poniedziałek, 27 stycznia 2014

Cassini - powrót do domu


Cassini w pobliżu pięknej planety z pierścieniami - Saturna. Źródło: NASA/JPL/Space Science Institute

Nic tak nie zachwyca, jak pierścienie Saturna. Przyczyną tego jest, jak sądzę zderzenie oczekiwań z nieprawdopodobieństwem. Zaobrączkowana sfera jest archetypową planetą z naszego dzieciństwa, z kolorowanek, tablic szkolnych, gumek, kartek urodzinowych... Tak więc, kiedy widzimy Saturna, jest tu obecny rodzaj natychmiastowego rozpoznania, jak spotkanie kogoś z rodzinnego albumu. Ale ma miejsce również szok realistyczności, w rodzaju O mój Boże, to na prawdę istnieje!.

− Chet Raymo.

Z NY Times, 15 maja 2004:

Układ Saturna jest niezrównanym laboratorium, w którym możemy szukać odpowiedzi na wiele fundamentalnych odpowiedzi na temat fizyki, chemii, ewolucji planet i warunków, które pozwoliły zaistnieć życiu. - powiedział Dr Edward J. Weiler, administrator nauki w NASA.

Naukowcy nie ośmielają się robić przedwczesnych przewidywań, czekając, aż pojazd skupi swoje kamery i inne instrumenty na Saturnie, jego sygnaturze pierścieni i zrobi pomiary lodowych księżyców, przez co najmniej 76 orbit.

Przygotujcie się na zdumienie powiedziała w ostatnim tygodniu w wywiadzie dr Karolyn Porco, szefowa działu obrazowania misji.

− John Noble Wilford

Naukowcy mają nadzieję, że kosztująca 3,7 miliarda dolarów amerykańskich sonda rozwiąże wiele z zagadek Saturna. Aczkolwiek, jeśli misja Galileo do Jowisza jest jakąś wskazówką, to Cassini odkryje więcej zagadek podczas swojej rozszerzonej wizyty u Saturna. Naukowcy "nie śmią przewidywań odkryć", gdyż ilość ich dotychczasowych w tym względzie jest zatrważająco mała. Fraza "wracamy do stołu kreślarskiego" uległa już wręcz zużyciu. Dotychczasowe rysunki są ledwie bazgrołami. Problemem naukowców, analizujących dane z Cassini i jej próbnika wysłanego na Tytan, jest zestaw niewzruszonych wierzeń, które zawiedli do swojego zadania. Wiara w mgławicowo akrecyjną teorię tworzenia się Układu Słonecznego naznacza każde pewne założenie. Na przykład, oficjalny opis poniższego zbliżenia na księżyc Saturna, Phoebe, brzmi:


Źródło: NASA/JPL/Space Science Institute

Prawdziwa natura Febe ujawnia się w jego niezwykłej klarowności na tej mozaice dwóch zdjęć zrobionych przez Cassini podczas jej przelotu w maju 2004. Obraz pokazuje dowód na rozwijającą się hipotezę, że Febe może być ciałem zawierającym lód, pokryty warstwą ciemnego materiału. Małe, jasne kratery są zapewne świeże. Zjawisko to obserwuje się również na innych lodowych satelitach, jak np na Ganimedesie Jowisza. Kiedy impaktory uderzyły w powierzchnię Febe, kolizja wydobyła świeży, jasny materiał - prawdopodobnie lód - leżący pod powierzchnią. Dalsze tego dowody widać na ścianach kraterów, z których ciemniejszy materiał najwyraźniej się zsunął, odsłaniając więcej jaśniejszego materiału. Pewne obszary obrazu, będące wyraźnie jaśniejsze - szczególnie w dole po prawej - są przeeksponowane. Odpowiednie ustalenie gęstości Febe, będące rezultatem przelotu, pozwoli ustalić naukowcom z zespołu misji, jak dużo lodu zawiera w sobie ten mały księżyc.

To, że kratery na Febe powstały w wyniku impaktów, stwierdza się jako fakt. Jednocześnie jednak twierdzenia te są niepoparte obserwacjami ani eksperymentami. Model elektryczny przedstawia kratery Febe jako jej znaczniki urodzenia. Jest to model oparty na badaniach iskrowego obrabiania powierzchni. Tak, jak obserwuje się to w przypadku gwiazd, tak samo gazowe giganty mogą również wyrzucać strumienie materii podczas okresów niestabilności elektrycznej. Akrecja materii w tych strumieniach dzieje się za pośrednictwem elektromagnetycznego efektu skurczu oraz procesów elektrostatycznych. Oba te mechanizmy są daleko lepsze od akrecji poprzez zderzenia (prowadzące raczej do roztrzaskiwania i rozpraszania niż scalania). Oddziaływania elektrostatyczne łatwo prowadzą do warstwowania, widocznego we wszystkich przebadanych dotąd ciałach skalnych. Elektryczne wyładowania pomiędzy dzieckiem a jego rodzicem żłobią okrągłe kratery. Ponieważ kratery nie uformowały się w nagłym mechanicznym zderzeniu, są czyste i pozbawione wyrzuconych śmieci - jak to widzimy na Febe. Nie oznacza to, że Febe narodziła się z Saturna. Jej wsteczna orbita sugeruje raczej, że została przez niego przechwycona.

Inne ograniczające wierzenia zawierają grawitację oraz obojętność elektryczną ciał niebieskich. Wystarczy jedno, aby doprowadzić do niezrozumienia lub złej dedukcji na temat Saturna i Tytana - dwóch głównych celów misji Cassini. Sławne prawo grawitacji Newtona łączy siłę pomiędzy dwoma ciałami z iloczynem ich mas i odwrotnością kwadratu dystansu pomiędzy nimi. Ale "masa" i jej powiązania z materią pozostają koncepcją metafizyczną. Wiemy jednak z eksperymentów na Ziemi, przeprowadzanych w akceleratorach cząstek, że masa cząstek materii wzrasta, gdy poddawane one są przyspieszeniu w polu magnetycznym. Tak więc wewnętrzny elektromagnetyczny stan planet lub gwiazd może zmieniać jej widoczną masę. Naukowcy obliczyli już masę Saturna oraz jego księżyców, w tym Febe, mierząc siłę grawitacyjną i zakładając, że istnienie uniwersalnej stałej grawitacji, zwanej 'G'. W elektrycznym wszechświecie 'G' nie jest ani uniwersalna, ani stała. Po prostu nie można policzyć gęstości ciał niebieskich z otrzymanej masy używając prawa grawitacji Newtona.

W przypadku Saturna, używając prawa Newtona obliczono jego masę na 95 mas Ziemi, co daje nam gęstość około 0,7 gęstości wody. Gdyby mieć odpowiednio dużą wannę, Saturn by pływał! Model elektryczny sugeruje, że prawo Newtona nie da właściwego obrazu gęstości planet, a tym samym ich składu. Niewielka grawitacja sugeruj niewielkie natężenia sił elektrycznych. A to powinno powiedzieć nam coś o niedawnej przeszłości Saturna.

Wiara w neutralność elektryczną wszechświata prowadzi do teorii, że gwiazdy muszą generować swoją energię poprzez samokarmienie. Mimo dekad dopasowywania ad-hoc, teoria ta wciąż ponosi porażki w wyjaśnianiu większości właściwości Słońca. Model elektryczny pokazuje, że klasyfikacja gwiazd i planet gazowych gigantów na podstawie ich masy jest niepoprawna. Gwiazdy są fenomenem elektrycznym, a ich masa, występowanie i klasyfikacja zależą od środowiska elektrycznego. Ich jądra nie płoną termonuklearnym ogniem i są one znacznie chłodniejsze, niż otaczające je wyładowania plazmowe. Słońce jest chłodne w porównaniu ze swoją koroną. Właśnie dlatego wnętrze Słońca, widoczne poprzez plamy, jest dużo chłodniejsze niż elektryczne burze będące wyżej, w fotosferze. Jasna powłoka plazmowa gwiazd, w szczególności olbrzymów, może być znacznie większa, niż jej stały rdzeń, stanowiący centrum kosmicznego wyładowania. Gwiazdy i gazowe olbrzymy mogą czasowo zmniejszać wewnętrzne natężenia sił elektrycznych poprzez wyrzucenie części swojego naładowanego rdzenia, zwykle równikowo, w wybuchu nowej. Krzywe świetlne nowych zaczynają się gwałtowanie i powoli zanikają. Rezultatem wybuchu jest wypchnięty dysk i blisko orbitujący towarzysze.

Mając w umyśle obraz elektrycznej gwiazdy, można zaproponować następujący scenariusz, pozbawiony tu szeregu dowodów na jego poprawność. Testy pokażą, jaki jest przewidywalny:

Do niedawna Saturn był samodzielnym brązowym karłem, z własną gromadką blisko orbitujących małych planet. Będąc małą gwiazdą zbliżającą się do Słońca, Saturn migotał jak zepsute światło elektryczne, gdy magnetosfery (otoczki plazmowe) obu gwiazd się ze sobą stykały. energia elektryczna Saturna była przywłaszczana przez Słońce, a jego wygląd gwałtownie się zmieniał. Takie gwałtowne zmiany w wyglądzie gwiazd są dobrze udokumentowane. Przed zbladnięciem na zawsze, Saturn rozjaśniałby się, aby złagodzić naciski elektryczne, spowodowane nagłą zmianą środowiska elektrycznego. Obecne niewielkie natężenie sił elektrycznych w Saturnie, przekładające się na jego niewielką widoczną masę, sugeruje aktywność wyrzutową. Ale nawet mimo tego jego rdzeń nie jest całkiem schłodzony - Saturn wciąż wypromieniowuje dwa razy tyle ciepła, ile otrzymuje ze Słońca. A my mamy proste wyjaśnienie pochodzenia jego tajemniczych, krótkookresowych pierścieni.


Źródło: X-ray: NASA/U. Hamburg/J.Ness et al; Optical: NASA/STScI

Podobnie jak słońce, Saturn emituje promieniowanie rentgenowskie, głównie z okolic równika. Jest to zupełnie odmienne od Jowisza, na którym emisje mają miejsce z polarnych wyładowań zorzowych. Spektrum rentgenowskie Saturna jest takie samo, jak Słońca, co skłania naukowców do twierdzenia, że promienie te pochodzą ze Słońca i odbijają się od atmosfery Saturna. Wydaje się to nieprawdopodobne, biorąc pod uwagę podobieństwa pomiędzy Saturnem a Jowiszem. Saturn musiałby odbijać 50 razy efektywniej, niż Księżyc! Zamiast tego, Saturn wciąż wykazuje gwiazdową charakterystykę. Jego emisje rentgenowskie są, podobnie jak słoneczne, skoncentrowane na niskich wysokościach. Voyager 2 odkrył również ogromny torus plazmowy, otaczający Saturna, o którym uważa się, że jest 300 krotnie gorętszy od korony słonecznej (pomiary temperatury są niepoprawne, jeżeli ruchy cząstek są nielosowe, jak np. w wyładowaniach).


Słoneczny torus plazmowy widziany w ultrafiolecie przez SOHO.

Pierścienie Saturna stanowią część obwodu, który zasila w energię torus plazmy, w którym energia ta jest przechowywana, dopóki nie uwolni się w postaci wyładowania do jonosfery, co generuje promienie rentgenowskie. Słońce ma podobny obwarzanek plazmowy, z którego wychodzą wyładowania do Słońca, powodując plamy oraz rozbłyski. Możemy wiec spodziewać się, że sztormy na Saturnie będą podobne do plam słonecznych, które są słonecznymi "burzami elektrycznymi".

Sztormy na Saturnie. Źródło: NASA/JPL/Space Science Institute

Saturn co jakiś czas "beka", powodując powstanie wielkiej białej plamy, wielkości 3 kul ziemskich. Jest to niewytłumaczalne w standardowym modelu. Aczkolwiek jest to rodzaj tych efektów, których należy się spodziewać, gdy mamy od czasu do czasu potężne wyładowania głęboko w atmosferze Saturna. Wyładowanie tworzy pionowy dżet materii, który sięga z głębin do górnej atmosfery. Saturnowe silne wiatry równikowe również spowodowane są elektrycznością. Zaobserwowano ich spowolnienie z 1 700 km/h do 1000 km/h w ciągu przelotów Voyagera. Może się to wiązać z zaniknięciem tajemniczych "szprych" na pierścieniach Saturna, zaobserwowanych przez Voyagera na początku lat 80-tych. Radialny piorun, 10 000 razy silniejszy od Ziemskiego, stworzył szprychy w pierścieniach Saturna, do jego jonosfery. Zredukowanie elektrycznej aktywności na Saturnie powinno pociągnąć za sobą zniknięcie szprych na pierścieniach i spowolnienie wiatrów równikowych.

Efemeryczne pierścienie Saturna są silnym dowodem na niedawnych wyrzutów. Określenie "niedawny" w stosunku do struktury pierścienie Saturna oznacza dziesiątki tysięcy lat. Tyle wynosi czas, wyliczony przez astronomów, do spadnięcia pierścieni z powrotem na Saturna. Aczkolwiek z pierścieniami wiąże się więcej, niż może wyjaśnić grawitacja. Przy przeskalowaniu Saturna do rozmiarów jednego metra, grubość pierścieni wynosiłaby jedną dziesięciotysięczną grubości ostrza brzytwy! To równikowe prądy na Saturnie są odpowiedzialne za cienkość i dziwną mechanikę pierścieni, więc ich wiek obliczony metodą grawitacyjną jest niewłaściwy. Więcej dowodów niedawnych wyrzutów dostarczyła sonda Voyager 1, która odkryła wyładowania radiowe, zinterpretowane jako ciągła burza elektryczna, rozciągająca się na 60 stopni długości geograficznej blisko równika! Z Saturna musiało wystrzelić coś masywniejszego od Febe, tworząc pierścienie i szramę na powierzchni (jak Wielką Czerwoną Plamę na Jowiszu), która się jeszcze nie zagoiła. Jeśli tak, gdzie są teraz dzieci Saturna?

