdy następuje mieszanie, jak sugerują te wyniki, wówczas jak zachować jakikolwiek rodzaj stref w Układzie Słonecznym? pyta Zolensky. To stwarza dalsze tajemnice.

Raport z 2007 stwierdza, że fragmenty komety Wild 2 utworzyły się w pobliżu Słońca. Strona spacedaily.com pisze:

Analiza izotropowa oraz rentgenowska wskazuje na nabycie gazu w gorącym, silnie zjonizowanym przepływie środowiska mgławicowego blisko młodego Słońca.

Co interesujące, paru naukowców zasugerowało przelotne zdarzenie podgrzewające, jak fala uderzeniowa, lub, wierzcie lub nie, wyładowanie elektryczne w zewnętrznych rejonach dysku protoplanetarnego jako przyczynę anomalii mineralnych w pyle z komety Wild 2. Ale czy te zaproponowane elektryczne powiązania komet z formowaniem się planet będą wystarczające do zainspirowania pytań o podstawy teorii komet?

Astronomowie przyznali niedawno, że standardowa teoria formacji planet zawiodła i wymagana jest nowa. Jak donosi nagłówek Planety w Chaosie z 2 lipca 2014 roku w czasopiśmie Nature: Odkrycie tysięcy układów gwiezdnych krańcowo różnych od naszego zburzyło ideę o formowaniu się planet. Astronomowie poszukują całkowicie nowej teorii. Problemem astronomów jest, że egzoplanety zdają się słuchać swoich własnych reguł. Często obserwowane są planety oraz gwiazdy, które wg standardowej teorii, w której zachodzi grawitacyjny kolaps w wirującej chmurze gazu i pyłu, nie powinny istnieć. Jak głosi zamieszczony w Nature cytat jednego z astronomów, teoria akrecyjnego formowania się planet nie doprowadziła do sukcesu w ekstrapolowaniu tego, co na zewnątrz.

Misja kosmiczna Dawn dodała kolejny wstrząs do teorii formacji planet. Naukowcy teoretyzowali, że asteroida Westa jest planetarnym embrionem, który powstał wraz z Układem Słonecznym. Teoria ta mówi, że asteroida doznała ogromnego podwójnego bombardowania, które wbiło się dziesiątki kilometrów wgłąb i wyniosło materiał na jej powierzchnię. Ponieważ oliwinu jest głównym składnikiem planetarnego płaszcza, badacze spodziewali się znaleźć go pod dostatkiem w pobliżu tak zwanych kraterów pouderzeniowych. Nie znaleziono go. Jak raportuje strona Science Daily, odkrycie to zakwestionowało główny składnik modeli formowania się planet, konkretnie skład oryginalnej chmury materii, która zbierała się, grzała, zlepiała i krystalizowała, aby uformować planety.

Niestety, nie rozważono żadnej możliwości, że asteroida nie jest pierwotna. Ani też żaden teoretyk nie zadał pytania, czy rozpowszechnione kratery, powstające przez eony lat historii, mogą powstawać w jakimkolwiek innym procesie, niż zderzenia. W rzeczywistości powstawanie kraterów impaktowych wydaje się głęboko nieprawdopodobne. Jak w przypadku wielkiego krateru na księżycu Marsa, Fobosie, impakt o wystarczającej energii, aby stworzyć największe kratery na Wespie, z pewnością pokawałkowałby to ciało.

Wstrząsającą prawdą jest to, że nie istnieje spójna i godna zaufania historia narodzin i ewolucji Układu Słonecznego. A teoria komet jest całkowicie w ruchu. Gdy teoretycy zaczną rozważać możliwości poza pierwotnymi kulami śniegu, nie jest nieadekwatnym spodziewać się, że model Elektrycznego Wszechświata zostanie wprowadzony tylnymi drzwiami. Idea komet powstałych przez błyskawice jest tylko jednym przykładem. Możliwych jest teraz wiele innych rzeczy. Zjawiska elektryczne będą wciąż prowokować nowe granice w eksploracji komet, i mamy obecnie wiele powodów, by uważać, że misja Rosetta będzie zapamiętana jako krytyczny zwrot na ścieżce odkryć.