Osoby, które wierzą w standardową opowieść o tym, że Układ Słoneczny utworzył się grawitacyjnie 5 miliardów lat temu, z planetami w takim samym porządku i odległościami orbit, jak obecnie, strona ta może przyprawić o poznawczą niestrawność. Dla nich istnieje wiele więcej rzeczy, które można by napisać, aby przygotować drogę dla tego radykalnie nowego paradygmatu. Zadaniu temu poświęcona jest nowa strona thunderbolts.info. Na chwilę obecną, scenariusz stąd wynikają cy jest tak obcy dla każdej konwencjonalnej teorii historii Saturna, że powinien być on łatwo przetestowany za pomocą informacji otrzymywanych z sondy Cassini. Pokazuje on połączenia pomiędzy pozornie niezwiązanymi faktami dotyczącymi różnych planet. Jest to coś, do czego nie jest zdolna standardowa kosmologia.

***

Saturn i niedawna historia Układu Słonecznego

Zmiany zaczynają się od użycia słów "niedawna historia". Nie spodziewano się, że Układ Słoneczny takową posiada. Uważa się, ze dinozaury żyły pod tym samym Słońcem, jakie mamy obecnie. Ale nie - mówię o zmianie orbit planetarnych zaledwie 10 000 lat temu. Zmiany nastąpiły podczas ery najwcześniejszej sztuki ludzkiej w formie petroglifów i rzeźb skalnych. Petroglify nie są zaledwie prehistorycznymi bazgrołami na skale. Potrzebowały kolosalnego, globalnego nakładu ze strony naszych przodków. Przełom w ich odkodowywaniu nadszedł, gdy porównano dziwaczne petroglify z potężnymi wyładowaniami plazmowymi (moja wcześniejsza notka, Tajemnica marsjańskich spiral polarnych, ukazuje trochę ostatnich rezultatów w poszukiwaniu prawdziwego znaczenia petroglifów).

Jest dzisiaj jasne, ze petroglify są trwałym zapisem przerażającego kolapsu ówczesnego kosmosu. 10 000 lat zabrało nam dojście do bycia zdolnym ujrzenia w laboratorium wyładowań plazmowych, które nasi przodkowie widzieli w niebywałej, kosmicznej proporcji na niebie. Rozumiemy obecnie, dlaczego pierwsze cywilizacje miały obsesję na punkcie kaprysów i zmienności planetarnych bogów, walczących piorunami, podczas, gdy obecnie możemy trwale zidentyfikować owe planety na niebie. Z rzeczywistej perspektywy chaosu w Układzie Słonecznym czasów starożytnych widzimy, dlaczego astronomowie - kapłani dawnych czasów - byli tak potężni w swoich społecznościach. Wiedzieli oni, że planety miały dramatyczny wpływ na ludzkość oraz Ziemię. A Saturn zapamiętany został, jako najpotężniejszy. Układ Słoneczny, jaki widzimy obecnie, ma mniej niż 10 000 lat!


Obrazek: NASA/JPL Cassini wejście na orbitę Saturna

Gdy wszystko pójdzie dobrze, Cassini dotrze do Saturna 1 lipca. Tylko niewielu wybrańców na Ziemi rozpoznaje to wydarzenie jako swoisty powrót do domu, hołd dla naszego dawnego boga słońca - Sol, Ra, Heliosa. Wszystkie te określenia odnosiły się pierwotnie do planety Saturn. Obecnie Saturn nieznaczącą plamką na niebie, słabszą od najjaśniejszych gwiazd.

W niedawnych raportach, Saturn był nazywany pierwotnym "Władcą Pierścieni". Jest to głęboka prawda. nie było to jednak tak oczywiste do nadejścia teleskopu, dzięki któremu Christian Huygens mógł zasugerować w 1656, że Saturn ma pierścienie. Jak zatem wyjaśnimy saturniańską symbolikę pierścienia, którą przesiąknięta jest nasza kultura? Aureola świętych, korona królewska oraz pierścionek małżeński są symbolami saturniańskimi, tak jak kołowy, czy celtycki krzyż, krzyż egipski, czy też ank, "oko Ra", oraz gwiazda w półksiężycu. Gwiazda na czubku choinki, otoczona światłami, to czyste wyobrażenie Saturna. To niezwykłe, że wciąż jesteśmy pod wpływem prehistorycznych archetypów. Pomaga nam to zrozumieć niezwykłe podświadome przyciągnięcia fantastycznej opowieści Tolkiena "Władca Pierścieni". J. R. R. Tolkien był biegły w mitologii.

W grudniu 1999 napisałem w "Inne gwiazdy, inne światy, inne życie?":

Jeżeli brzmi to jak s-f, niech tak będzie. Pisarze fantastyki naukowej są znacznie lepsi od ekspertów w przewidywaniu przyszłej wiedzy. Jaka więc może być historia Ziemi? Odległa od Słońca orbita sugeruje, że zostaliśmy przechwyceni, razem z naszym rodzicem, brązowym karłem. W procesie tym, energia elektryczna, która zasilała brązowego karła, została zabrana przez Słońce. Oprócz zgaszenia naszego pierwotnego światła, jakim był Saturn, Słońce zdarło z Ziemi matczyną otoczkę. Po raz pierwszy zapadła noc i pojawiły się gwiazdy. Nagle nastąpiły epoki lodowcowe. Uformowały się czapy polarne. Duże wysokości stały się niezamieszkane. Warto dodać, że wiele księżyców, lub pozostałych odprysków, posiada nadspodziewanie zalodzoną powierzchnię, a nawet atmosferę. Życie może istnieć co najmniej na Marsie, a może i na niektórych z tych księżyców.

Jak zauważyli starożytni, Saturn był naszym pierwotnym gwiezdnym rodzicem. Musimy być oczywiście ostrożni w naszej identyfikacji. Istnieje jednak jedna fizyczna charakterystyka, łącząca rodzica z jego odpryskami. Jest nią nachylenie osiowe. Tak jak księżyc, satelity zawsze starają się okrążać swoich rodziców zwrócone w ich kierunku jedną stroną. Jeśli orbitują w płaszczyźnie równikowej, ich obrót osiowy pokryje się z obrotem rodzica. Podobnie jak żyroskop, satelita zachowa swoje nachylenie nawet będąc wypchniętym z orbity, aczkolwiek proces ten może wywołać chwiejność osi obrotu. Jest obecnie bardzo znaczącym, że dwie kluczowe planety rozpoznawane przez starożytnych - Saturn i Mars - mają przechył osiowy bardzo zbliżony do ziemskiego. Nachylenie osiowe Saturna, wynoszące 27 stopni względem ekliptyki, jest zagadką samą w sobie - pod warunkiem, że przyjmiemy jego niezależne od Słońca pochodzenie.

Lecz także Wenus była identyfikowana przez starożytnych, jako spektakularna kometa wśród zgromadzenia planet. Jak to mogło być zrobione? Wenus była ostatnim dzieckiem Saturna. Jak wytłumaczono wcześniej, Saturn wykazuje symptomy niedawnego porodu. Mogły być one spowodowane nagłą zmianą środowiska elektrycznego, gdy przekroczył on w swej kosmicznej wędrówce otoczkę plazmową Słońca, czyli heliosferę. Spadek potencjału przez warstwę plazmową słońca był niemal tak samo wysoki, jak pełny woltaż Słońca, mierzony w dziesiątkach miliardów woltów. Będąc zwykle anodą w wyładowaniu galaktycznym, Saturn stał się katodą w środowisku Słońca, i zaczął wytwarzać katodowe dżety. W takich okolicznościach po Saturnie można by się spodziewać, że "wypluje smoczek". Jednym z takich smoczków okazała się Wenus, wyrzucona z równika Saturna. Prędkość rotacji Saturna została przekazana Wenus, nadając jej wolny, wsteczny obrót. Wartość nachylenia osi Wenus w stosunku do ekliptyki jest znacznie mniejsza, niż Saturna, co sugeruje, że jej orbita została odchylona od płaszczyzny równikowej Saturna przez siły elektryczne, działające na tą umierającą gwiazdę. Jesteśmy zarzuceni piktogramowymi dowodami, że Wenus została zagarnięta ze swej orbity ku biegunowi wkrótce po swoim narodzeniu (patrz wyżej: egipskie "oko Ra").

Wyjaśnia to wiele dziwacznych rzeczy na temat Wenus - jej powolny, wsteczny obrót; jej piekielną temperaturę, którą otrzymała będąc niedawno narodzoną z rdzenia brązowego karła; jej grubą atmosferę, odziedziczoną po brązowym karle i ciągle modyfikowaną przez kosmiczne wyładowania; oraz równikowe rany, zadane przez spektakularne radialne wyładowania, oddane wiernie przez petroglifowych artystów. Wenus wyniosła od swojego rodzica znaczny ładunek, posiada więc wciąż "kometarny" ogon, a jej góry jarzą się od wyładowań. Wenus posiada również zaskakująco młodą powierzchnię, która dała początek wymyślanym ad-hoc teoriom o repowierzchniowaniu. Są one jednak niepotrzebne. Wenus to dziecko.


Opasujące planetę włókniste szramy Wenus spowodowane zostały przez równikowe wyładowania, które przebiły gęstą atmosferę.

Czego spodziewamy się po znaleziskach Cassini, bazując na tej dramatycznej, niedawnej historii Saturna? Powinniśmy zobaczyć cechy rodzinne wśród członków saturnowej rodziny - włączając w to odesłaną Ziemię, Marsa i Wenus. Na przykład, księżyc Tytan, będący większy od Merkurego, zdaje się być bliskim rodzeństwem Wenus. Prawdopodobnie został urodzony przez Saturna w tym samym czasie. To, że Tytan może być młody, jest zaznaczone jego ekscentryczną orbitą, której nie mógłby utrzymać przez miliardy lat. Powinniśmy być więc zaalarmowani podobieństwami miedzy Tytanem a Wenus. Znanym jest, że Tytan ma najgęstszą atmosferę ze wszystkich ziemskich planet, zaraz po Wenus. Jest to duża zagwozdka dla naukowców. Dwa z Jowiszowych księżyców, Io oraz Callisto, w ogóle nie mają atmosfery, choć są podobnego rozmiaru. Nie jest więc zaskoczeniem, że Tytan posiada nad biegunami gorące punkty, podobnie jak Wenus. Podobnie jak ona, posiada również globalną, warstwową mgiełkę (warstwy mgły zdają się być skondensowaną formą, którą przybierają niebiegunowe molekuły w naelektryzowanej atmosferze. Są one odmienne od pionowo przemieszczających się chmur, w których tworzą się biegunowe molekuły, jak np woda). I tak jak Mars posiada powiew wenusjańsiej atmosfery, z dwutlenkiem węgla i azotem jako głównymi składnikami, możemy się spodziewać, że atmosfera Tytana pachnie wenusjańską. Zarówno atmosfery Tytana jak i Wenus, będąc bardzo młodymi, nie osiągnęły jeszcze stanu równowagi. Tak więc obliczenia dotyczące ich składu, bazujące na równowadze jako punkcie wyjściowym, są niepoprawne. Metan, znajdywany w atmosferze tytana, jest szybko niszczony przez promieniowanie Słońca, więc musi być uzupełniany. Prowadzi to do sugestii, że Tytan powinien mieć węglowodorowy ocean, aby metan mógł dotrwać do tej pory poprzez konwencjonalny wiek Układu Słonecznego. Tym niemniej obserwacje radarowe, podczerwone oraz radiowe nie wykryły śladów takiego oceanu na Tytanie. W rzeczywistości, jeden z radarowych odczytów był "tego rodzaju, jakiego należałoby się spodziewać na Wenus". Tytan jest najpewniej młodszym bratem Wenus!

Nie powinniśmy przeoczyć faktu, że duża ilość satelitów składa się z dużych ilości lodu wodnego, podobnie jak pierścienie Saturna. Oferuje to wyjaśnienie obecności na Ziemi ogromnego rezerwuaru wody. Nie powinniśmy być więc zdziwieni, jeżeli pod pomarańczową powłoką mgły, Tytan posiada wodę albo lód. Musimy czekać na zejście do atmosfery Tytana próbnika Huygens. To stawia oczywiste pytanie: dlaczego Wenus nie ma więcej wody? Przy porównywaniu musimy zdawać sobie sprawę, że atmosfera Wenus jest ciągle poddawana elektrycznej aktywności wyładowań z powierzchni. Zwiększa to ilość dwutlenku węgla kosztem azotu i pary wodnej. Naukowcy myślą, że większość wody na Wenus rozłożyła się na wodór i tlen z czego wodór ulotnił się w przestrzeń. Ale jeśli tak, to gdzie się podział tlen? Cztery sondy Pioneer nie odnalazły go w atmosferze. Odpowiedzią jest, że połączył się z węglem, tworząc ciężką atmosferę z dwutlenku węgla. Proces, jaki przewiduję, wygląda następująco:

Wenus przypuszczalnie zaczynała z atmosferą podobną do Tytana i Ziemi, w której dominował azot, i było więcej wody. Sugeruje to, że Saturn posiada azot w głębszych warstwach. Lód w pierścieniach i księżycach Saturna, a także ogromne ilości wody na Ziemi wskazują również na wodę w Saturnie. Na powierzchni Wenus, molekuły azotu zostały przekształcone w dwutlenek węgla dzięki katalitycznej reakcji jądrowej, z obecnością rozgrzanego do czerwoności żelaza. Wybitny francuski chemik, Louis Kervran, odkrył tą zadziwiającą transformację, badając spawaczy zatrutych tlenkiem węgla. Tlenek węgla reaguje na gorącej powierzchni Wenus z parą wodną, tworząc dwutlenek węgla i wodór. Jest to dobrze znany przemysłowy proces. Wodór uciekł z Wenus. Proces ten wyjaśnia dziwaczne odkrycie, dokonane przez lądowniki, że koncentracja pary wodnej spadała wraz ze zmniejszającą się wysokością. Czysto chemiczne podejście do zagadki atmosfery Wenus nie wydaje się działać.