B. Talbott

Przetłumaczono z https://www.thunderbolts.info/wp/2014/10/27/predictions-for-comet-science-after-rosetta/

środa, 10 września 2014

Nieostniejąca woda

Anaglif pokazujący część powierzchni komety 67P/Churyumov-Gerasimenko. Kliknij, aby powiększyć. Źródło: NASA/ESA

5 września 2014

Jak dotąd, lód wodny komety 67P/Churyumov-Gerasimenko pozostaje ukryty.

Nawiązując do niedawnego oświadczenia prasowego, jeden z pokładowych instrumentów sondy Rosetta rejestruje tlen i wodór, otaczające kometę 67P/C-G. ALICE jest trójwymiarowym spektrometrem, zbudowanym do badania kometarnej komy, jak również powierzchni. Jednakowoż wyniki pracy ALICE są frustrujące. Dr Alan Stern, główny badacz oraz stowarzyszony wiceprezydent Southwest Research Institute (SwRI) Space Science and Engineering Division, powiedział: Jesteśmy nieco zaskoczeni, jak bardzo powierzchnia komety pochłania światło, i jak słabe są dowody na obecność wodnego lodu.

Obserwacje te nie są zaskoczeniem dla orędowników modelu elektrycznego. W rzeczywistości jest zaskakującym, że astrofizycy ciągle są w ciemności na temat morfologii komet. Po odwiedzeniu pięciu kometarnych jąder w ciągu ostatnich kilku lat i przekonaniu się, że są gorące, suche i skaliste, jest na prawdę dziwne, że kontynuuje się promowanie modelu brudnej śnieżki.

Niedawne rewelacje na temat komet stają się znacznie łatwiejsze do zrozumienia, jeśli weźmie się pod uwagę teorię elektrycznych komet. Czarne, wypalone jądro (kometa Haley'a), kratery i skalisty krajobraz zamiast pól lodowych (Wild 2), energetyczne wytryski, ogony jonowe, związki siarki, które wymagają wysokich temperatur do powstania oraz wszechobecność drobnego pyłu - wszystko to wskazuje na aktywne działanie elektryczności. Co najważniejsze, para wodna jest w większych ilościach z dala od jądra komety, niż w jego pobliżu - przeciwnie, niż powinno być, gdyby to lód wodny i jego sublimacja powodowały kometarne wytryski.

Już Zdjęcie Dnia z lipca 2004 dostarczyło danych przeczących teorii kometarnych kul śnieżnych. Na przykład, niektóre komety posiadają komy i warkocze jeszcze daleko od Słońca, rzekomym źródeł energii dla wszelkiej aktywności kometarnej. Jeśli Słońce jest tym, co powoduje topnienie lodu wodnego, albo, jak doniesiono w przeszłości, sublimowanie i formowanie wytrysków z zamrożonego dwutlenku węgla, komety za orbitą Jowisza, jak Hale-Bopp, nie powinny wykazywać takich aktywności.

Komety są raczej jak odłamki, pozostałe po katastroficznych zdarzeniach na Ziemi i innych planetach w niedawnej przeszłości, zatem w Układzie Słonecznym mogą być komety złożone z wodnego lodu, jako, że woda oceaniczna również mogła być eksplozywnie wyrzucona na orbitę okołosłoneczną. Aczkolwiek, owych złożonych z wody obiektów dotąd nie zauważono. Wszystkie komety, jak dotąd, złożone są z pyłu i skalistych regolitów, bez śladów lodu wodnego, jak ujawnia to obraz na górze strony.

Teoria elektrycznych komet została zaproponowana przez Ralpha Juergensa we wczesnych latach 1970, jako część jego elektrycznego modelu Słońca. Jego współpracownicy, dr Earl Milton i Wal Thornhill, rozwinęli model po jego przedwczesnej śmierci w 1979. Pierwszy artykuł o elektrycznych kometach pojawił się na stronie Thornhilla w październiku 2001, wraz z jego przewidywania mi wyników misji Deep Impact. Późniejsze artykuły pojawiły się w styczniu 2004, gdy misja Stardust napotkała kometę wild 2. Część wyników eksperymentu misji Deep Impact zaprezentowano w lipcu 2005.