Jak na Wenus, temperatury na Tytanie są globalnie jednakowe, z dokładnością do kilku stopni. Jest to spowodowane efektem cieplarnianym. Aczkolwiek ciepło Wenus spowodowane jest jej pochodzeniem i nie mają nic wspólnego z efektem cieplarnianym. To samo dotyczy Tytana. Tak jak Wenus, Tytan zdaje się nie mieć pola magnetycznego, a posiada jeszcze wyraźny ogon magnetyczny. Elektryczne interakcje plazmy Tytana mogą być podobne do tych wenusjańskich. Tytan świeci się ultrafioletem dzienną stroną zbyt jasno, żeby wytłumaczyć to promieniowaniem słonecznym. Powinno być też interesującym oddziaływanie Tytana z magnetosferą Saturna. Przekroczenie otoczki plazmowej powinno ukazać kilka niespodzianek.

***

Jest jeszcze wiele rzeczy, które należałoby napisać o pozostałych księżycach Saturna. Jest tu już jednak dość kontrowersyjnych twierdzeń, doprawiających przewidywane rewelacje z rozszerzonej wizyty Cassini i próbnika Huygens w okolicach Saturna.

Wallace Thornhill

Link do oryginału: http://www.holoscience.com/wp/cassinis-homecoming/

Szprychy Saturna


Źródło: NASA/JP//SSI

6 lipca 2004

Kiedy Voyager 1 i Voyager 2 przelatywało obok Saturna w listopadzie 1980 i w sierpniu 1981, astronomowie byli zaskoczeni widokiem czarnych "szprych" na środkowym pierścieniu planety. Tym niemniej później, gdy do Saturna dotarła sonda Cassini, astronomowie zdziwili się ponownie: szprychy znikły.

Elektryczny Wszechświat może wyjaśnić tą zagadkę. Szprychy mogły zostać wywołane wyładowaniem z planetarnej magnetosfery do jonosfery. Takie wyładowania na niskich wysokościach obserwowane są w laboratorium, kiedy namagnesowana sfera jest otoczona elektrycznej plazmie. W przypadku Saturna, pierścienie są łatwiej jonizowalną, "pyłową" plazmą, która miałaby tendencje do koncentrowania wyładowań wyładowań w płaszczyźnie pierścieni. Zaowocowało to tymczasową zmianą polaryzacji cząstek pierścienia i wypchnięcia ich z jego płaszczyzny. Zmienia to jego optyczne właściwości, powodując "szprychy".

Dlaczego jednak właśnie wtedy doszło do wyładowania z magnetosfery Saturna? Czemu nie dzieje się tak teraz? W latach 1980-81 Słońce było w maksimum swojego cyklu aktywności (cyklu plam słonecznych), a Jowisz i Saturn były w jednej linii. Obecnie Słońce wchodzi w minimum, a planety dzieli kąt ok 75 stopni. Wiemy, że maksimum aktywności słonecznej ma elektryczne efekty na Ziemi - jaśniejsze i położone bardziej na południe zorze, przerwy w łączności radiowej, zaburzenia funkcjonowania satelitów i linii przesyłowych.

Czy szprychy Saturna są kolejnym elektrycznym objawem aktywności słonecznej? Czy czynnikiem inicjującym jest gigantyczna magnetosfera Jowisza, sięgająca niemal orbity Saturna? Odkąd Cassini wysłano na orbitę Saturna, gdzie ma być znacznie więcej czasu niż dokonujące krótkich przelotów sondy Voyager, na obserwowanie pierścieni, będzie można dowiedzieć się więcej o powiązaniach pomiędzy szprychami Saturna, elektrycznym cyklem słonecznym oraz względnym położeniem gazowych olbrzymów.

Podróż Cassini w stronę Saturna jest obiecująca, bo oznacza nowy wgląd w rosnące pole plazmowej kosmologii. Istnieje jednak inne pytanie odnośnie Saturna i historii ludzkiej kultury. Saturn jest najsłabiej widoczną gołym okiem planetą. Tylko niewielu ludzi wie, jak go odnaleźć na nocnym niebie, nawet teleskop Galileusza jego pierścienie jako wypukłości po bokach. Mimo to, starożytne kultury przypisywały Saturnowi centralną rolę. Mówiły o nim jako o najwyższym władcy, królu nieba, mistrzu czasu i władcy pierścieni. Czy Cassini może rozwiązać również te zagadki?

Zobacz też: powrót Cassini

Redaktorzy wykonawczy: David Talbott, Wallace Thornhill

Menadżer: Amy Acheson

Redaktorzy dodatkowi: Mel Acheson, Michael Armstrong, Dwardu Cardona, Ev Cochrane, Walter Radtke, C.J. Ransom, Don Scott, Rens van der Sluijs, Ian Tresman

Link do oryginału: http://www.thunderbolts.info/tpod/2004/arch/040706saturn-spokes.htm

piątek, 24 stycznia 2014

Supernowa 1987A odkodowana

Supernowa 1987A jest najbliższym nam zjawiskiem supernowej badanym przez teleskop. Po raz pierwszy zaobserwowano ją w lutym 1987, w pobliżu obłoku Magellana, galaktyki karłowatej w pobliżu Drogi Mlecznej, w odległości zaledwie 169 000 lat św. od Ziemi. Dokładne obserwacje od 1987 roku dostarczyły dowodów, że supernowe to katastrofalne wyładowania elektryczne, skupione na gwieździe.


Enigmatyczna i piękna struktura SN1987A z trzema osiowymi pierścieniami. Świecenie pierścienia równikowego jest oczywiste. Dwie jasne gwiazdy są po prostu w polu widzenia, i nie są powiązane z supernową. Źródło: NASA/STScI/CfA/P.Challis.

Supernowa to najbardziej energetyczne zjawisko widziane we Wszechświecie. Zaakceptowane wyjaśnienie mówi o końcowym etapie życia gwiazdy, lub stadium czerwonego olbrzyma, kiedy kończy się paliwo jądrowe. Nie ma więcej uwalniania energii z jądra, więc gwiazda zapada się w sobie. Jeżeli ma ona odpowiednią masę, wówczas uważa się, że zapadające się warstwy "odbijają" się od jądra, czego rezultatem jest eksplozja, a fala wybuchu wyrzuca otoczkę gwiazdy w przestrzeń międzygwiezdną. Jasny pierścień równikowy jest efektem zderzenia wyrzuconej materii z pozostałościami "wiatru" gwiazdowego. Pozostałe dwa blade pierścienie są problematyczne. Najlepsze, co wynaleźli teoretycy, to postulat jakiegoś rodzaju obracającego się strumienia z tak zwanej pozostałości po supernowej, omiatającego i podświetlającego otoczkę z gazów we wcześniejszej epoce. Natura ad-hoc owego wyjaśnienia jest oczywista.

Wykrycie pulsara w pozostałościach po niektórych supernowych tłumaczy się implozją gwiezdnego rdzenia, który tworzy gwiazdę neutronową. Pulsar emituje wyrzuty energii z częstotliwością do tysięcy razy na sekundę. Uważa się, że pulsar musi być super gęstym obiektem, który może się obracać z prędkością tysięcy razy na sekundę i emitować obracający się strumień promieni rentgena (jak latarnia morska). Zdrowy rozsądek podpowiada, że ten mechaniczny model pulsarów jest niewłaściwy, gdyż część z nich wiruje poza czerwoną linią, nawet jak na takie dziwaczne obiekty.

Od niedawna na stronie projektu Chandra można zobaczyć przykład konwencjonalnego myślenia. 17 sierpnia umieszczono tam nową historię:

Supernowa 1987A - szybki pochód w stronę przeszłości


Obraz rentgenowski: NASA/CXC/PSU/S.Park & D.Burrows.; Obraz optyczny: NASA/STScI/CfA/P.Challis

Ostatnie obserwacje ujawniły nowe szczegóły płomienistego pierścienia, otaczającego gwiezdną eksplozję, wytworzoną przez supernową 1987A. Dane pozwalają na wgląd w zachowanie gwiazdy w latach przed wybuchem, i pokazały, że zaczęło się spodziewane pojaśnienie pierścienia. Miejsce eksplozji zostało prześledzone do pozycji niebieskiego nadolbrzyma, zwanego Sanduleak-69º 202 (w skrócie SK-69), posiadającego masę około 20 Słońc.

Następne obserwacje optyczne, ultrafioletowe i rentgenowskie pozwoliły astronomom na poskładanie historii SK-69: około 10 milionów lat temu gwiazda utworzyła się z ciemnego, gęstego obłoku gazu i pyłu. Milion lat temu gwiazda straciła większość zewnętrznych warstw w powolnym wietrze gwiazdowym, który utworzył rzadki obłok gazu wokół niej. Przed eksplozją, prędko wiejący przez jej gorącą powierzchnię wiatr spowodował kawitację w chłodnym obłoku gazu.

Intensywny błysk ultrafioletowy z supernowej oświetlił krawędź tej kawitacji, co ujawniło się jako jasny pierścień, widoczny przez Teleskop Hubble'a. W międzyczasie, supernowa wysłała falę uderzeniową, dudniącą przez obszar kawitacji. W 1999, Chandra pokazał tą falę, a astronomowie zaczęli czekać, spodziewając się zderzenia fali z obszarem kawitacyjnym, gdzie napotkałaby ona znacznie gęstsze pokłady gazu z wiatru gwiazdowego giganta, i przy czym powstałby znaczny wzrost promieniowania rentgena.

Ostatnie dane z teleskopów Chandra oraz Hubble'a wskazują, że ów najbardziej oczekiwany proces się rozpoczął. Optyczne gorące punkty otaczają teraz pierścień jak naszyjnik diamentów. Obrazy z Chandra ujawniły w miejscach tych punktów gaz o temperaturze milionów stopni. Spektrum rentgenowskie, uzyskane z teleskopu Chandra, dostarczyło dowodów, że optyczne gorące punkty i gaz wytwarzający promienie rentgena są efektem kolizji rozszerzającej się fali uderzeniowej z gęstymi "palcami" wystającymi z pierścienia wokółgwiazdowego.


Źródło: NASA/CXC/M.Weiss

Wypustki utworzyły się dawno temu, gdy jako wynik oddziaływania wiatru o dużej prędkości z gęstym obłokiem wokółgwiazdowym. Zderzenie fali uderzeniowej (żółty) z z gęstymi wypustkami chłodnego gazu wywołało gorące punkty (biały) emisji widzialnej oraz rentgena. Rozszerzające się resztki (niebieski) gwiazdy są zbyt chłodne, aby wytworzyć emisje rentgenowskie.

Gęste wypustki oraz widoczny pierścień są tylko wewnętrznymi krawędziami nieznanych rozmiarów chmury materii, wyrzuconej dawno temu przez SK-69. W miarę, jak fala uderzeniowa porusza się w gęstą chmurę, promienie ultrafioletowe i rentgena z niej wychodzące będą podgrzewać otaczający gwiazdę gaz.

Wówczas, jak zauważył Richard McRay, jeden z naukowców zaangażowanych w projekt Chandra, "supernowa 1987A oświetli własną przeszłość."

***

Z drugiej strony, supernowa 1987A pokazuje tylko, jak słabo teorie o eksplozjach supernowych zgadzają się z obserwacjami.

Oficjalne ilustracyjne wyjaśnienie powyżej jest tylko domysłowe, oraz opiera się (po raz kolejny) na niewidocznej materii, którą gwiazda miałaby wyrzucić w odpowiednie miejsca, oraz włókniste formy, które posłużyłyby do wyjaśnienia obserwowanych efektów. Sformułowanie "przewidziane znaczne pojaśnienie pierścienia" jest obłudne. Ani obecność trzech pierścieni, ani też wzór jasnych "koralików" w pierścieniu równikowym nie wynikają z teorii. "Obrazy pierścieni z Hubble'a są spektakularne i niespodziewane" powiedział dr Chris Burrows z ESA oraz z Space Telescope Science Institute w Baltimore, Maryland, gdy odkrył je po raz pierwszy. "To bezprecedensowy i dziwaczny obiekt. Nie widzieliśmy dotąd nic zachowującego się podobnie." Wzór jasnych koralików nie jest wyjaśniany przez rozszerzającą się falę uderzeniową.

Z SN1987A istnieje bardziej fundamentalny problem. Okazało się, że gwiazda w środku była "niebieskim nadolbrzymem". Ale wybuch supernowej wymaga obecności 10-krotnie większego czerwonego nadolbrzyma. Nie ma dowodów, że SN1987A była czerwonym nadolbrzymem, emitującym duże ilości wiatru gwiazdowego. Historia gwiazdy nie została poparta obserwacjami, została sfabrykowana na potrzeby teorii.

***

Osiowy kształt SN1987A jest taki sam, jak mgławic planetarnych. Pięćdziesiąt lat temu, brytyjski naukowiec, Dr. Charles E. R. Bruce (1902-1979) argumentował, że dwubiegunowy kształt temperatury oraz pole magnetyczne mgławic planetarnych mogłoby być wyjaśnione jako wyładowanie elektryczne. Bruce był idealnie usytuowany do dokonania odkrycia, będąc zarówno inżynierem elektryki, biegłym w zachowaniu wysoko energetycznych błyskawic, jak i członkiem Królewskiego Towarzystwa Astronomicznego. Został zignorowany.


C. E. R. Bruce, wskazujący, że przykłady mgławic planetarnych wyraźnie nie są tylko rozchodzącą się powłoką gazów. Dzięki uprzejmości E. Crew.

Miejscem poszukiwań prawdziwych odpowiedzi nie są abstrakcyjne teorie astrofizyczne, lecz praktyczne eksperymenty i symulacje na supekromputerach, przeprowadzone przez niektórych kosmologów plazmowych. Wykonali oni najpotężniejsze wyładowania elektryczne, jakie spowodował człowiek na tej planecie. Rezultat zwany jest skurczem-z, lub reostrykcją osiową. Określenie to pochodzi od najczęstszego przedstawiania prądu, płynącego wzdłuż osi z, równolegle do pola magnetycznego. Przy dostatecznym prądzie, plazma uformowana przez wyładowanie ściska się elektromagnetycznie w sznury kiełbasy, węzły i niestabilności, wszystko to wzdłuż osi z.


Wyładowania elektryczne (figury Lichtenberga) oświetlają powierzchnię Maszyny Z, najpotężniejszego na świecie emitera promieni rentgena, podczas niedawnego strzału z akceleratora. Najnowszy postęp dał moc promieniowania około 290 miliardów watów w ciągu miliardowych sekundy, około 80-krotne zużycie światowe.

Od czasów Bruce, oraz podążający pionierska ścieżką gwiezdnych obwodów elektrycznych Hannesa Alfvéna, dla plazmowych kosmologów stało się jasne, że elektryczny skurcz z jest instrumentem do tworzenia gwiazd. Raz uformowana, gwiazda kontynuuje świecenie pod wpływem energii elektrycznej dostarczanej z Wszechświata przez kosmiczne linie transmisyjne, znane jako włókna prądów Birkelanda. Te gigantyczne włókna można śledzić dzięki ich emisjom radiowym. Gwiazdy również je znaczą w galaktykach, na takiej samej zasadzie, jak światła uliczne znaczą przebieg linii elektrycznych.

Gwiazdy są zjawiskiem elektrycznym, nie termonuklearnym. Co za tym idzie, rozmiar gwiazd, ich kolor oraz spektrum nie mówią nam nic o ich wieku. Czerwony nadolbrzym jest duży, ponieważ podlega niewielkim siłom elektrycznym. Nie następuje to pod koniec jego życia. W dodatku, pod działaniem niewielkich sił raczej nie dochodzi do wybuchu. Natomiast gwiazda niebieska jest pod działaniem dużych sił. Nie popieramy postulatów ad-hoc, że SN1987A była czerwonym nadolbrzymem.


Powyżej widzimy zmiany w równikowym pierścieniu na przestrzeni czasu. Paru astronomów napisało "pochodzenie otaczającego gwiazdę pierścienia jest wielką zagadką SN 1987A. Czemu jest tak cienki i prawie kołowy? Dlaczego rozchodzi się tak wolno? nie mamy dziś jasnych odpowiedzi na te pytania. Wiemy jednak, że pierścień SN 1987A nie jest unikatowy. Wiele mgławic planetarnych posiada podobne, dwubiegunowe struktury."

Jak gwiazda wybucha? Konwencjonalny model "eksplozji poprzedzonej implozją" posiada wiele skrótów. Za to gwiazda elektryczna posiada wewnętrzną separacje ładunków, która może zasilić gwiazdowych rozmiarów błysk. Pozbywa się nacisku elektrycznego przez rozpraszanie lub odrzucanie naładowanej materii. Gwiazda posiada również energię elektromagnetyczną nagromadzoną w równikowym prądzie. Materia jest wyrzucana równikowo, jako wyładowania pomiędzy gwiazdą a pierścieniem równikowym. Nasze własne Słońce robi to regularnie na małą skalę. niemniej jednak, gdy nagromadzona energia przekroczy pewną wartość krytyczną, może zostać rozładowana w rodzaju wyładowania biegunowego, lub odrzucenia materii, wzdłuż osi obrotu. SN 1987A wykazuje taki dwubiegunowy wyrzut w postaci dwóch obłoków plazmy (wewnątrz jasnego pierścienia).

Gwiazda towarzysząca może zainicjować wyładowanie, które zaowocuje rozproszeniem. W tym kontekście znacząca jest obserwacja niewyjaśnionego i dyskutowanego "tajemniczych punktu", położonego na linii łączącej obydwa obłoki plazmy, widocznego przez okres kilu miesięcy po wybuchu. Punkt te był zbyt odległy, żeby mógł być wyrzucony przez supernową, były też zbyt jasny (10% jasności supernowej), żeby mogło to być światło odbite od materii. Mógł to być towarzysz, który zainicjował, lub był częścią obwodu elektrycznego supernowej.

Jasny, perlisty pierścień pokazuje, że materia została wyrzucona równikowo. Aczkolwiek, nie rozszerza się on. Pozostałe dwa słabsze pierścienie, położone powyżej i poniżej gwiazdy, również wykazują podobna strukturę jasnych punktów.

Patrząc konwencjonalnie, fala uderzeniowa powinna posiadać raczej symetrię sferyczną, niż osiową. Nie ma też szczególnego powodu, żeby fala taka tworzyła pierścień jasnych punktów. Powinniśmy się spodziewać pewnych oznak sferycznej kawitacji.

Gwiazdy są zjawiskiem plazmowego wyładowania elektrycznego. Energia elektryczna wytwarza ciężkie pierwiastki w pobliżu ich powierzchni. Jest ona przesyłana na kosmiczne odległości w liniach przesyłowych, jakimi są włókna prądów Birkelanda. Energia może się uwalniać stopniowo, albo gromadzić w gwiazdowym obwodzie, żeby uwolnić się katastrofalnie. To obwód elektryczny, a nie gwiazda, jest źródłem energii supernowej. To właśnie dlatego ilość energii niektórych mgławic planetarnych przekracza energię emitowaną z gwiazdy centralnej. Patrz: Eta Carina.

Energia elektryczna, rozpraszana przez supernową, jest niewyobrażalna, nie dziwi więc obfitość ciężkich pierwiastków i neutrin, wyrzucanych w przestrzeń przez gwiazdową "błyskawicę".

***

Istotne dowody na elektryczną naturę supernowych muszą pochodzić z eksperymentów i obserwacji.

Anthony L. Peratt, członek IEEE, opublikował artykuł w IEEE Transactions on Plasma Science, wol. 31, nr. 6, grudzień 2003. Nosi on tytuł "Charakterystyki wysoko prądowych, reostrykcyjnych zórz, jakie zarejestrowano w czasach starożytnych". Opisał w nim niezwykłą charakterystykę wysoko energetycznego wyładowania plazmowego. Omówił mega-amperowe strumienie cząstek oraz pokazał ich 56 lub 28-śmio zgięciową symetrię. Napisał:

Stały strumień naładowanych cząstek ma tendencje do tworzenia zwartych cylindrów, zwłókniających się w indywidualne prądy. Obserwowany z dołu, układ ten zawiera koła, koliste pierścienie jasnych punktów, oraz intensywne strumienie wyładowań, łączące zewnętrzne i wewnętrzne struktury.


Fotografia przedstawia tytanową płytkę grubą na 0,6 mm, położoną 15 cm od 100 kilo-gaussowego, sub-mega amperowego strumienia naładowanych cząstek. Początkowo strumień był cylindryczny, ale po przebyciu 15 cm zwłóknił się. W zakresie sub-giga amperowym, maksymalna liczba samo skurczonych włókien, dozwolonych, zanim cylindryczne pole magnetyczne przestanie dzielić się na "wyspy", wynosi 56.

Rezultaty potwierdzają fakt, że pojedyncze włókna prądowe są zarządzane swoim własnym polem magnetycznym, które znika pod wpływem zwiększania liczby pojedynczych prądów. Skalowanie jest stałe dla zadanej grubości wiązki, od wiązek mili-amperowych, do multi-mega amperowych, oraz średnicy wiązki od milimetrów do tysięcy kilometrów.

Zjawisko skalowania plazmy rozciąga się na ponad 14 rzędów wielkości, więc jasny pierścień supernowej 1987A może być rozważany jako gwiezdnej skali płytka tytanowa z równikowym arkuszem wyrzutu działającym jak "płytka" dla niewidocznego osiowego prądu Birkelanda.

Peratt dodał: „Ponieważ elektryczne włókna są równoległe, przyciągają się dzięki sile Biota-Savarta, parami, a czasem potrójnie. To sprawia, że 56 włókien z czasem redukuje się do 28 (...). Podczas parowania zarejestrować można każdą liczbę mniejszą od 56, ponieważ nie jest ono zsynchronizowane, aby miało przebiegać jednolicie. Aczkolwiek istnieją tymczasowe stany stabilne przy liczbach 42, 35, 28, 14, 7 i 4. Każda formacja par jest wirem o wzrastającym stopniu złożoności.

Obrazy SN1987A wskazują, że prąd Birkelanda wokół niej został sparowany do liczby bliskiej 28. Jasne punkty wykazują tendencję do łączenia się w pary i trójki. Model płytki pokazuje, dlaczego żarzący się pierścień jest prawie kołowy i porusza się tak wolno - niepodobnie do fali uderzeniowej. Jest raczej jak chmura, przesuwająca się w nocy przez wiązki jupiterów.

Jeśli pierścień równikowy pokazuje prądy Birkelanda w zewnętrznej powłoce kolumny prądu osiowego, wówczas wybuch supernowej jest rezultatem kosmicznego skurczu-z w centralnej kolumnie, skupionego na gwieździe centralnej. Ważne jest odnotowanie, że skurcz-z występuje naturalnie w powszechnych, klepsydrowych mgławicach planetarnych. Nie potrzeba specjalnych warunków ani tajemniczo wyczarowanych pól magnetycznych.


Dostarczona eksperymentalnie oraz przez symulacje geometria ekstremalnych prądów plazmowych w kolumnie plazmy. Prądy Birkelanda będą widoczne tylko tam, gdzie gęstość plazmy jest duża.

Jest to również kształt SN1987A z trzema pierścieniami. Uważne patrzenie na jej rozwój będzie edukacyjne dla kosmologów plazmowych. Nie przewiduję, aby pierścień się rozrastał, jak to powinien zrobić pierścień od fali uderzeniowej. niektóre jasne punkty mogą obracać się wokół siebie oraz łączyć. Jest to okazja rzadsza niż diament, aby zweryfikować elektryczną naturę supernowej. Supernowa 1987A oświetli przyszłość plazmowej kosmologii!

Plazmowi kosmologowie nie ignorują pulsarów, odnajdywanych czasami w pozostałościach po supernowych. Healy i Peratt napisali w "Radiacyjne właściwości magnetosfer pulsarów: obserwacje, teoria i eksperyment": „źródło energii promieniowania może znajdować się nie w samym pulsarze, lecz może ona pochodzić z oddziaływania pulsara ze środowiskiem, jak i z zewnętrznego obwodu. (...) Nasze wyniki wskazują na model "planetarnej magnetosfery", gdzie zasięg magnetosfery, a nie punkty emisji na obracającej się powierzchni determinują emisje pulsara.”

Innymi słowy, do utworzenia pulsara nie potrzebujemy super gęstego obiektu. Wystarczy zwyczajna pozostałość po gwieździe, podlegająca okresowym wyładowaniom. Plazmowa kosmologia ma tą zaletę, że nie wymaga gwiazd neutronowych ani czarnych dziur, do wyjaśnienia małych źródeł promieniowania.

To kończy elektryczny szkic supernowej 1987A.

Postscriptum:

Odkrycie elektrycznej natury supernowej ma swoje implikacje tu, na Ziemi. Rozlegle interdyscyplinarny zasięg modelu Elektrycznego Wszechświata został naświetlony przez niedawne odkrycie Peratta starożytnych obiektów o 56 lub 28-śmio zgięciowej symetrii. Zasięg obejmuje koncentryczne petroglify na całym świecie, oraz geoglify (kręgi kamienne), megality i inne konstrukcje. Najsławniejszym megalitem z 56-ścio zgięciową symetrią jest Stonehenge.


Widok z powietrza na Stonehenge. Obejmuje on kołowy wał, rów oraz wał przeciwskarpy. Widoczny jest również szereg dziur Aubrey'a. Heel Stone jest widoczny z prawej na dole.

Nasi przodkowie widzieli bliskie wyładowania plazmowe. To podnosi fundamentalną kwestię niedawnej historii Ziemi i jej bagażu życia.

Eksplozja w nowym zrozumieniu będzie intelektualną i kulturalna supernową!

Wall Thornhill

Dalsza lektura

W. Thornhill, The Z-Pinch Morphology of Supernova 1987a and Electric Stars
ISSN : 0093-3813
INSPEC Accession Number: 9618789
Digital Object Identifier : 10.1109/TPS.2007.895423
Data bieżącej wersji : 13 sierpnia 2007
Data oznaczenia : sierpień 2007
Sponsorowane przez: IEEE Nuclear and Plasma Sciences Society

Link do oryginału: http://www.holoscience.com/wp/supernova-1987a-decoded-2/

poniedziałek, 20 stycznia 2014

Kratery w laboratorium


Źródło: Mel Acheson, C.J.Ransom

2 stycznia 2004

Planetolodzy przez długi czas zakładali, że większość kraterów w Układzie Słonecznym powstała w wyniku zderzeń. Jednak eksperymenty laboratoryjne pokazały, że wyładowania elektryczne potrafią odtworzyć obserwowane wzory kraterów, i na w zaskakujące sposoby.

Jak zrobić krater? Naukowcy zadają sobie to pytanie, odkąd Galileusz skierował swój teleskop ku księżycowi w 1610 roku. Dyskusja toczyła się pomiędzy tymi, którzy uważali je za wynik wulkanizmu, a tymi, którzy uważali je za rezultat zderzeń. Pod koniec XX w, geologowie na Ziemi oraz astronauci na księżycu pokazali, że nie są one wulkaniczne. Hipoteza impaktowa wygrała jako jedyna do wyboru.

Istnieje jednak trzecia możliwość, odkrywana obecnie przez adwokatów Elektrycznego Wszechświata. Kratery na fotografii powyżej zostały zrobione w laboratorium przez wyładowania elektryczne. Naznaczona nimi powierzchnia odtwarza wiele charakterystycznych cech planetarnej geologii. Kratery mają tendencję do grupowania się wg rozmiaru, układając się w linie i łuki. Zauważyć należy również, że tam, gdzie wyładowania były silniejsze, grunt staje się wypalony lub przebarwiony, a gęstość kraterów jest największa - podobnie, jak na na powierzchni Marsa, oraz innych skalistych ciał w układzie Słonecznym. Niektóre kratery mają w centrum wybrzuszenia, jak wiele enigmatycznych kraterów na Księżycu, Marsie oraz innych ciałach. Interesujące są również ciemne smugi, wychodzące z dwóch większych kraterów blisko środka zdjęcia, wzór podobny do "rozwianych" kraterów na Marsie.