Jak napisał Wal Thornhill: Model Elektrycznego Wszechświata przewiduje, że wszystkie aktywne komety będą wykazywać częste, krótkie wybuchy w różnych punktach na swojej powierzchni. Są to zjawiska wyładowań elektrycznych, znane technicznie jako (zimne) wytryski katodowe.

Iskrzenie katodowe eroduje minerały z powierzchni komety, oraz, jak wyjaśnia Thornhill, potrafią zdysocjować minerały zawierające tlen, a zjonizowane ujemne atomy tlenu wiążą się z dodatnimi atomami wodoru, czyli protonami, z wiatru słonecznego, tworząc hydroksylowe związki OH. Zakłada się podkreśla Thornhill, że te są one rezultatem rozpadu cząstki H2O pod wpływem promieni ultrafioletowych.

Tak długo, jak dominować będzie przestarzały model lodu wodnego, studiowanie zjawisk kometarnych skutkować będzie tajemnicami i zaskoczeniami.

Stephen Smith

Przetłumaczono z https://www.thunderbolts.info/wp/2014/09/05/water-water-nonexistent/

poniedziałek, 8 września 2014

Przepływ słonecznych elektronów

(Z Dodatku C książki Electric Sky D. E. Scotta, Moikamar 2006)

Ciemne elektrony znalezione przez NASA

(ostatnia aktualizacja w czerwcu 2013)

W późnych latach 1970 Ralph Juergens badał[1], w jaki sposób Słońce otrzymuje swoją energię z zewnętrznego przepływu energii elektrycznej. Przystąpił do obliczania liczby dostępnych elektronów, które oddziałując z otrzymanym woltażem Słońca, byłyby wystarczające do wydzielenia mocy, z jaką Słońce emituje energię. Pod koniec 2011, oraz w latach 2012-2013, okazało się, dzięki sondzie Voyager 1, że dane otrzymane przez Juergensa były daleko zaniżone. Również promień heliopauzy jest trzykrotnie większy, niż myślał Juergens. Na skutek tych odkryć, wymagany spadek woltażu katodowego, obliczony przez Juergensa, okazał się o wiele za duży.

Oświadczenie NASA, zatytułowane Voyager dosięgnął nowego obszaru na skraju Układu słonecznego[2] dostarczyło następujących ważnych uaktualnień do założeń Juergensa, użytych w jego ustaleniach:

  • Voyager 1 (dnia 9/9/2011) dotarł do heliopauzy (zewnętrznej powierzchni słonecznej otoczki plazmowej). Jest to w przybliżeniu 1,82264 × 1010 km (18 mld kilometrów lub ~122 AU) od Słońca. nie doniesiono, żeby sonda opuściła granicy i nie weszła w przestrzeń międzygwiezdną, jest to więc najmniejszy oficjalnie ustalony promień heliosfery.
  • Voyager 1 zarejestrował 100-krotne zwiększenie intensywności wysoko energetycznych elektronów, docierających ze wszystkich zakątków galaktyki. Pierwotne ustalenia wynosiły 100 000 na m3. Uaktualniona wielkość wynosi ~107 / m3.
  • Sonda zmierzyła prędkość wiatru słonecznego, i po raz pierwszy okazało się, że wieje on z powrotem, w naszą stronę.

Z pomocą tych nowych danych możemy przeliczyć ilość dostępnych dla modelu elektrycznego elektronów. Stała słoneczna, zdefiniowana jako całościowa energia promieniowania słonecznego, na wszystkich częstotliwościach, padająca na centymetr kwadratowy w odległości Ziemi od Słońca, wynosi 0,137 wata / cm2[3]. Oznacza to, że Słońce musi emitować około 6,5 × 107 W na m2 fotosfery, a całkowita moc Słońca wynosi 4 × 1026 W. Odpowiada to ~42 000 W na cal2.