Owa trzecia możliwość została po raz pierwszy wyrażona w 1960, ale astronomowie poświęcili jej bardzo mało uwago, ponieważ długi czas zakładali, że elektryczność nie może pokonać bariery, jaką jest próżnia. Aczkolwiek, wiele odkryć ery kosmicznej zaprzeczyło tej wierze. Od odkrycia pasów promieniowania Van Allena w 1958, do obecnych odkryć pola magnetycznego galaktyk oraz promieniujących rentgenowsko gromad galaktyk, staje się jasno, że to, co nazywamy próżnią, jest wypełnione naładowanymi cząsteczkami. Oddziaływania elektryczne są rozpowszechnione zarówno w przestrzeni międzygwiezdnej, jak i międzygalaktycznej.

Czy jest możliwe, że nasz Układ Słoneczny był kiedyś bardziej aktywny elektrycznie, niż obecnie? Kiedy iskry elektryczne żłobią powierzchnię skalistego ciała, powodują nie tylko kratery, lecz również wiele innych form geologicznych. Eksperymentalne badania żłobienia elektrycznego skalistych powierzchni powinny być więc priorytetem. Zgodnie z teoretykami elektryczności, większość wielkoskalowych struktur w naszym Układzie Słonecznym mogła powstać tylko dzięki łukom elektrycznym. A jeśli to prawda, rzeczywista historia Układu Słonecznego ma niewiele, jeśli cokolwiek, wspólnego z tym, co głoszą podręczniki.

Redaktorzy wykonawczy: David Talbott, Wallace Thornhill

Menadżer: Amy Acheson

Redaktorzy pomocniczy: Mel Acheson, Michael Armstrong, Dwardu Cardona, Ev Cochrane, Walter Radtke, C.J. Ransom, Don Scott, Rens van der Sluijs, Ian Tresman

Wembaster: Michael Armstrong

Link do oryginału: http://www.thunderbolts.info/tpod/2004/arch/040702craters.htm

Gwiazdy w skupieniu plazmowym


Fragment mgławicy Carina, z widocznymi resztkami supernowej N 63a. Źródło: HST/ACS/WFC

20 stycznia 2014

Supernowa jest tym, czym określił ją Hannes Alfvén - wybuchem warstwy podwójnej.

Wielki Obłok Magellana jest względnie małą, nieregularną galaktyką, położoną w przybliżeniu 168 000 lat św. od Ziemi. Odległość jest przybliżona, ponieważ otrzymano różne paralaksy podczas różnych pomiarów.

Wewnątrz LMC znajduje się obiekt odnoszony zwykle do "pozostałości supernowej", gdyż przeważające obecnie teorie ewolucji gwiazdowej uważają takie obiekty za niezmiernie masywne. Twierdzi się, że są one krótko żyjące, zamieniające w niezwykle szybkim tempie swoją masę na wypromieniowywaną energię w procesie fuzji nuklearnej. Gdy paliwo nuklearne się zużyje, proces kończy się, wraz z implozją gwiazdy i wyrzuceniem przez nią zewnętrznych warstw gazu i pyłu.

Eksplodująca gwiazda, która utworzyła pozostałość N 63A, miała posiadać masę 50-ciu Słońc.

Tak zwany wiatr słoneczny z gwiazdy giganta wytworzył, zgodnie z doniesieniem prasowym nt Kosmicznego Teleskopu Hubble'a, "bąbel". Mówi się, że supernowa wybucha wewnątrz bąbla, zostawiając czysty obszar, zawierający małe chmury odrzuconego materiału, którego wiatr nie zdołał wydmuchać - podobne do kółek z dymu w bańce mydlanej.

Wg długotrwałej doktryny w teoriach astrofizycznych, fala uderzeniowa po supernowej odpowiada za tworzenie się nowych gwiazd, gdy napotyka ona obłoki gazu z otaczającej mgławicy. Gazy są stłaczane wzdłuż frontu falowego, osiągając odpowiedni moment kątowy i przyspieszenie grawitacyjne, aby zacząć się kondensować. Zgodnie z teorią mgławicową, gdy tylko kondensacja przekroczy punkt krytyczny, rodzi się gwiazda.

Aczkolwiek z analizy zespołu Hubble wynika, że fala uderzeniowa N 63A porusza się zbyt szybko przez rozszerzające się chmury gazu, wpadając na "obłoczki" i rozrywając je. Ich przeznaczeniem nie jest trwałość.

Astronomowie nie mają pojęcia, dlaczego gwiazdy wyrzucają chmury gazu i pyłu, które mogą się potem stać gwiazdami. Główną przyczyną zagadki jest to, że gwiazdy nie zbudowane są z gazu i pyłu. Są one miejscem skupienia prądów Birkelanda, które płyną wewnątrz obwodów przez galaktykę.

Elektromagnetyczny skurcz-z może ścisnąć plazmę z taką siłą, że gwałtownie kompresuje się ona w gwiazdę, formując toroidalny prąd wokół równika. Gęstość prądu wiejącego przez skurcz powoduje, że plazma nowej gwiazdy wybucha w wyładowaniu łukowym.

Wyjaśnienie Elektrycznego Wszechświata jest takie, że mgławice i supernowe są strukturami plazmowymi, i zachowują się one zgodnie z prawami wyładowań i obwodów elektrycznych.

Zamiast mechanicznego działania i implozji gazów, N 63A była prawdopodobnie utworzona poprzez nadmiar wpływającego prądu, przekraczający zdolność gwiazdy do zachowania równowagi ze swoim otoczeniem. Gwiezdna plazma nie mogła dłużej utrzymać separacji ładunków, przez co warstwa podwójna zwarła się i wybuchła, jak obwód elektryczny na Ziemi wybucha, gdy popłynie nim zbyt dużo prądu.

nie ma potrzeby sprężania gwiazd z chmur gazu i pyłu poprzez ciskanie w nie falami uderzeniowymi. Elektryczna powłoka wokół nowej gwiazdy otrzymuje energię z prądu Birkelanda, w którym jest zanurzony, wchodząc tryb wyładowania żarzeniowego. Grawitacja i ciepło mają w tym swój udział, jakkolwiek niezbyt duży.

Była o tym mowa w wielu artykułach z serii Zdjęcie Dnia, że nie żyjemy w mechanicznym Wszechświecie, w którym wszystko jest inicjowane przez eksplozje, fale uderzeniowe, odbicia, ekspansje oraz inne kinetyczno grawitacyjne zdarzenia i procesy. Wszechświat jest raczej kotłem energii przekraczających siłę grawitacji i bezwładności o szereg rzędów wielkości.

Zjawiska widoczne na zdjęciu Hubble'a przedstawiają raczej elektryczność przemieszczającą się przez plazmę, a nie rozszerzający się front fali uderzeniowej. Promienie rentgena są typowe dla silnego naelektryzowania. Prąd elektryczny wytwarza je, przechodząc przez ciężkie jony w plazmie.

Stephen Smith

Link do oryginału: http://www.thunderbolts.info/wp/2014/01/19/stars-in-the-plasma-focus/

niedziela, 19 stycznia 2014

Dżety komety Wild 2


Źródło: Stardust Team, JPL, NASA

1 lipca 2004

Struktura dżetów na komecie Wild 2 jest radykalnie różna od tego, co przewidywał model ortodoksyjnych astronomów. Dżety takie nie stanowią natomiast problemu dla modelu elektrycznego.

Należący do NASA pojazd Stardust zrobił to zdjęcie komety Wild 2 2 stycznia 2004. Po lewej widać jądro komety, a po prawej kompozycję jądra i długo naświetlanego zdjęcia przedstawiającego dżety. Zgodnie z informacją prasową, naukowcy należący do projektu spodziewali się "brudnej, czarnej śnieżki", z "parą dżetów rozchodzących się w halo". Zamiast tego, odnaleziono więcej niż dwa tuziny dżetów, które pozostawały nietknięte - nie rozpraszały się na podobieństwo gazu w próżni. Niektóre dżety znajdowały się po ciemnej, nienagrzanej stronie komety - anomalii tej nikt się nie spodziewał. Gdy pojazd przecinał trzy dżety, uderzyły w niego kawałki komety wielkości naboi. Powierzchnia Wild 2 pokryta była "iglicami, wądołami i kraterami", które zbudowane mogły być tylko ze skały, nie z sublimującego lodu czy śniegu. Odkrycie było więcej, niż zaskakujące - ono nie mieściło się w głowie.

Kiedy przewidywania teorii są sukcesywnie dyskredytowane przez nowe odkrycia, jest ona "sfalsyfikowana". Nieoczekiwany wyrzut cząstek, które uderzyły Stardust, był tylko małym brzęknięciem w jego powłokę, ale anomalie komety Wild 2 są jednym wielkim karambolem dla teorii brudnej śnieżki.

Obecnie, od wielu lat teoria sama blokuje patrzenie na dowody, włączając w to zbliżeniowe fotografie komet i asteroid. Oświadczenia prasowe NASA nazywają komety "niepodobnymi do jakiegokolwiek rodzaju ciała kosmicznego w Układzie Słonecznym". Niepodobnymi do komety Barrelly, z jej niespodziewanymi "górami, nierównościami i bruzdami"? Niepodobnymi do komety Halley'a, z jej gorącymi dżetami i różnorodnym krajobrazem? Niepodobnymi do stromych ścian i płaskich den kraterów na planetoidach Eros, Mathilda i Ida? Niepodobnymi do rozsianej powierzchni księżyca marsjańskiego, Fobosa, właściwie wszystkich księżyców Jowisza (zwłaszcza tych małych), oraz małego saturnowego - Phoebe? Każde małe ciało, któremu się przyjrzano, zaskakiwało naukowców poszarpaną powierzchnią.

Kaskada nie jest zaskoczeniem dla naukowców rozważających elektryczną plazmę w kosmosie. Jednak astronomowie i astrofizycy nie biorą pod uwagę tej mającej już sto lat dziedziny studiów. Strukturalne szczegóły kraterów, bruzd, klifów i innych form krajobrazu, podobnie jak skupionych dżetów, zgadzają się z tymi wyprodukowanymi w laboratoriach plazmowych.

W hipotezie elektrycznej, skała, przemieszczająca się szybko w polu elektrycznym Słońca, otoczy się powłoką plazmową, która rozwija się w komę, szeroką na tysiące kilometrów, oraz włóknisty ogon, który pozostaje spójny na długości milionów kilometrów. Łuki [elektryczne] spowodują powstawanie wysokich temperatur na małych obszarach. Aktywność elektryczna spowoduje emisje promieni rentgena i ultrafioletowych. Przewidywania modelu są sprawdzalne, a implikacje sięgają daleko poza nowoczesny model komet.

Edytorzy wykonawczy: David Talbott, Wallace Thornhill

Menadżer: Amy Acheson

Edytorzy pomocniczy: Mel Acheson, Michael Armstrong, Dwardu Cardona, Ev Cochrane, Walter Radtke, C.J. Ransom, Don Scott, Rens van der Sluijs, Ian Tresman

Webmaster: Michael Armstrong

Link do oryginału: http://www.thunderbolts.info/tpod/2004/arch/040701comet-wild2.htm

piątek, 17 stycznia 2014

Dlaczego dolna korona słoneczna jest gorętsza od fotosfery?


Jony dodatnie, będące przyspieszane przez warstwę podwójną ładunku elektrycznego w słonecznej Chromosferze. Góra: energia elektryczna jonów dodatnich. Pośrodku: Siła dozewnętrzna działająca na jony. Na dole: Prędkość wylotowa jonów dodatnich. Wszystkie wykresy podane jako funkcja odległości od centrum Słońca.

17 stycznia 2014

Chaos ruchów Browna odpowiada za wysoką temperaturę, jaką widzimy w koronie słonecznej.

Spośród wszystkich pomysłów oferowanych nam jako wyjaśnienie ekstremalnych temperatur (ponad 2 miliony kelwinów) zmierzonych w dolnej koronie Słońca, najprostszym jest to, że przyspieszone elektrycznie do dużych prędkości jony zderzają się z względnie stacjonarnymi jonami i obojętnymi atomami korony.

Elektryczne właściwości regionu fotosfery/chromosfery/dolnej korony słonecznej, zdominowany jest przez warstwę podwójną (DL) ładunku elektrycznego. Ta podwójna warstwa jest pokazana na dolnym wykresie na głównej ilustracji z 11 maja 2010, na Zdjęciu Dnia. Wykresy górny i środkowy są zreprodukowane na ilustracji powyżej.

Jony dodatnie wewnątrz plazmy fotosferycznej nie doświadczają zewnętrznych sił elektrostatycznych, gdy są wewnątrz fotosfery (region od a do b). Zachodzą tam tylko ruchy dyfuzji (odpowiedź na gradient koncentracji), oraz termiczne (Browna). Temperatura jest po prostu miarą tych gwałtowności ruchów. W fotosferze panuje niska temperatura, oceniana na ~5800K.

Górny wykres energii elektrycznej (woltażu) pokazuje, że jony dodatnie mają największą energię potencjalną, gdy znajdują się w fotosferze. Aczkolwiek, ich energia mechaniczna (kinetyczna) jest stosunkowo mała. W punkcie b, jakikolwiek losowy ruch ładunku dodatniego w prawo spowoduje jego zjazd z "góry energii" w prawo.

Środkowy wykres pokazuje pole E (gradient woltażu), zgodny z rozkładem przestrzennym woltażu. To pole elektryczne jest w jednostkach siły na metr, działającej na ładunek dodatni. Pomiędzy punktami b i d pole przyspiesza każdy taki jon dodatni w kierunku na zewnątrz. Przyspieszenie to jest największe w punkcie c, zaś największe prędkości są osiągane przez jony w punkcie d.

W miarę, jak jony dodatnie przyspieszają w dół z górki potencjału, zamieniają one energię potencjalną, jaką miały w fotosferze, na kinetyczną - osiągając niezwykle wysokie prędkości, tracąc przy tym ruch termiczny. Muszą być więc ponownie "natermizowane". Dzieje się tak dlatego, że w regionie radialnego przyspieszania panuje mocno uporządkowany (równoległy) ruch jonów. Ich temperatura, będąca miarą ruchów Browna, spada do minimum.

Kiedy owe mocno przyspieszone jony dodatnie przekraczają region silnego radialnego pola elektrycznego, które je przyspieszyło, znajdują się na dole u stóp wzgórza potencjału, mając znacznie większą prędkość, niż na górze. Z powodu ich ogromnej prędkości, każde zderzenie z innym jonem lub obojętnym atomem jest gwałtowne. Powoduje to losowe ruchy o dużej amplitudzie, które re-termizują wszystkie jony i atomy w regionie (czerwony) do znacznie większych temperatur. Emisje rentgenowskie z owego obszaru w koronie, niewątpliwie pochodzą właśnie z owych zderzeń.

Jony tuż powyżej (na diagramie, po prawej) punktu d mają wg pomiarów temperatury od jednego do dwóch milionów kelwinów. Nic innego, lecz dokładnie taki rezultat wypływa z Elektrycznego Modelu Słońca.

Re-termizacja jonów zachodzi w rejonie analogicznym do spienionej wody na końcu wodospadu. W modelu fuzyjnym nie ma spadku wody - a wiec też nie ma łatwego wyjaśnienia obserwowanej nieciągłości temperatury.

Zauważmy, że nie odnieśliśmy się żadnym miejscu do rekoneksji magnetycznej, ani też do żadnego mechanizmu magnetycznego. Obserwowane zjawisko powodują czysto elektryczne siły, istniejące w warstwie podwójnej ponad Słońcem.

Jest więc jasne, że model elektryczny przewiduje istnienie zaobserwowanego profilu temperatury oraz tłumaczy, jak do niego dochodzi. Gdyby nie było nieciągłości temperatur, byłby to problem dla hipotezy elektrycznego słońca.

Donald Scott, autor The Electric Sky

Autor zdobył stopnie bakałarza i mistrza(?) inżynierii elektrycznej na uniwersytecie w Connecticut, Storrs, Connecticut. Następnie pracował w General Electric, w Schenectady, w Nowym Jorku, oraz Pittsfield, Massachusetts. Uzyskał doktorat inżynierii elektrycznej w Worcester Polytechnic Institute, Worcester, Massachusetts, oraz od 1959 był członkiem fakultetu w Department of Electrical & Computer Engineering na University of Massachusetts/Amherst, do przejścia na emeryturę w 1998.

Link do oryginału: http://www.thunderbolts.info/wp/2014/01/17/why-the-lower-corona-of-the-sun-is-hotter-than-the-photosphere/

Ładunek elektyczny vs gorący gaz


Zdjęcie gromady MACSJ0717.5+3745 skomponowane z obrazów z HST i Chandra. Źródło: rentgen: (NASA/CXC/IfA/C. Ma et al.); optyczne: (NASA/STScI/IfA/C. Ma et al.)

16 stycznia 2014

Astronomowie odkryli pasmo galaktyk i gazu, wiejących w odległej gromadzie.

Dominująca obecne hipoteza kosmologiczna oparta jest na paradygmacie wyłączności grawitacji. Poruszająca się masa oraz ciepło to jedyne czynniki kształtujące Wszechświat. Ładunek elektryczny czasami jest rozważany, jest jednak jednocześnie zaniedbywany w swoich efektach, jeżeli w ogóle jakiekolwiek ma.

W poprzednich artykułach Zdjęcie Dnia wspomniano, że naładowane cząstki, poruszające się od Słońca, nazywane są przez większość "wiatrem", zamiast prądem elektrycznym. Jony, przyspieszane polem magnetycznym, są określane jako "dżety", zamiast skupione transmisje elektrycznej energii przez kosmos, a zmiany w gęstości i prędkości naładowanych cząstek niemal zawsze nazywa się "falą uderzeniową". Nie zaznacza się istnienia warstwy podwójnej, która może gromadzić i uwalniać energię elektryczną, a nawet wybuchać.

Eksplodująca warstwa podwójna to w powszechnym mniemaniu supernowa - gwałtowna śmierć gwiazdy, w której procesy termojądrowe osiągnęły krytyczny stopień, lub gwiazda odrzucająca zewnętrzne warstwy gazu i pyłu, emitująca promienie rentgena i daleki ultrafiolet.

Jednym z ostatnich przykładów takiego patrzenia jest niedawne oświadczenie prasowe ze strony obserwatorium Chandra. Zgodnie z ichnim artykułem, długi na 13 milionów lat św. przepływ galaktyk, gazu i ciemnej materii płynie ku środkowi gromady galaktyk, widocznemu na górze strony. Nie jest to jednak "najznaczniejszy" tego typu przypadek. MACSJ0717 reprezentuje kolizję czterech oddzielnych gromad galaktyk ponad 5 miliardów lat św. od Ziemi, która może stworzyć wyjątkowo dużą gromadę.

Uważa się, że region ten jest wyjątkowo gorący ze względu na ściskanie gazu i pyłu, co powoduje promieniowanie w paśmie rentgena z niebieskich obszarów. Cheng-Jiun Ma z uniwersytetu hawajskiego, jeden z autorów publikacji na ten temat, opisał zlepianie się gromad jako czysto mechaniczne zjawisko: "ponieważ każda z tych kolizji uwalnia energię w postaci ciepła, MACSJ0717 posiada jedną z najwyższych temperatur w układzie".

Przez szereg lat rozwinięto techniki symulacji komputerowych, więc co jest nie do zaobserwowania "miliardy lat św. stąd", można modelować na biurku. Nie jest zaskoczeniem, że obserwacje zdają się pokrywać z symulacjami. Te samo idee, przyświecające twórcom algorytmów, są również obecne w rozumowaniu pracujących przy instrumentach. Budowanie urządzenia, aby widziało to, co zostało wymodelowane, odzwierciedla działanie współczesnej nauki. Formuły matematyczne czynią możliwymi obydwie rzeczy.

Być może brak wiedzy o elektryczności w kosmosie leży w opinii, że zderzające się gazy wytwarzają promienie rentgena i inne energetyczne emisje. Z resztą, percepcja przychodzi z treningiem i edukacją, więc bez uwzględnienia teorii Kristiana Birkelanda i Hannesa Alfv&aecute;na o elektryczności płynącej przez plazmę, w umyśle nie ma percepcji jej zachowania.

Alfvén powiedział: "Obecnie fizyka plazmy kosmicznej... to coś więcej niż rozważania teoretyków, którzy nigdy nie widzieli plazmy w laboratorium. wielu z nich wciąż wierzy w formuły, o których wiemy z eksperymentów, że są fałszywe... szereg podstawowych koncepcji, na których oparte są teorie plazmowe, nie odnoszą się do warunków panujących w kosmosie. Są one 'ogólnie przyjęte' przez większość teoretyków, są one rozwijane najbardziej wyrafinowanymi metodami matematycznymi, i tylko sama plazma nie rozumie, jak piękne są te teorie, i absolutnie odmawia podporządkowania się im..."

Stephen Smith

Link do oryginału: http://www.thunderbolts.info/wp/2014/01/16/electric-charge-vs-hot-gas-2/

czwartek, 16 stycznia 2014

Gwiezdne siły


Zeta Wężownika w podczerwieni. Źródło: NASA/JPL-Caltech/UCLA

15 stycznia 2014

Jaki model najlepiej opisuje zachowanie heliosfery?

(...)

Mówi się, że kosmos jest próżnią. Ponieważ najlepsza pompa próżniowa na Ziemi osiąga odległość 0,1 mm pomiędzy dwoma pojedynczymi atomami, to biorąc pod uwagę, że pomiędzy gwiazdami znajduje się jeden atom na metr sześcienny, podziałka nie przekracza znaku.

Ośrodek międzygwiezdny (ISM), przez który przemieszcza się każda gwiazda, zawiera gaz i pył złożony z wodoru i helu, z ziarenkami pyłu wielkości jednej dziesiątej mikrona. Jeden mikron to jedna milionowa metra, więc ziarnko pyłu jest mniejsze niż długość fali światła niebieskiego (0,45 mikronów).

ISM zawiera zjonizowane cząstki, jak również neutralne molekuły. To elektrony i jony dodatnie są krytyczne do zrozumienia zachowania ośrodka międzygwiazdowego, oraz jego oddziaływania z gwiazdami. Nawet, jeżeli ISM jest niezwykle rozproszony, gdy ma miejsce rozdzielenie ładunków w odległych od siebie rejonach, powstaje słabe pole elektryczne. Pole elektryczne, nie ważne, jak słabe, inicjuje prąd elektryczny.

Astronomowie, używając Wide-field Infrared Survey Explorer (WISE), zlokalizowali gwiazdę, której "potężne wiatry spychają gaz i pył z jej drogi ku temu, co jest zwane czołem uderzeniowym."

Zakłada się, że prędkość gwiazdy ściska gaz i pył przed nią, ponieważ jej "wiatr gwiezdny" spycha gaz i pył z jej drogi. Tak zwana "fala uderzeniowa" nagrzewa ISM, dopóki ten nie zacznie świecić w podczerwieni, co jest wykrywane przez WISE.

Aczkolwiek, zamiast traktować ISM jak ośrodek bezwładny, Elektryczny Wszechświat postrzega go jako magnetyczny, naładowany elektrycznie materiał, kształtowany przez powłoki plazmowe wokół gwiazd, znane jako magnetosfery. Plazma gwiazdowa oraz ISM to różne rodzaje plazmy, wytwarzają więc pomiędzy sobą powłoki plazmowe Langmuira, lub "warstwy podwójne". Gwiazda znajduje się tam, gdzie skupiają się galaktyczne wyładowania elektryczne, tak więc warstwy podwójne formują "wirtualne katody".

Gdziekolwiek w plazmie ma miejsce wyładowanie elektryczne, przepływ prądu jest skompresowany do wewnątrz przez wyindukowane pole magnetyczne. Efekt ten znany jest jako "skurcz-z" (reostrykcja osiowa), i jest fundamentalną zasadą Teorii Elektrycznego Wszechświata. Kompresja może być tak silna, że plazma jest zgniatana do ciał stałych. Istotnie, galaktyki i gwiazdy zdają się zawdzięczać swoje istnienie obfitym prądom elektrycznym, formującym kosmiczne reostrykcje w rozrzedzonej chmurze plazmy, napędzanej przez wszechświat jeszcze większym polem magnetycznym.

Kiedy Voyager 1, podczas przekraczania granicy między naszym Słońcem a ISM, doświadczył "rzeczy niepodobnych do czegokolwiek innego w jego 26-letniej misji", fizyk Wall Thornhill napisał, że pojazd wkroczył w otoczkę plazmową Langmuira, izolującą Układ Słoneczny od ISM.

Ponieważ prądy elektryczne generują pola magnetyczne, a w ISM znaleziono pola magnetyczne silne na tyle, aby utrzymać ogromne chmury gazu i pyłu, wówczas muszą istnieć wewnątrz nich prądy elektryczne wytwarzające te pola. Pola magnetyczne powodują włóknistość plazmy kosmicznej. Włóknista natura "fali uderzeniowej" wokół Zety Wężownika wskazuje na prądy elektryczne, a nie kinetykę, jako prawdopodobniejsze wyjaśnienie swojego występowania.

Stephen Smith

Link do oryginału: http://www.thunderbolts.info/wp/2014/01/15/star-forces/

środa, 15 stycznia 2014

Kształtowanie tego, co jest


Zgrupowanie galaktyk Arp 194. Źródło: NASA, ESA, Hubble Heritage Team (STScI/AURA)

14 stycznia 2014

Galaktyki są świetlistymi dziećmi elektrycznego rodzicielstwa, nie zrodzonym w ciemności z niewidzialnych sił.

„Słuchaj jednej strony, a będziesz w ciemności. Posłuchaj obydwu, a cię oświeci.”

− Lord Chesterfield

"Galaktyki występują w wielu kształtach i rozmiarach, ale do niedawna astronomowie nie umieli powiedzieć, dlaczego. Obecnie naukowcy używają teorii ciemnej materii, aby przewidzieć pochód galaktyk odnalezionych w kosmosie." Opis matematyczny ciemnej materii został włączony do programów komputerowych, które tworzą modele formowania się galaktyk.

Podawane wartości zależą od źródła, ale astronomowie zgodnie podają, że ciemna materia tworzy około 25% Wszechświata. Tak zwana "ciemna energia" ma stanowić 70%, podczas gdy pozostałe 5% to materia barionowa, widoczna gołym okiem i wykrywalna przyrządami.

Astronomowie terminem "barionowa" określają wszelką materię, z której składają się cala kosmiczne - to jest materię złożoną z protonów i neutronów. Zauważmy, że elektrony nie są barionami, tylko leptonami, lecz są ignorowane w skali astronomicznej, gdyż zazwyczaj i tak towarzyszą protonom.

Ciemna materia opisywana jest bardziej przez to, czym nie jest, niż czym jest. Jak stwierdzono powyżej, nie istnieje ona w postaci gwiazd ani planet, które można zobaczyć. Nie są to ciemne chmury normalnej materii barionowej, ponieważ takie chmury można zaobserwować poprzez pochłanianie przez nie promieniowania. Ciemna materia nie jest antymaterią. Ponieważ gdy materia i antymateria anihilują ze sobą, powstają promienie gamma, więc ciemna materia powinna świecić światłem o wysokiej częstotliwości.

Jak twierdzi się w orzeczeniach prasowych, badacze użyli teorii "zimnej ciemnej materii Lambda" do napisania nowego modelu na superkomputer, który był w stanie mocno przybliżyć rzeczywistą liczbę galaktyk spiralnych i eliptycznych, jakie obserwujemy.