Jakiekolwiek hipotetyczne wejście musi więc dostarczać moc 4 × 1026 W. Juergens założył, że spadek woltażu katodowego jest rzędu 1010 V. W takim przypadku, moc dzielona przez woltaż daje natężenie 4 × 1016 amperów. Prędkości wiatrów międzygwiezdnych wynoszą[4] od 200 do 1000 km/s. Odpowiada to 2 × 105 do 106 m/s. Załóżmy więc, że efektywna prędkość typowego międzygwiezdnego elektronu wynosi przynajmniej 105 m/s.

W czasie, gdy Juergens dokonywał swoich obliczeń (1979), otrzymany prąd jonizacji gazu międzygwiezdnego wymagał przynajmniej 100 000 wolnych elektronów na m2. Ale w świetle nowych danych (patrz #1 powyżej) liczba ta jest obecnie sto razy większa, i wynosi 107/m3. Losowy prąd elektryczny elektronów niech będzie oznaczony Ir = Nev, gdzie N jest gęstością elektronów na metr sześcienny, e jest ładunkiem elektronu w kulombach, a v jest średnią prędkością (w m/s). Otrzymujemy stąd, że

Ir=Nev=107elektronów×1,6×10-19kulombów/elektron×105m/s

zatem gęstość średniego prądu elektrycznego wynosi około 1,6 × 10-7 A/m2 przez powierzchnię położoną pod dowolnym kątem.

Całkowity prąd elektryczny, który może wyzwolić wyładowanie słoneczne, jest produktem gęstości tego losowego prądu, oraz powierzchni sfery objętej spadkiem katodowym. Mamy obecnie lepsze pomiary, jak wielka jest ta sfera. jej promień wynosi około 2 × 10130, tak więc jej sferyczna powierzchnia zawiera musi być większa niż 5 × 1027m.

Taka powierzchnia może pobierać prąd międzygwiezdnych elektronów rzędu 1,6 × 10-7 razy 5 × 1027m2, co daje 8 × 1020 A (20 000 razy więcej, niż potrzeba!). Oczywiście obliczenia te obejmują wiele przybliżonych wielkości, ale są najlepszymi dostępnymi w dniu dzisiejszym (2012).

Obliczenia te pokazują, że bezzasadne są wnioski, jakoby w środowisku Słońca było za mało elektronów, żeby je zasilić. W rzeczywistości, w obliczu nowych danych z NASA, można teraz zredukować zakładany woltaż Słońca do ~1010 / 16 000 = 0,5 miliona woltów = 500 kV, względnie mało. Na Ziemi istnieją linie transmisyjne, obdarzone większym woltażem[5].

Obserwacje NASA (patrz #2 powyżej), że wiatr słoneczny zawraca (zaczyna wiać w kierunku Słońca) blisko heliopauzy, jest dalszym potwierdzeniem, że analogia pomiędzy zachowaniem Słońca otoczonego plazmą, a zachowaniem się laboratoryjnego gazu (plazmy) w tubie wyładowaniowej, jest poprawna. W takiej tubie, blisko katody, często obserwuje się warstwę elektronów. Warstwa taka tworzy ujemne pole elektryczne (siła na jednostkę ładunku), przyłożone do nośników ładunku dodatniego (jonów dodatnich w wietrze słonecznym). Heliopauza jest wirtualną katodą dla dla plazmowego wyładowania słonecznego.

Standardowy krytycyzm od krytyków modelu elektrycznego Słońca Juergensa brzmiał gdzie są te wszystkie niezbędne przychodzące relatywistyczne elektrony?. Po pierwsze, one wcale nie muszą być (i nie będą) relatywistyczne. Po drugie, okazuje się, że NASA jest w trakcie ich odnajdowania. Być może teoretycy Elektrycznego Wszechświata powinni wydać oświadczenie prasowe, zatytułowane Ciemne elektrony znalezione przez NASA. Z tego powodu ta krótka publikacja nosi taki właśnie podtytuł.

Pierwsze uzupełnienie (2013)

Il. 1. Magnetyczne spirale (prądy) odkryte przez sondę Ulisses.