Użycie ciemnej materii w swoich obliczeniach uważają za kluczowe, gdyż uważa się, że galaktyki są otoczone "halo" z ciemnej materii. Tak duża koncentracja niewidocznej materii jest podstawą dla spójności gromad galaktyk, jak również dla pojedynczych galaktyk, przed "rozleceniem się".

Pewne zapewnienia, że o zgodności przewidywań modelu muszą być zrównoważone faktem, że równania dobrano tak, aby pasowały do obserwacji. Aby oferować "przewidywania", wiele założeń musi być rozważanych dosłownie. Aczkolwiek, jak wytknięto w poprzednich artykułach serii Zdjęcie Dnia, istnieje wiele aspektów, których model ten nie przewiduje - np. wielkoskalowe struktury we Wszechświecie.

Popularna astronomia obarcza ciemną materię rolą organizowania struktur galaktycznych. Kolejny matematyczny duszek, czarne dziury, również są bardzo ważne dla tej hipotezy, gdyż mówi się o nich, że zamieszkują jądro niemal każdej galaktyki. Zarówno czarne dziury jak i ciemna materia (podobnie jak ciemna energia), są niezbędnymi konstrukcjami matematycznymi w środowisku astronomicznym, ponieważ w ich umyśle grawitacja jest sine qua non wszystkich sił, które rządzą ruchem galaktyk w kosmosie.

Ci, którzy rozważają teorię Elektrycznego Kosmosu, mają zupełnie inne podejście.

Astrofizyk Hannes Alfvén pierwszy zaproponował swoją teorię "elektrycznych galaktyk" w 1981 roku. Galaktyki oraz ich ruch naśladują silnik jednobiegunowy bardziej, niż cokolwiek innego. Silnik jednobiegunowy działa, ponieważ prąd elektryczny wytwarza pole magnetyczne, które powoduje wirowanie metalowego dysku z prędkością proporcjonalną do przyłożonego prądu.

Dysk galaktyki jest jak dysk silnika jednobiegunowego, lub silnika Faradaya, nazwanego tak od swojego wynalazcy, Michaela Faradaya. Ogromne prądy Birkelanda płyną w osiach galaktyki na zewnątrz wzdłuż dysku. Gwiazdy wewnątrz dysku zasilane są tymi prądami. Galaktyki, z kolei, dostają tą energię z międzygalaktycznych prądów Birkelanda, widocznych w kosmosie jako włókniste struktury, które można śledzić poprzez ich pole magnetyczne.

Włókna elektryczności można zobaczyć wszędzie: statyczne iskrzenie, błyski piorunów, "dżety" promieni rentgena wychodzące z biegunów galaktyk, oraz "struny" supergromad, które tworzą wielkoskalowe struktury Wszechświata. Prądy Birkelanda oddziałują na siebie z daleko zasięgowym potencjałem przyciągającym rzędu wielkości 39 większym od grawitacji, więc wpływy ciemnej materii można pominąć jako całkowicie niepotrzebne.

Ładunki elektryczne płynące przez pyłową plazmę energetyzują i podtrzymują gromady, galaktyki i gwiazdy.

Stephen Smith

Link do oryginału: http://www.thunderbolts.info/wp/2014/01/14/shaping-what-is-2/

wtorek, 14 stycznia 2014

Eta Carinae


Źródło: NASA, HST, WFPC2, J. Hester (ASU)

16 lipca 2004

Gwiazda Eta Carinae nagle stała się drugą pod względem jasności w latach 1837-1856. Potem zanikła i stała się niewidoczna. W 1940 jej jasność zaczęła rosnąć i stała się znów widoczna gołym okiem.

Astronomowie spodziewali się zobaczyć resztki po eksplozji gwiazdy - mały, jasny rdzeń w środku i chmurę rozszerzającego się gazu. Jednak kiedy Kosmiczny Teleskop Hubble'a zwrócił ku niej swoje oko, astronomowie ujrzeli chmurę w kształcie klepsydry, wielką na niemal rok świetlny. (Ponieważ nie jest to gwiazda, to chmura nosi nazwę Eta Carinae. Gwiazda, która powinna być w centrum, jest zasłonięta przez chmurę.) Dwa obłoki uciekają od centralnego dysku z prędkością ponad miliona km na godz. Chmura jest najbardziej świecącym obiektem w naszej galaktyce. Wydziela milion razy więcej energii niż nasze Słońce, głównie w podczerwieni, ale również w rentgenie.

co znajduje się w środku, jest tajemnicą, ponieważ jest zasłonięte. Tradycyjne źródła energii gwiazdowej - grawitacyjny kolaps i fuzja nuklearna - nie mogą odpowiadać za gorącą na trzy miliony stopni chmurę tak daleko od gwiazdy centralnej.

Aczkolwiek, w 1968 roku, dr Charles Bruce z UK Electrical Research Association wysunął propozycję, że mgławice planetarne, takie jak Eta Carinae, są wyładowaniami elektrycznymi. Ponieważ wyładowanie jest częścią galaktycznego prądu, dostarczającego moc do gwiazd, mgławica przyjmie charakterystyczny dwubiegunowy kształt wzdłuż osi prądu, z toroidem wokół równika. W przypadku Eta Carinae, większość mocy jest przechwytywanej przez otaczający pył. Ten efekt "elektrycznego pieca" wyjaśnia zarówno ogromne temperatury z dala od gwiazdy, jak i zanikające promieniowanie. Nadejście takiego kosmicznego pioruna ukazałoby się jako oświetlający galaktykę błysk, jak to miało miejsce w XIX wieku.

Redaktorzy wykonawczy: David Talbott, Wallace Thornhill

Menadżer: Amy Acheson

Redaktorzy pomocniczy: Mel Acheson, Michael Armstrong, Dwardu Cardona, Ev Cochrane, Walter Radtke, C.J. Ransom, Don Scott, Rens van der Sluijs, Ian Tresman

Webmaster: Michael Armstrong

Link do oryginału: http://www.thunderbolts.info/tpod/2004/arch/040716eta-carinae.htm

NGC 6302: Mgławica Pluskwa

7 lipca 2004

Sto lat temu astronomowie zakładali, że każde ciało większe od planetoidy będzie sprowadzone przez grawitację do sferycznego kształtu. Ale gdy ulepszono teleskopy, wkroczyła rzeczywistość.

Mgławice planetarne, uważane obecnie za końcowy etap życia dużych gwiazd, zawiodły oczekiwania sferyczności obiektów. Ponad 60 lat temu, dr Charles Bruce, z angielskiego Stowarzyszenia Badań nad Elektrycznością, zaczął dostrzegać podobieństwa pomiędzy mgławicami planetarnymi a zjawiskami wyładowań elektrycznych. Na powyższym zdjęciu z Kosmicznego Teleskopu Hubble'a, przedstawiającym Mgławicę Pluskwa, można zobaczyć wiele przykładów tych elektrycznych cech. Ogólny kształt jest klepsydrowaty, nie sferyczny. Centralna gwiazda jest schowana za gęstym pyłowym torusem. Światło gwiazdy jest silne w ultrafiolecie, jednej z sygnatur wyładowania elektrycznego. Kształty wewnątrz mgławicy pokazują skręcone włókna, spirale i kolumny typowe dla elektrycznego wyładowania w plazmie.

Plazma w laboratorium formuje komórkowe struktury, oddzielone od siebie cienkie warstwy przeciwnych ładunków, zwane warstwami podwójnymi. Czy tak samo dzieje się w mgławicach? To trudne pytanie, ponieważ jedyny sposób, żeby wykryć warstwę podwójną, to wysłać w jej rejon sondę, a mgławice są daleko poza zasięgiem naszych pojazdów kosmicznych. Jednak wszędzie tam, gdzie dotarły nasze pojazdy, w Układzie Słonecznym, odnaleziono komórkowe struktury oddzielone warstwami podwójnymi, tak samo, jak to ma miejsce w laboratorium. Nazywamy te struktury magnetosferami, magneto-ogonami, falami uderzeniowymi, głowami i warkoczami komet.

Hannes Alfvén powiedział: "...to niemiłe, opierać dalekosiężne konkluzje na czymś, czego nie możemy zarejestrować. ale alternatywą jest robienie dalekosiężnych konkluzji na założeniu, że plazma w odległych regionach posiada drastycznie różne właściwości od tej w naszym otoczeniu. To jest oczywiście znacznie mniej miłe...". Jakkolwiek odpowiedź nie jest jeszcze znana, ale badacze Elektrycznego Wszechświata zaczynają od założenia, że właściwości plazmy są wszędzie takie same, czy to w laboratorium, czy w odległej mgławicy Pluskwy. I to założenie oferuje zupełnie nowe spojrzenie na wszechświat, w którym żyjemy.

Redaktorzy wykonawczy: David Talbott, Wallace Thornhill

Menadżer: Amy Acheson

Redaktorzy pomocniczy: Mel Acheson, Michael Armstrong, Dwardu Cardona, Ev Cochrane, Walter Radtke, C.J. Ransom, Don Scott, Rens van der Sluijs, Ian Tresman

Webmaster: Michael Armstrong

Link do oryginału: http://www.thunderbolts.info/tpod/2004/arch/040707nebula.htm

Kolejna aktywnie wydmuchująca galaktyka


Źródło: Gerald Cecil UNC/Chapel Hill et al., NASA

26 października 2004

Wspólną charakterystyką spiralujących prądów Birkelanda w wyładowaniu plazmowym, jest ich wydmuchiwanie na szczycie. Wpierw pojawia się trąba lub rożek na filarze najintensywniejszej części wyładowania. Często również materia gromadzi się wokół osi wyładowania, tworząc z trąby trójząb. Może też dojść do tego, że trzy, cztery lub więcej prądów wytworzy kilka włókien, wyrastających z siebie nawzajem.

Wyrastające włókna z centrum galaktyki NGC 3079 (zdjęcie powyżej) ilustrują to zachowanie. Są one dowodem na galaktycznych rozmiarów wyładowanie piorunowe energii w jadrze. Ponieważ piorun jest tylko częścią obwodu elektrycznego, obejmującego całą galaktykę, oczekujemy zaobserwowania wzbudzeń w innych jej częściach. I znajdujemy: zewnętrzne krawędzie ramion spiralnych są kropkowane jasnymi punktami, tradycyjnie nazywanymi "obszarami gwiazdotwórczymi". Tutaj powrotny prąd osiowy, kurczony do mniej lub bardziej równo oddalonych par włókien, zaginają się ku płaszczyźnie równika. Na zagięciu, siły elektryczne rosną, a materia akumuluje. Faktycznie powstają gwiazdy, lecz są to gwiazdy elektryczne, oświetlone przez rzekę prądu, eksplodującą z ich jadra.

Dlaczego NGC 3079 jest wzbudzona? Elektryczny Wszechświat zakłada, że energie sterujące galaktyką pojawiają się dzięki przypływom w większym, niewidocznym połączeniu z innymi galaktykami. Mapowanie intensywności fal radiowych i rentgena w jej otoczeniu może ukazać powiązania z "rodzicem". Owa galaktyka mogła wystrzelić NGC 3079 - przed tym, jak urosła ona do swoich obecnych rozmiarów - w podobnym elektrycznym przypływie. Obecnie NGC 3079 jest na etapie wyrzucania swojego własnego odprysku: Halton Arp zidentyfikował dziewięć kwazarów o wysokim przesunięciu ku czerwieni, powiązanych z tą galaktyką, a obecni bada kolejne trzy, które mogą uzupełnić brakujące pary kwazarów już odkrytych.

(Elektryczna charakterystyka aktywnych galaktyk idzie ręka w rękę z jej rodziną kwazarów, zarówno tutaj, jak i u innych galaktyk aktywnych. Powiązania te zawierają cenne wskazówki dotyczące zachowania się plazmy w kosmosie.)

(...)

Redaktorzy wykonawczy: David Talbott, Wallace Thornhill

Menadżer: Amy Acheson

Redaktorzy pomocniczy: Mel Acheson, Michael Armstrong, Dwardu Cardona, Ev Cochrane, Walter Radtke, C.J. Ransom, Don Scott, Rens van der Sluijs, Ian Tresman

Webmaster: Michael Armstrong

Link do oryginału: http://www.thunderbolts.info/tpod/2004/arch/041026paradigm-galaxy.htm

poniedziałek, 13 stycznia 2014

Czym jest Elektryczny Wszechświat?


(Powyżej): A. Hajian (USNO ) et al., Hubble Heritage Team (STScI/AURA), NASA (Poniżej): Wal Thornhill, Anthony L. Peratt

24 września 2004

Czym jest Elektryczny Wszechświat?

elektryczny Wszechświat jest hipotezą, nową interpretacją danych naukowych w świetle wiedzy o plazmie i elektryczności. W owej interpretacji, grawitacja pełni rolę drugoplanową, ustępując miejsca znacznie silniejszym oddziaływaniom elektrycznym, a naelektryzowana plazma w laboratorium dostarcza zrozumiałego modelu nowo odkrytych zjawisk kosmicznych.

Plazma laboratoryjna "kurczy się" we włókna, powłoki oraz komórki, lub izoluje naładowane ciała od ich środowiska elektrycznego, dając nam istotne wskazówki. W plazmie, prąd elektryczny segreguje materiał w powłoki, lub generuje wyładowania - od radialnych strumieni i spiralujących włókien do egzotycznych symetrycznych konfiguracji - a wszystko to zdaje się naśladować rzeczy, które obecnie widzimy w odległych zakątkach kosmosu.

Górne zdjęcie powyżej, pochodące z Kosmicznego Teleskopu hubble'a, przedstawia mgławicę planetarną NGC 6751. Pod nim przedstawiono laboratoryjny odpowiednik, wytworzony przez urządzenie skupiania plazmy (niżej z lewej), koncentrujące energię elektryczną w wybuchowe wyładowanie (z prawej), naśladując strukturę NGC 6751.

W Elektrycznym Wszechświecie układy planet i księżyców, gwiazd i galaktyk mają swoje początki w udowodnionej zdolności elektryczności do tworzenia struktur i układów obrotowych w plazmie. W określonym obszarze z pewną ilością masy, siły grawitacyjne mogą objąć prowadzenie tylko wtedy,gdy siły elektryczne osiągną równowagę. Hipoteza Elektrycznego Wszechświata zakorzeniona jest w bezpośrednich obserwacjach. Niezwykłe konfiguracje widoczne obecnie w kosmosie są wynikiem różnicy ładunków, gdzie grawitacja nie może się równać z siłami elektrycznymi.

Takie struktury, jak NGC 6751 mówią nam, że nie można dłużej budować kosmologii z neutralna materią jako "punktem startowym". Wszystkie wariacje w tym temacie będą wymagały grawitacyjnych generatorów do "rozdzielenia ładunków". Ale nielogicznym jest pytać, jak słabe siły grawitacji doprowadzają do pojawienia się silniejszych elektrycznych, z których powstają ruchy galaktyczne. Bezpośrednie obserwacje mówią nam, że to zelektryzowana - a nie obojętna - materia jest podstawowym, lub pierwotnym stanem materii we Wszechświecie.

Jednakowoż, perspektywa ludzka jest ograniczona. Pochodzenie wszechświatowej różnicy potencjałów jest podobnie nieuchwytne dla elektrycznych kosmologów, jak pochodzenie materii dla ortodoksyjnych kosmologów. W obydwu przypadkach, przynajmniej jak na razie, teoretycy muszą się zadowolić stwierdzeniem "Tak po prostu jest!".

Redaktorzy wykonawczy: David Talbott, Wallace Thornhill

Menadżer: Amy Acheson

Redaktorzy drugorzędni: Mel Acheson, Michael Armstrong, Dwardu Cardona, Ev Cochrane, Walter Radtke, C.J. Ransom, Don Scott, Rens van der Sluijs, Ian Tresman

Webmaster: Michael Armstrong

Link do oryginały: http://www.thunderbolts.info/tpod/2004/arch/040924electric-universe.htm

sobota, 11 stycznia 2014

Widząc więcej elektryczności w kosmosie


(Z lewej) Warstwa podwójna eksplodująca ze Słońca, przyspieszając w kosmos tony plazmy w postaci "koronalnego wyrzutu masy". (Z prawej) Hałaśliwe radiowo warstwy podwójne (pomarańczowy) z obu stron galaktyki aktywnej pomiędzy nimi - Fornax A. Cienkie włókno, łączące galaktykę z warstwą podwójną i transmitujące energię elektryczną, która steruje jej radiacją, nie widać na tym zdjęciu.

1 lipca 2005

Odkąd laboratoryjni badacze dokumentują zachowanie się plazmy, wiele niewyjaśnionych zjawisk w naturze stało się zrozumiałych. Elektryczne warstwy podwójne są znacznym przykładem, dając wiele jasnych odpowiedzi na wiele obserwacyjnych tajemnic. W tych przypadkach, popularne spekulacje oparte na czystej matematyce, nie są już dłużej użyteczne.

Kurczenie się plazmy we włókna następuje zarówno na skutek sił magnetycznych, jak i elektrycznych. Możemy wykryć pola magnetyczne na odległość i rozumieć, dlaczego włókna zachowują się tak a nie inaczej. Ale kolejna powszechna formacja plazmowa jest czysto elektryczna. Możemy ją wykryć tylko wysyłając do niej sondę.

Anthony Peratt, powiązany z laureatem Nagrody Nobla Hannesem Alfvénem, opisał tą formację w swoim podręczniku Fizyka Plazmowego Wszechświata. Napisał tam o „...dwóch cienkich i bliskich regionach o przeciwnej nadwyżce ładunku, przez co powstaje spadek potencjału...” Owe dwa regiony są zwane "warstwą podwójną". Ponieważ bliska jest nam idea, że dodatnie i ujemne ładunki przyciągają się nawzajem, pomysł, żeby warstwa ładunków dodatnich pozostawała blisko warstwy ładunków ujemnych jest sprzeczna z intuicją.

Ale te "cienkie i bliskie regiony przeciwnego ładunku" nie są samotne w przestrzeni. Tworzą się w prądzie elektrycznym - w strumieniu naładowanych cząstek - i działają jak część obwodu włókna.

Pochodzenie warstwy podwójnej jest efektem sprzężenia zwrotnego. fluktuacje w gęstości i prędkości ładunków powodują powstawanie spadek potencjału, ten z kolei przyspiesza ładunki i prowadzi do dalszych fluktuacji w przepływie prądu.

W prądzie ujemne elektrony wieją w jednym kierunku, a dodatnie jony w drugim. Spadek potencjału zwiększa prędkość przepływu po stronie niższego potencjału - elektronów po jednej stronie, jonów po drugiej.

Zwiększona prędkość oznacza zmniejszoną gęstość. Aby zachować neutralność elektryczną obwodu, inne cząstki o tym samym ładunku są "łapane" u wylotu strumienia. Owe złapane ładunki tworzą warstwę podwójną, z elektronami po jednej stronie i jonami po drugiej, oraz z polem elektrycznym pomiędzy nimi.

Z odpływem i przypływem wielu czynników we włóknie (gęstość, prędkość, skład, temperatura etc.), warstwy podwójne mogą się pojawiać i znikać. Amplitudy wariacji w tych czynnikach mogą być duże. Warstwy podwójne mogą przyspieszać cząstki do energii promieni kosmicznych. Są "hałaśliwe radiowo", emitując w promieniowanie w szerokim paśmie częstotliwości. Przyspieszają cząstki w strumienie. Mogą wywierać ciśnienie na plazmę i rozszerzać ją w polu magnetycznym. Mogą eksplodować i uwolnić energię zindukowaną w obwodzie elektrycznym, której będzie znacznie więcej niż w samej warstwie podwójnej.

Ponieważ warstwy podwójne zużywają energię - przyspieszając cząstki i promieniując - muszą być zasilane przez źródło zewnętrzne. Zdolność prądów Birkelanda do transmitowania energii na ogromne odległości, oznacza, że źródło może znajdować się wiele lat świetlnych - setki a nawet tysiące - od odbiornika.

We wszechświecie plazmowym, energetyczne zdarzenia nie mogą być wyjaśnione tylko przy pomocy warunków lokalnych. Należy rozważyć efekty całego obwodu - co może obejmować całą galaktykę lub grupę galaktyk. Z tego właśnie powodu, gdy przeważające standardowe spojrzenie zezwala tylko na istnienie izolowanych [wysp] galaktyk i gwiazd w kosmosie, model elektryczny podkreśla łączność.

Na zdjęciu Fornax A, powyżej, niewielki, lecz energetyczny plazmoid w centrum galaktyki wyładowuje energię wzdłuż przeciwnie skierowanych włókien prądów Birkelanda (niewidocznych na tym zdjęciu) do obłoków radiowych. Rozproszony prąd zawraca z nich do ramion spiralnych, gdzie jego zwiększona gęstość powoduje powstawanie gwiazd, po czym wraca do centralnego plazmoidu.

Irving Langmuir, jeden z wczesnych pionierów badań nad plazmą, odkrył warstwy podwójne podczas badań w swoim laboratorium w latach 20-tych XX w. Hannes Alfv&aecute;n, ojciec plazmowej kosmologii, w 1958 zaproponował ich istnienie w kosmosie. Warstwy podwójne w kosmosie nie zostały odkryte aż do 1978 roku, kiedy to dokonały tego orbitujące poprzez nie sztuczne satelity, które dokonały pomiarów zmian ich pola elektrycznego.

Fakt ten jest niepodważalny. Ale tradycyjne teorie astrofizyki - kinetyka gazów, grawitacja i fizyka cząstek elementarnych - nie dostarczają elektrycznego spojrzenia, aby uczynić ten fakt istotnym. A fakty nieistotne są po prostu ignorowane. Często ich się nawet nie zauważa.

Zjawisko warstw podwójnych staje się duchem, na którego polują konwencjonalni astrofizycy. Potrafią oni dostrzec i rozpoznać pola magnetyczne w kosmosie. Używają konceptualnych narzędzi magnetohydrodynamiki (MHD - fizyka płynów podatnych na siły magnetyczne), aby wyjaśnić magnetyczne wpływy na gaz.

Jednak ponieważ warstwa podwójna jest w pełni elektryczna i może być zarejestrowana tylko poprzez wysłanie do niej sondy, konwencjonalni astrofizycy nie są w stanie zdać sobie sprawy z jej istnienia. Ponieważ pole elektryczne w prądzie Birkelanda jest równoległe do pola magnetycznego (prąd przyległy do pola), więc pole elektryczne warstwy podwójnej również takie jest, więc MHD nie ma tu zastosowania. Koncepcje astrofizyczne powodują ślepe plamy w postrzeganiu.

Astrofizycy widzą tylko efekty działania warstw podwójnych, są więc na straconej pozycji w ich wyjaśnianiu. Energetyczne zdarzenia następują bez obecności współmiernych do nich przyczyn, zupełnie, jakby jakiś duszek bruździł we wszechświecie. Na lewym zdjęciu powyżej, pętla włókna słonecznego rozszerza się nagle i eksploduje, popychając masę plazmy, która przyspiesza do znacznego procentu prędkości światła. Dżety z przeciwnych biegunów galaktyki kończą w energetycznych chmurach (po prawej u góry), która obficie promieniuje w paśmie radiowym i rentgenowskim.

Tekst w ostatnim odnośniku - napisany z konwencjonalnego punktu widzenia - pokazuje ślepą plamę astrofizyki: próba wyjaśnienia zaczyna się od "plazmy", ale przechodzi w "gaz", a kończy się na "wierze", że nieco światła na anormalne przyspieszanie może rzucić magnetyzm.

Konwencjonalni teoretycy bazują na matematycznych sztucznościach - takich jak czarne dziury i rekoneksja magnetyczna - aby wypełnić czymś swój ślepy punkt. Ale nauka bazuje na faktach, a nie sztucznościach. A fakty są takie, że warstwy podwójne można wytwarzać w laboratoriach zarejestrować bezpośrednio w kosmosie. Czarne dziury i rekoneksję magnetyczną - nie.

Redaktorzy wykonawczy: David Talbott, Wallace Thornhill

Menadżer: Amy Acheson

Drugorzędni redaktorzy: Mel Acheson, Michael Armstrong, Dwardu Cardona, Ev Cochrane, C.J. Ransom, Don Scott, Rens van der Sluijs, Ian Tresman

Webmaster: Michael Armstrong


Przetłumaczono z: Seeing More Electricity in Space

Obwód gromady Virgo

4 październik 2005

Nowe techniki, pozwalające dostrzec wątłe struktury pomiędzy galaktykami w gromadzie Virgo, potwierdzają istnienie międzygalaktycznych obwodów plazmowych.

Zdjęcie słabej poświaty pomiędzy galaktykami gromady Virgo opublikowano niedawno z następującym podpisem:

„Astronomowie z Case Western Reserve University zarejestrowali najgłębszy szerokokątny obraz po raz pierwszy ujawniający bezpośrednio szeroką, złożoną sieć "między gromadowego światła gwiazd" - prawie 1000 razy słabszego od nocnego nieba - wypełniającą przestrzeń pomiędzy galaktykami w gromadzie. Owe rzeki, pióropusze i kokony, tworzące to niezwykle słabe światło, zbudowane są z gwiazd wyekstrachowanych z galaktyk podczas ich zderzeń wewnątrz gromady. Służą za "archeologiczny zapis" brutalnego życia gromad galaktyk.”

Astronomowie plazmowi od razu rozpoznali w tych "strumieniach", "pióropuszach" i "kokonach" prądy Birkelanda i powłoki plazmowe. Zdjęcie jest bezpośrednim potwierdzeniem obwodów międzygalaktycznych, łączących galaktyki, jak to przewidzieli plazmowi kosmologowie.

W Elektrycznym Wszechświecie, owa świecąca plazma nie jest "oderwanymi podczas kolizji gwiazdami", lecz rzadkim zgrupowaniem cząstek tworzących plazmę międzygalaktyczną. Siła elektromagnetyczna prądu Birkelanda maleje proporcjonalnie z odległością (a nie z jej kwadratem od ciała, jak to jest w przypadku grawitacji). Tym samy siły te mają silniejszy i dalszy wpływ: działają jak "kosmiczne odkurzacze", ściągając i koncentrując materię z ogromnych dystansów.

Efekt skurczu (reostrykcja) organizuje plazmę we włókno które działa jak "kabel zasilający". Ponieważ kable te się przyciągają, gdy są daleko, ale odpychają, gdy są blisko, przejawiają tendencję do spiralowania wokół siebie. Przy wystarczająco silnym oddziaływaniu, materia w kablach zostaje ściśnięta do postaci łuków, między którymi gromadzą się "misy" lub wybrzuszenia. To prowadzi do znanej postaci galaktyki spiralnej. Tak więc galaktyki są "ładowane" obwodami międzygalaktycznymi, podobnie do świateł ulicznych zasilanych przez sieć miejską.

Wariacje w takich czynnikach jak gęstość, temperatura lub układ pomiędzy kablami uruchamia powstawanie warstw podwójnych i powłok. Formacje te dzielą plazmę na obłoki lub komórki, wewnątrz których plazma ma tendencję to zachowywania tych samych właściwości. Komórki dzielą się później (fraktalnie) na mniejsze komórki, włókna wewnątrz nich. W pobliskich galaktykach widzimy te podziały jako gwiazdy i mgławice. Międzygalaktyczny prąd jest również podzielony na "węzły" jasnych punktów i gromad gwiezdnych.

Redaktorzy wykonawczy: David Talbott, Wallace Thornhill

Menedżer: Mel Acheson

Inni redaktorzy: Michael Armstrong, Dwardu Cardona, Ev Cochrane, C.J. Ransom, Don Scott, Rens van der Sluijs, Ian Tresman

Webmaster: Michael Armstrong

Link do oryginału: http://www.thunderbolts.info/tpod/2005/arch05/051004virgo.htm