  1. W obliczeniach ukazanych powyżej jest założenie, że heliopauza zbiera elektrony izotropowo z otaczającej ją plazmy międzygwiezdnej. W świetle danych uzyskanych przez sondę Ulisses (1998-2008) wiadomo teraz, że nad biegunami Słońca istnieje silne pole magnetyczne. Takie spiralne pola nie mogłyby istnieć bez silnych spiralnych prądów elektrycznych. Spirale te wyraźnie stają się węższe (bardziej gęste) w miarę zbliżania się do powierzchni Słońca. Wnioskujemy więc, że biegunowe regiony słońca mogą doświadczać znacznie wyższych gęstości prądu, niż regiony równikowe. Zatem nie tylko nośniki ładunku są dostępne, ale również zaczynamy mieć pojęcie, gdzie i jak się dostają do Słońca.
  2. Obliczenia zaprezentowane w pierwszej części tego raportu wskazują, że heliopauza może pobierać nawet 20 000 razy więcej elektronów, niż jest potrzebne do elektrycznego zasilenia Słońca. Logicznym wnioskiem jest, że tylko 1/20 000 elektronów w pobliżu Słońca musi ku niemu dryfować.
  3. Plazma posiada tak zwaną częstotliwość plazmową, Nawet po tym, jak elektron zostaje uwolniony z atomu (dając zjonizowaną parę jon-elektron), elektron ma tendencję do oscylowania wokół jonu z określoną częstotliwością. Elektron może swobodnie dryfować od centrum jonu, ale często kontynuuje swój taniec wokół niego, dopóki nie przeskoczy w pobliże innego jonu. Wyobraźmy sobie zbiór 20 000 (zjonizowanych) par jon-elektron w plazmie, w której tylko jeden na raz przeskakuje (dryfuje) ku innemu jonowi. Rozległe może tańczących (w ruchach Browna) elektronów łatwo kamufluje ruch dryfu jednego na 20 000 elektronów. To dlatego krytycy modelu Juergensa mówią często Widzimy tylko równą ilość elektornów i protonów, płynących w wietrze słonecznym. Nie jest to prawda.

Il. 2. Dryf elektornów jest trudny do zobaczenia. Elektron porusza się z prędkością Fermiego, i ma tylko niewielką prędkość dryfu, nałożoną na przyłożone pole elektryczne.

Jeden z krytyków modelu Juergensa powiedział: Występowanie fotosfery w rejonach polarnych Słońca wydaje się takie samo, jak na niższych szerokościach. Czy nie falsyfikuje to pomysłu, że znajduje się tam skoncentrowany biegunowy przepływ ładunków?

Nie, ponieważ zasilający przepływ ładunków jest tylko niewielkim ułamkiem całkowitej populacji jonów i elektronów. To zbyt mało, żeby zmienić charakterystykę plazmy fotosferycznej.

Drugie uaktualnienie (czerwiec 2013)

Analiza Juergensa, przedstawiona wyżej, rozważa Słońce jako rodzaj opornika w obwodzie elektrycznym. Ten prosty model koncentruje się tylko na przepływie elektronów. Pomija fakt, że jony dodatnie również mają swój wkład w efektywny prąd przechodzący przez Słońca. W powszechnych obwodach elektrycznych (w przewodnikach z metalowych kabli) jedynymi nośnikami ładunku są elektrony. Żaden z ładunków dodatnich się nie porusza. Są zablokowane w krysztale, tworzącym stały przewodnik. Ale w plazmie zarówno elektrony, jak i jony dodatnie przenoszą ładunek i mogą się poruszać.

Ładunek elektryczny mierzy się w kulombach, (C). Tempo, w jakim dodatni ładunek elektryczny mija punkt obserwacji, nazywamy prądem elektrycznym. Kierunek ruchu ładunków dodatnich nazywany jest (z definicji) kierunkiem przepływu prądu. Prąd mierzy się w amperach (A), i z reguły oznaczany jest symbolem i, gdzie

i=dqdt
(1)

Wypadkowy przepływ ładunku jest ważny. Ujemne ładunki, płynące w lewo, mają dodatni wkład w prąd i, płynący w prawo. Na przykład, na rys. 3, załóżmy, że co każde pół sekundy w prawo przepływa ładunek 3 C. Jednocześnie co każdą 1/3 sekundy w lewo przesuwa się ładunek -5 C. Wynikowy prąd oblicza się następująco:

i=31/2−51/3=21A
(2)

Il. 3. (Góra) Prąd jest tempem, w jakim dodatnie ładunki przekraczają punkt obserwacyjny. (Dół) Prąd złożony jest z obu rodzajów ładunków.

W wyrażeniu (2), powyżej, pierwszy znak minus spowodowany jest przeciwnym kierunkiem drugiego ładunku. Drugi minus oznacza ujemny ładunek.

W plazmie laboratoryjnej często istnieje więcej elektronów niż jonów dodatnich. Dzieje się tak, ponieważ jony dodatnie nie potrafią się przemieszczać przez okablowanie podłączone do anody i katody. Ale wewnątrz samego wyładowania plazmowego musimy uwzględnić wkład obu typów ładunku do całkowitego prądu.

W wyładowaniu laboratoryjnym elektrony pochodzą z katody. Wchodzą w plazmę (z reguły w parach) z okablowania, podłączonego do terminala katodowego. Jeden z tych elektronów jest przyspieszany w kierunku anody, a jeden rekombinuje z jonem dodatnim (tworząc obojętny atom, co redukuje liczbę jonów dodatnich w plazmie o jeden). Drugi elektron nabiera prędkości w miarę oddalania od katody i może zderzyć się z obojętnym atomem gdzieś w środku wyładowania. Przeżywa, a kolizja uwalnia kolejny elektron (z powstaniem kolejnego jonu dodatniego, który zastępuje poprzedni zneutralizowany przy katodzie). Oba elektrony docierają do anody, i okablowaniem przechodzą z powrotem do katody. Jon dodatni jest przyspieszany do katody.

W centrum opisanego tu wyładowania plazmowego, jony dodatnie wędrują od anody ku katodzie. Taka sama liczba elektronów wędruje w przeciwną. Każdy z tych strumieni ma równy wkład w całkowity prąd, mierzony amperomierzem podpiętym szeregowo na zewnątrz tuby wyładowaniowej. Ale w przestrzeni kosmicznej nie ma kabli ani amperomierzy.

Powstaje pytanie: dlaczego Juergens, obliczając prąd w słonecznej plazmie, rozważał tylko elektrony? Wygląda na to, że był tak sfiksowany na punkcie analogii z obwodem elektrycznym, gdzie potrzebne są tylko elektrony. W kosmosie nie ma zakazu dalekich wędrówek dla jonów dodatnich. Nie ma tam znaku jonom dodatnim zakaz wstępu za ten punkt, który jest (w przenośni) stoi przed każdą katodą.

A zatem, jeżeli przyjmiemy, że istnieje tyle samo jonów dodatnich, poruszających się przez i w pobliżu Słońca, co elektronów (pseudo-obojętność), to ilość wymaganych elektronów można obciąć o połowę. Wymagana liczba elektronów do zasilenia Słońca wynosi więc jeden na 40 000 z tych, które Słońce bierze w swoje otoczenie w pobliżu heliopauzy.

Hipoteza elektrycznego Słońca Juergensa zdaje się być w coraz większym stopniu wspierana przez każdy kawałek danych, publikowany przez NASA.

D. E. Scott (czerwiec 2013)

[1] Dostępne na http://www.kronos-press.com/juergens/k0801-electric-i.htm oraz http://www.kronos-press.com/juergens/k0802-electric-ii.htm

[2] Dostępne na: http://www.jpl.nasa.gov/news/news.cfm?release=2011-372

[3] Wilson, R.C. , Journal of Geophysical Research, 83,4003-4007 1978.

[4] Peratt, A. Physics of the Plasma Universe, Springer-Verlag, 1992.

[5] Najwyższy woltaż transmisyjny (AC): 1.15 MV linia Ekibastuz-Kokshetau (Kazahstan)
http://answers.yahoo.com/question/index?qid=20091022010949AAIY7dZ


Przetłumaczono z http://electric-cosmos.org/SolarElecFlux2013.pdf